Kolekcja Muzykoblogera #4: Anna Maria Jopek, karty z gwiazdami, koszulki RMF FM, Norah Jones

Po serii wpisów podsumowujących miniony rok i przed kilkoma kolejnymi proponuję wpis lżejszego kalibru, a przy tym o charakterze sentymentalnym.

  • Zdjęcie #1: autograf na albumie – Anna Maria Jopek „Bosa”

We wrześniu 2000 r. swoją premierę miał album „Bosa” Anny Marii Jopek. Kilka miesięcy po tym, jak album pojawił się na polskim rynku, dostałem go w prezencie od mojej chrzestnej matki. Właściwie to nie tyle dostałem go ja, co moja siostra, mnie natomiast podarowano album z przebojami grupy The Police. W tamtym czasie nie zasłuchiwałem się w muzyce Anny Marii Jopek, a tym bardziej The Police (może wstyd się przyznać, ale byłem wtedy uczulony na „Every breath you take”, i właściwie nadal tej piosenki nie lubię), dlatego zrobiliśmy z siostrą wymianę – album „Bosa” finalnie trafił się mnie. Dzisiaj de facto oba wydawnictwa są już moje, ale z perspektywy tego posta okoliczność, u kogo obecnie znajduje się album z przebojami The Police, nie ma żadnego znaczenia.

Dnia 13 czerwca 2001 r. posiadanie w swojej kolekcji albumu (mówiąc ściślej: CD) Anny Marii Jopek bardzo mi się opłaciło. Tego dnia wokalistka dawała koncert w moim rodzinnym mieście i chociaż nie była moją ulubienicą, zdecydowałem się posłuchać jej na żywo. Dzięki pomocy zaprzyjaźnionego pana z obsługi koncertu udało mi się zdobyć autograf Anny Marii Jopek z miłą dedykacją. W książeczce dołączonej do płyty podpisali się również towarzyszący wokalistce muzycy: Marek Napiórkowski i Robert Majewski. Mimo że nigdy nie zabijałem się o autografy znanych osób (aczkolwiek małą ich kolekcję już posiadam), od dzieciństwa miałem poczucie, że umieszczenie podpisu autora jakiegoś wydawnictwa na tym wydawnictwie zwiększa jego atrakcyjność i jest ponadto fajną pamiątką. Autograf Anny Marii Jopek na płycie „Bosa” nie jest dla mnie tak cenny, jak np. zdobyte przeze mnie podpisy Edyty Górniak, Justyny Steczkowskiej czy Kasi Kowalskiej (tych wokalistek po prostu częściej i dużo chętniej słucham), ale ma dla mnie pewną wartość sentymentalną.

  • Zdjęcie #2: karty z gwiazdami

Osoby młodsze ode mnie o kilka lat najpewniej nie wiedzą o tym (bo i po co mają wiedzieć), że kiedyś na polskim rynku istniało czasopismo „Nasza Miss”. Co prawda było to czasopismo dla nastolatek, ale zdarzyło mi się kupić jeden z numerów z uwagi na dołączone do niego… karty z gwiazdami. Nie rozumiem, po co były mi te karty, ale dzięki temu, że wszedłem wtedy w ich posiadanie (wtedy, czyli gdzieś między rokiem 1996 a 1997), mogę dzisiaj strzelać im fotki, które następnie mogę wykorzystać na blogu, co niniejszym czynię. Karty z wizerunkami gwiazd leżą sobie schowane w moim rodzinnym domu. Nie dałoby się zrobić z nich jakiegoś pożytku, ponieważ kolekcja jest niekompletna. Zresztą, nawet gdybym posiadał całą talię kart z „Naszej Miss”, do gry w karty mimo wszystko wolę używać kart bez twarzy chłopaków z Backstreet Boys… A kogo dokładnie redakcja „Naszej Miss” zdecydowała się umieścić na kartach? Spójrzmy na zdjęcie…

Podpowiem, że:

– „dziewiątką” był Jon Bon Jovi,
– „dziesiątką” był Nazar (czy ktoś go jeszcze pamięta?),
– waletami byli: Mark Owen z Take That oraz Paddy Kelly z The Kelly Family,
– damami były: Mariah Carey, Alanis Morissette, Mel C ze Spice Girls i Victoria Adams (teraz Beckham) ze Spice Girls (podpisana tu błędnie imieniem „Emma”),
– królami byli: Howie D. i A.J. z Backstreet Boys,
– asami byli: Piasek, Peter André i Nick Carter z Backstreet Boys.

