Co nowego w muzyce: single 2/2014 (I kwartał #2)

W poprzedniej odsłonie singlowego podsumowania pierwszego kwartału 2014 roku (uwzględniającego single z tego okresu, ewentualnie z końca 2013 r., które mi w tym czasie towarzyszyły) przedstawiłem piosenki, które zaliczyłem do kategorii:

– „Klubowa elita”,
– „Wysmakowane – intymne – refleksyjne”,
– „Po polsku”.

Teraz 2 kolejne kategorie, którym nadałem nazwy:

– „Wokalistki z ikrą”,
– „Gitarowo – rockowo – alternatywnie”.

Opisami opatrzyłem większość utworów z pierwszej kategorii. W drugiej (z kilkoma wyjątkami) poprzestałem na samych tytułach oraz linkach, które ułatwią Wam odsłuchiwanie.

  • Wokalistki z ikrą

Anastacia „Stupid little things”: Anastacia swojemu najnowszemu albumowi nadaje tytuł „Resurrection”. Czy singiel „Stupid little things” oraz – w dalszej perspektywie – cały album faktycznie pozwolą wokalistce się odrodzić i choćby delikatnie nawiązać do sukcesów z lat 2000-2006? Na razie na wielki comeback się nie zanosi. Aczkolwiek już pewnym sukcesem było to, że fakt, iż Anastacia wydaje coś nowego, został odnotowany przez niektórych blogerów i strony internetowe. Sama piosenka pojawiła się natomiast na niektórych listach sprzedaży. Co prawda nie wpada w ucho, jak „Sick and tired”, ani nie zapada w pamięć, jak czyniło to wyraziste „I’m outta love”, ale to kolejny popowy, całkiem zadziorny numer Anastacii, którego sympatycy wokalistki na pewno posłuchać mogą bez poczucia wielkiego zawodu (wypieki na twarzy u wielu pewnie nie wystąpią). Nawiasem mówiąc, imponujące jest dla mnie to, jak silną kobietą jest Anastacia. Mimo kolejnych poważnych problemów ze zdrowiem ponownie dzielnie przeszła przez trudny dla siebie okres w życiu i powróciła do nagrywania… Brawa za ducha walki i upór!

Emmanuelle Seigner „Distant lover”: Miałem obawy, że nowy singiel Emmanuelle będzie dla mnie nazbyt „tradycyjnie francuski”, a na domiar tego sama Emmanuelle nie posiada wokalnych zdolności, którymi mogłaby mnie jakoś urzec (cenię wokalistki, które mają intrygującą barwę głosu albo przynajmniej potrafią nim uwodzić, czarować czy niepokoić). Tym bardziej odnotować muszę, że piosenka „Distant lover” wyjątkowo mnie zaskoczyła. To kobiecy singiel z pazurem i francuską powściągliwością. Takiego treściwego akcentu zdecydowanie zabrakło mi na albumie „Dingue” z 2010 r.

okładka singla „Distant lover” Emmanuelle Seigner

Florrie „Seashells”: Orientalny remiks singla „Work” Kelly Rowland autorstwa Freemasons w polskim airplayu radził sobie w swoim czasie co najmniej nieźle. Aktualnie na chwytliwy, orientalny motyw przewodni swojego kawałka zdecydowała się również Florrie, której nadal nie przygarnął żaden duży wydawca (dlatego wielu pewnie nigdy o niej nie słyszało)… (Niezależna) Brytyjka utworem „Seashells” zapowiada właśnie swoją czwartą EP-kę – „Sirens”. Ponownie produkcją wydawnictwa Florrie zajął się team producencki Xenomania, którego członkowie doskonale wiedzą, jak robić taneczno-popowe przeboje, czego dowiedli, pracując m.in. z Girls AloudSugababes i Cher. „Seashells” zalicza mocne wejście, zaczyna się bowiem swoim najmocniejszym punktem, stąd może szybko pojawia się małe znudzenie, a po niespełna 3 minutach (bo tyle trwa nagranie) – mały zawód. Ale to solidnie wyprodukowany, taneczny pop w przyzwoitym wydaniu, do którego od czasu do czasu miło będzie powrócić. Oczywiście o ile na dobre nie zapomnijmy o tym utworze już po kilku tygodniach…

iamamiwhoami „hunting for pearls”: Cytując jedną z czytelniczek: „oniryczno-elektroniczna nimfa”. Otóż to! W tym dziwactwie tkwi tej nimfy siła! A głębia elektronicznych dźwięków jeszcze dodaje jej mistycyzmu.

