Jednym ze stałych cykli na blogu są teksty sygnowane nazwą „Co nowego w muzyce: single”. W tym roku trochę ten dział zaniedbałem. Dlaczego się tak stało? Liczę na to, że wybaczycie mi, jeżeli na to pytanie nie odpowiem.
Single, które ujrzały światło dzienne w czasie, przez który nie ukazywały się na blogu teksty z cyklu „Co nowego w muzyce: single”, w żaden sposób na tym nie ucierpią. Pomijam już fakt, że o wielu z nich wspominałem w social mediach bloga. Najważniejsze jest bowiem to, że przygotowałem singlowe podsumowanie pierwszego kwartału 2014 roku, żeby nadrobić zaległości. Nie jest to ranking moich ulubionych singli z tego okresu, lecz luźno skonstruowany przegląd (stosunkowo) aktualnych singli, których w tym czasie najczęściej słuchałem (uwaga: niektóre single pochodzą jeszcze z końca 2013 r.).
Starając się nie rozpisywać na temat poszczególnych piosenek (co średnio mi się udało), ułożyłem je w kilka kategorii, a wpis podsumowujący podzieliłem na części. 1. część zawiera piosenki, które zaliczyłem do kategorii:
– „Klubowa elita”,
– „Wysmakowane – intymne – refleksyjne”,
– „Po polsku”.
Następna część przyniesie zupełnie inne kategorie. Na razie pozostańmy jednak przy tych 3, które wymieniłem.
- Klubowa elita
Duke Dumont feat. Jax Jones „I got U”: Zima 2014 roku przyniosła kilka kapitalnie obmyślonych produkcji z klubowego podwórka. Jedna z nich, singiel „I got U”, jest utworem o dwoistej naturze. Jednocześnie może porwać do tańca, jak i cudownie odprężyć, owiewając twarz letnią bryzą i przenosząc nas w te rejony świata, gdzie zimowe krajobrazy podziwiać można co najwyżej na zdjęciach. Tymi widokami zachłysnęli się już Brytyjczycy, co przywiodło „I got U”, samplujące jeden z przebojów Whitney Houston, na szczyt tamtejszej listy sprzedaży. Przyszła pora na Polskę.
Faul & Wad Ad vs. Pnau „Changes”: Nie sposób teraz uciec do tego kawałka, choć mnie on wpadł w ucho w grudniu ub.r. zanim jeszcze zaczęły go „ogrywać” rodzime stacje radiowe. Niemcy mają ostatnio fazę na taką muzykę – wystarczy odnotować, że 1. miejsce niemieckiej listy przebojów gościło w ostatnich miesiącach single „Changes”, „Jubel” Klingande i „Waves (Robin Schulz remix)” Mr. Probz, które moim zdaniem więcej łączy niż dzieli. Panowie tworzący Faul & Wad Ad wykonali kawał dobrej roboty, przerabiając nieco (mnie) irytujący numer „Baby” Australijczyków z Pnau, a w efekcie lansując jeden z hitów jesienno-zimowego sezonu (mimo że bardziej widziałbym ten numer w roli przeboju okresu wiosna-lato). Jedno powiedzmy sobie szczerze – zapis „Faul & Wad Ad vs. Pnau” jest tak zwydziwiany, że najpewniej za rok większość będzie identyfikować „Changes” jako „ta nie wiem czyja piosenka z dziećmi”, a próbę zapamiętania nazwy wykonawcy podejmie raczej niewielu.
Holy Ghost! „Bridge & tunnel”: Dwaj panowie z nowojorskiego duetu Holy Ghost! opublikowali końcem marca wideo do utworu promującego wydany we wrześniu ub.r. ich drugi album „Dynamics”. Tym, którzy nie mają bladego pojęcia, kim są Holy Ghost!, podpowiem, że panowie nagrywają pozytywną muzykę z elementami synthpopu, nu-disco i electropopu, a oba ich albumy znalazły się w MUZYKO(B)LOGowym rankingu albumów (2011 i 2013). Ich aktualny singiel w trafny sposób oddaje, jak Holy Ghost! podchodzą do muzyki, a wydaje się, że im jej tworzenie sprawia po prostu ogromną frajdę, i tą frajdą lubią dzielić się z odbiorcami – nawet jeżeli nie jest ich zbyt wielu.
Holy Ghost!
Javeon „Give up”: Na słoneczne popołudnie przyjemnie jest zaserwować sobie ten nienachalny, klubowy numer z Bristolu, osadzony w soulowej estetyce. Och, Wielka Brytanio!, jakże wprawieni w łączeniu smacznego, klubowego brzmienia z soulowymi wokalami są Twoi obywatele! W tym przypadku: męski wokal – Javeon McCarthy, a produkcja – Tourist (podopieczny założonego przez duet Disclosure labelu – Method Records).