Gdyby dzisiaj ktoś wybierał twarze na takie karty, z pewnością nie zabrakłoby na nich chłopaków z One Direction, Justina Biebera i Miley Cyrus. Do tego zestawu dorzuciłbym jeszcze Rihannę, Katy Perry i Lady Gagę. A jak jako as prezentowałby się Nergal? Przyznacie, że urocza to pamiątka. Choć nieco bezsensowna…

  • Zdjęcie #3: koszulki RMF FM

Na blogu możecie znaleźć moje relacje z 2 wycieczek na Kopiec Kościuszki w Krakowie do siedziby Grupy RMF. Obie wycieczki nosiły szumną nazwę: „Wyprawa do Wnętrza RMF”. Pierwsza „wyprawa” miała miejsce w 2010 r. (relacja – tutaj), a druga w 2011 r. (relacja – tutaj). Podczas obu z nich wróciłem do domu z kilkoma małymi gadżetami. Bodajże za drugim razem wróciłem m.in. z koszulką, którą widzicie poniżej.

Kolekcja eReMeFowych koszulek poszerzyła się w styczniu 2014 r. Można by to podsumować 2 słowami: jubilaci jubilatowi. Koszulkę zaprojektowaną przez zespół Varius Manx (tak przynajmniej ją „reklamowano”) wygrałem w konkursie z okazji 24. urodzin stacji RMF FM, a odebrałem ją z poczty nieco ponad 2 tygodnie od urodzin żółto-niebieskiej stacji, czyli… w dzień moich urodzin. Nie będę ukrywał, że moim zdaniem najładniejsza była koszulka Kasi Kowalskiej, ale tą również nie wzgardzę. Co prawda T-shirt autorstwa Varius Manx, który otrzymałem, jest o 3 albo i 4 rozmiary na mnie za duży, ale i tak przecież bym w nim po mieście nie paradował. Niech sobie bezpiecznie leży w szafie. I wisi na blogu – w formie zdjęcia.

  • Zdjęcie #4: winyl – Norah Jones „…Little broken hearts”

Tę płytę pokochałem zanim jeszcze ją usłyszałem. Sprawiła to świetnie wykonana, oldschoolowa okładka, na której Norah Jones prezentuje się kusząco, seksownie, pięknie, a przede wszystkim bardzo stylowo. Ku mojej radości muzyczną zawartość albumu również polubiłem, stąd jego wysoka pozycja w MUZYKO(B)LOGowym rankingu albumów z 2012 r.

Przez wiele miesięcy miałem olbrzymią ochotę, by sprawić sobie przyjemność i kupić ten album na winylu – choćby Norah miała na mnie jedynie spoglądać z okładki. I tak przechadzałem się obok tego wydawnictwa i przechadzałem… aż w końcu stałem się jego szczęśliwym posiadaczem. Co lepsze, nie sprawdziłem wcześniej, co w zasadzie – poza płytą, rzecz jasna – wchodzi w skład tego wydania. Dzięki temu po rozpakowaniu płyty miałem jeszcze więcej radochy, ponieważ okazało się, że nie dość, iż winyle są białe, to jeszcze w środku znalazł się plakat z mniej więcej 6 razy większą niż na winylowej okładce twarzą Nory. To był doskonały zakup. Trudno się nie cieszyć, gdy od artysty, niebędącego wcześniej Twoim idolem, otrzymujesz udany album, który ponadto pięknie opakowano, nie zapominając o niespodziance.

Mam jeszcze mnóstwo ciekawych wydawnictw i gadżetów, o których chciałbym w tym cyklu napisać. Może tym razem uda mi się kolejną jego część opublikować znacznie szybciej niż miało to miejsce do tej pory. Trzymajcie kciuki!