Iggy Azalea feat. Charli XCX „Fancy”: Raperzy i raperki to raczej nie moja bajka – nie ma powodu, żebym się z tym krył. Do tego nie do końca trafia do mnie barwa głosu Iggy, choć nie sposób odmówić jej łatwości w artykułowaniu wyrzucanych z siebie słów. Sama Charli XCX również wokalnie mnie w tym numerze nie urzeka, zwłaszcza że jej głos jest tu komputerowo zmodyfikowany. Być może zatem dobrą robotę robi w „Fancy” ten beznamiętny, „stąpający” podkład, zbudowany na czymś w rodzaju elektronicznych wstrząso-kopniaków. On ciągnie ten numer, popycha na przód i tworzy z niego imprezową propozycję do niewymagającego kunsztu tanecznego poruszania ciałkiem na parkiecie.

Indiana „Solo dancing”: O śpiewającej z pewną dozą oziębłości Indianie pisałem po raz pierwszy jesienią ub.r. przy okazji snującego się, ponurego singla „Mess around”. W tym aktualnym również jest trochę ponuro i lodowato, ale mimo wszystko jest to utwór z większą niż „Mess around” werwą, a od połowy robi się nawet lekko taneczny, przy czym należy zaznaczyć, że ewentualne pląsy przy „Solo dancing” odbywać się będą w wyjątkowo hipnotyzującym klimacie. Dziwna to wokalistka i – jak dla mnie – bardzo zagadkowa. Swoją nieoczywistością potrafi wzbudzić ciekawość, a kolejnymi produkcjami zdaje się sugerować, że jeszcze nie wszystkie swoje artystyczne atuty nam ujawniła. Jest zatem co odkrywać. Obym się nie mylił.

okładka singla „Solo dancing” Indiany

Katy B „Still”: Do tej pory Katy B stawiała głównie na nośne, szybko mknące naprzód i mało pospolite podkłady, aż tu nagle prezentuje się nam w zaskakująco melancholijnej odsłonie. Ale i w takim niecodziennym (jak na nią) wydaniu potrafi olśnić. Jej „Still” to popowa, rytmiczna (zwłaszcza od mostku) ballada – może nie jakieś dzieło sztuki, ale w mojej ocenie udało się Katy B uraczyć nas wykonaną z uczuciem, ładną kompozycją.

Kelis „Jerk ribs”: Teraz już bez Davida Guetty (z którym, o dziwo, potrafiła znaleźć wspólny język na albumie „Flesh tone”) i bez imprezowego R&B spod znaku „Trick me”, lecz w estetyce retro-popowo-rytmicznej ze wsparciem orkiestry! Wokalistka kameleon.

Kyla La Grange „Cut your teeth”: Delikatny, choć bynajmniej nie naiwnie słodki, wokal tej pani wchodzi tutaj w dialog z tłamszonymi, elektronicznymi dźwiękami, które tworzą mocno koncentrujący uwagę, pobudzający wyobraźnię, przygasły klimat. Moje wrażenia były milsze tym bardziej, że do tego utworu podszedłem na zasadzie „posłuchać, odhaczyć, pójść dalej”, a mimo tego zostałem na dłużej. Kyla, podobnie jak Indiana i iamamiwhoami, udało się zatem wytworzyć w swoim singlu wystarczająco magnetyczną aurę, by przyciągnąć moją uwagę i wprowadzić mnie w jej tajemniczy świat. Żałować można co najwyżej tego, że piosenka jest po prostu za krótka – można było dać jej się bardziej rozwinąć, nie ucinając tak szybko kreowanej konsekwentnie atmosfery.

kadr z teledysku do „Cut your teeth” Kyli La Grange

Lissie „The habit”: Jeszcze jeden zawadiacki, pop-rockowy numer od nieokrzesanej Lissie. I chyba jednak mój ulubiony z tracklisty jej zeszłorocznego albumu „Back to forever”.

M.I.A. „Double bubble trouble”: M.I.A. jako artystka bywa dla mnie za bardzo alternatywna i bojowo nastawiona, bym z chęcią wracał do większości jej produkcji, mimo że staram się zrozumieć i wczuć w jej estetykę. Na pewno nie bez znaczenia jest fakt, że ja po prostu wolę, jak ktoś śpiewa, a nie melorecytuje. A M.I.A., jeżeli już śpiewa, lubi czynić to, bazując na (o ile właściwie to identyfikuję) hinduskiej szkole wokalu, a to nadal mnie niewystarczająco rusza. Szanuję i doceniam, jak ktoś nagrywa muzykę z przekazem. U niej jednak zdaje się on być niekiedy przedkładany ponad samą muzykę. Na szczęście co jakiś czas M.I.A. miewa wyskoki, do których podchodzę z większą aprobatą. W tym numerze również nie stroni od eksperymentów, ale robi to jeszcze dosyć strawnie. Gdyby tylko inaczej rozłożyła akcenty, ograniczając elektroniczną czkawkę na rzecz bujającego motywu… Ja z pewnością zrobiłbym z tej piosenki 2 numery. M.I.A. uparła się, że zrobi jeden.