Kiesza „Hideaway”: Gdy zapodawałem ten numer na fanpage’u bloga z początkiem lutego br., nie było żadnej reakcji. Wtedy „Hideaway” nie miało nawet teledysku. Za drugim podejściem było już znacznie lepiej – pojawiły się lajki i komentarze. Teraz wspominam o „Hideaway” po raz trzeci, tyle że już na blogu. A jest to jeden z najjaśniejszych punktów klubowej muzyki ostatnich miesięcy, który przywołuje na myśl house’owe klasyki podbijające europejskie parkiety w połowie lat 90., w szczególności „Push the feeling on” Nightcrawlers. Dodatkowym atutem singla Kieszy, i to całkiem znaczącym, jest nakręcone w jednym ujęciu, taneczno-uliczne wideo, w którym pochodząca z Kanady wokalistka, nie tylko swoją stylizacją, przenosi nas w czasie o co najmniej ćwierć wieku (wstecz), mimo że jej kawałek brzmi już bardziej nowocześnie (nawet jeżeli nawiązuje do lat 90.).
okładka singla „Hideaway” Kieszy
Le Youth feat. Dominique Young Unique „Dance with me”: Wes James aka Le Youth uświetniał moje ostatnie wakacje swoim odświeżająco-tropikalnym „C O O L”. Czas na kolejny singiel, który również z tropikami ma wiele wspólnego. „Dance with me” na potrzeby promocji w charakterze singla zostało zmodyfikowane i w nowej wersji na featuringu pojawia się raperka – Dominique Young Unique. Podczas gdy „C O O L” było swobodną interpretacją „Me & U” Cassie, „Dance with me” również bazuje na innym klasyku współczesnego R&B – „No scrubs” TLC. Le Youth, nawet jeżeli konsekwentnie realizowany przez niego pomysł na siebie i swoją muzykę szybko się wypali, po raz drugi udowadnia mi, że ma zdolność czynienia ze swoich złożonych produkcji lekkich numerów, tak jakby nałożył na siebie raptem dwa proste elementy.
Peking Duk feat. Nicole Millar „High”: Piosenka, która od kilku tygodni kręci się po pierwszej dziesiątce australijskiej listy sprzedaży singli. Z Australii pochodzi zarówno elektroniczny duet Peking Duk, jak i śpiewająca w „High” Nicole Millar. Dla każdego z nich „High” jest pierwszym utworem notowanym w top 40 ARIA Singles Chart (max pozycja: #7). Piosenka niesie ze sobą niemałą dawkę energii, choć jest w jej podkładzie pewien charakterystyczny, piszczący trik, ujawniający się w refrenie, który może działać na niektórych jak płachta na byka. Zdradzę, że w prezentowanym tutaj zestawie klubowym z tym utworem czuję się najmniej związany.
Redlight feat. Lotti „36”: Hiperenergetyczny, house’owy banger. Przy pierwszym przesłuchaniu wiedziałem, że to jest numer, który odpalałbym w moim klubie, gdybym tylko takowego się dorobił. Redlight ma już zatem w swoim dorobku czwarty klubowy singiel, o którym mogę śmiało powiedzieć, że jest naprawdę cool.
Route 94 feat. Jess Glynne „My love”: Deephouse’owy numer z klawiszami żywcem wyjętymi z pierwszej połowy lat 90. zeszłego stulecia, który z każdym kolejnym odsłuchaniem poczytywałem jako bardziej uzależniający. Winny tego jest producent Rowan Jones skrywający się pod sceniczną ksywą Route 94, który zna odpowiednie sztuczki, by taneczne dźwięki rozwijać w taki sposób, coby nie odkryć wszystkich kart już w pierwszej minucie. I tym sposobem mamy kolejny tegoroczny brytyjski „numer jeden”. Głos debiutującej Jess Glynne poddany został takiej modulacji, że trudno mieć pewność, czy ten wokal faktycznie należy do kobiety. Nawiasem mówiąc, przykład Jess Glynne dowodzi, że światli specjaliści BBC nie zawsze wiedzą najlepiej, kto w nowym roku może najbardziej namieszać w brytyjskiej fonografii (wokalistka najpierw spędziła 4 tygodnie na szczycie The UK Singles Chart z singlem „Rather be” nagranym z kwartetem Clean Bandit, by następnie znaleźć się na 1. miejscu z „My love”, tymczasem na liście BBC Sound Of 2014 jej nie uświadczymy).