Russian Red „Casper”: Hiszpanka poszła w tym utworze tropem M.I.A., łącząc w całość 2 potencjalnie różne piosenki. Zadziorne, utrzymujące żwawe tempo, gitarowe fragmenty, które po kilku odsłuchaniach mnie zaczęły kojarzyć się z „Ptakami” Ani Rusowicz, przeobrażają się niespodziewanie w niemające z nimi wiele wspólnego, ociężałe, rozwleczone momenty o zupełnie innej dynamice. Do tego Russian Red śpiewa w „Casper” w taki sposób, jakby nie miała poczucia wyznaczania jej pewnych ram przez podkład – z pewną zamierzoną niedbałością, niczym się nie przejmując, bawiąc się tą piosenką. Efekt jest interesujący i godny uwagi, choć ja preferuję w „Casper” te dynamiczniejsze fragmenty – i muzycznie, i wokalnie.

okładka albumu „Agent Cooper” Russian Red, z którego pochodzi utwór „Casper”

Sophie Ellis-Bextor „Runaway daydeamer”: Wideo do utworu „Runaway daydreamer” – obrazek prosty, a jakiż przy tym apetyczny. Gdyby nie on, być może nadal ignorowałbym towarzyszący mu utwór, który z początku oceniłem dosyć surowo – jako nieznośnie nudny, a już na pewno bezpłciowy. Teledysk nieco zweryfikował moje stanowisko, dopieścił tę piosenkę i wyciągnął na wierzch jej urokliwe cechy, w tym okoliczność, że jest to po prostu ładna kompozycja.

The Pierces „Kings”: „If we want to, we could do what kings do” – tak The Pierces zapowiadają swój nowy album o tytule „Creation”. Siostry Pierce swoją popowo-folkową muzyką, przywołującą na myśl brzmienia sprzed kilku dekad, skradły moje serce w 2011 r. Do tej estetyki powracają w 2014 r., aczkolwiek „Kings” folkowe jest raczej jedynie pod względem sposobu śpiewania (zwłaszcza takie wydaje mi się w licznych dwugłosach) niż produkcyjnie. Z czasem bardzo się z tym utworem związałem, przenosząc się w jego w pewien sposób baśniowy i poetyczny klimat, ukryty jednak pod skorupą popowej produkcji. Ponadto „Kings” będzie dla mnie utworem szczególnym, ponieważ dzięki niemu na liczniku odtworzeń na moim profilu na Last.fm wybiła w marcu liczba 100 000.

a także:

„Don’t wanna dance”

Sky Ferreira „I blame myself”

V V Brown feat. Kele Okereke „Faith”

The Pierces

  • Gitarowo – rockowo – alternatywnie

Balthazar „Leipzig”

Bombay Bicycle Club „Luna”

Broken Bells „Holding out for life”

Dum Dum Girls „Rimbaud eyes”

Embrace „Refugees”

Foster The People „Best friend”

Foster The People „Coming of age”

Jagwar Ma „Uncertainty”: Elektryzujący singiel Australijczyków z Jagwar Ma, który przez swój tajemniczy, nieco psychodeliczny, „stąpający” podkład, w szczególności przewijający się przez cały utwór syntezatorowy motyw, bardzo się do mnie w lutym przykleił.

Little Dragon „Klapp klapp”

Midnight Swim „Sun sun”: Trochę elektronicznie, trochę rockowo, ale na pewno żywiołowo i z lekka tropikalną posypką.

Neil Finn „Flying in the face of love”: Frontman grupy Crowded House w mało zapadającym w pamięć, mało melodyjnym, mało zadziornym utworze, który mimo tego zdaje się podpowiadać: „wróć do mnie”! Dlatego wracam.

The 1975 „Settle down”

The Jezabels „Look of love”O ile Nowozelandczycy z The Naked And Famous na drugim albumie pt. „In rolling waves” zatracili gdzieś co najmniej 50% swojego młodzieńczego buntu i żywiołowości z debiutu, ten deficyt odnalazłem właśnie u ich konkurentów z Australii, The Jezabels, na wydanym w tym roku albumie pt. „The brink” (jest to drugi album tej kapeli). Myślę, że na trzecim albumie The Jezabels śmiało mogliby jeszcze bardziej dać się ponieść duchowi młodości! Niektórzy mogą im zarzucać, że obecnie nie stronią od melodyjności, która ich gitarowe granie trzyma gdzieś w pobliżu muzyki pop, ale ja nie widzę w tym niczego niewłaściwego.

The Jezabels

(c.d.n.)