Tensnake feat. Nile Rodgers & Fiora „Love sublime”: W marcu przez pewien czas akumulatory ładowałem najczęściej z tym utworem. Marco Niemerski, niemiecki DJ, połączył tu siły z odrodzonym Nilem Rodgersem, który w numer zbudowany na house’owych podstawach tknął ducha disco z elementami funky. I tak oto, po nałożeniu na to kobiecego wokalu Fiory, uzyskaliśmy naprawdę zarażający dobrą energią, warty uwagi muzyczny efekt. Jak słychać, disco nie umiera nigdy.
okładka albumu „Glow” Tensnake’a, z którego pochodzi singiel „Love sublime”
- Wysmakowane – intymne – refleksyjne
A-L-X „Beautiful criminal”: Skupiająca uwagę, intymna propozycja od pewnego młodego Szkota – wokalisty i instrumentalisty. Pod kryptonimem „A-L-X” ukrył się niejaki Alex Gardner, który jeszcze jako nastolatek próbował swoich sił w bardziej mainstreamowym wydaniu (posłuchaj „I’m not mad”). Trudno nie dosłuchać się dużego podobieństwa między podkładem do „Beautiful criminal” a głównym motywem wybornego „Jasmine” Jai Paula. Sądzę, że A-L-X wspólny język znalazłby również z Jamie Woonem… Pięknie mnie ten chłopak przywitał na początek swojej reaktywowanej kariery.
Coldplay „Midnight”: Na potrzeby tego utworu (a być może i całego albumu „Ghost stories”) zespół Chrisa Martina zrezygnował z częstych u niego w ostatnich latach ścian dźwięku i wielkiej pompy na rzecz introwertycznego, kameralnego klimatu, w którym marka Coldplay również sprawdza się wyśmienicie – moim zdaniem lepiej, a przynajmniej bardziej intrygująco, niż w oficjalnie wybranym na singla utworze „Magic” („Midnight” było jedynie promo singlem z nagranym do niego teledyskiem). Rację miał Pitchfork, przyrównując charakter tego utworu do twórczości Bon Iver. Popieram ten kierunek!
Kwabs „Wrong or right”: Soul z Wysp Brytyjskich ma się nie najgorzej. W nowym roku przekonuje nas o tym urodzony w Londynie, mający ghańskie korzenie Kwabs (Kwabena Adjepong). Jego „Wrong or right” promowało EP-kę o takim samym tytule, a samą piosenkę grały na początku zimy stacje BBC Radio 1 i BBC Radio 1Xtra.
Leon Else „Protocol”: Kolejny mało jeszcze rozpoznawalny wokalista z Wysp, który z łatwością odnajduje się w soulowej estetyce. Wydaje się przy tym nieco charakterny. W swoim „Protokole” pozwala sobie żonglować emocjami, stopniowo dodając tej, tworzącej duszną, zadymioną atmosferę, kompozycji wyraźnych barw. Jego stłamszone uczucia przeradzają się w końcu w gniew. Ale nie mogło być inaczej, skoro ma to być piosenka antymiłosna.
oto Leon Else
Mirror People feat. Iwona Skwarek „Come over”: Mało inwazyjna elektronika wprost z Portugalii z wokalem Iwony Skwarek z duetu Rebeka. Łagodna propozycja dla potrzebujących chwili wytchnienia.
Moby feat. Damien Jurado „Almost home”: Wysoki głos Damiena Jurado tworzy złudzenie, że muzyk wydobywa z siebie dźwięki z jakimś trudnym do „ogarnięcia” namaszczeniem. Moby zaprojektował zatem muzyczną scenerię wypełniającą tło tej wokalnej odmienności i tak skonstruowana całość może albo wprowadzić nas w błogi stan albo wręcz przeciwnie – zrodzić w nas pewien niepokój. Jest zatem w „Almost home” coś magnetycznego, co nie pozwalało mi przejść obok tego utworu obojętnie. 6 minut mija w jego towarzystwie nie wiadomo kiedy, o ile oczywiście wczujemy się w ten niecodzienny klimat.
Raleigh Ritchie „Bloodsport”: Brytyjską scenę soulowo-rhythmandbluesową zasilili w 2013 r. nie tylko Joel Compass (o którym wspominałem latem ub.r.) czy wymieni powyżej Kwabs i Leon Else. Uczynił to również Raleigh Ritchie (prawdziwe nazwisko: Jacob Anderson), który wcześniej dał się poznać jako aktor. Wydał już 2 EP-ki („The middle child” i „Black and blue”), a trwający rok przynieść ma długogrający fonograficzny debiut. W oczekiwaniu na jego premierę warto posłuchać 2 nastrojowych singli: „Bloodsport” (ten wydany jeszcze w 2013 r.) i „Stronger than ever”, które pozwalają wierzyć, że to może być wartościowy i interesujący materiał.
Raleigh Ritchie
SOHN „Artifice”: Najszybszy utwór w tym zestawie. Wyprodukowano go jednak w taki sposób, że trudno odmówić mu smakowitości. Elektroniczne „Artifice”, którym Christopher Taylor aka SOHN promuje swój debiutancki album „Tremors”, jest prócz tego na swój sposób czarodziejskie, a może nawet hipnotyczne.
Tove Lo feat. Hippie Sabotage „Stay high (habits remix)”: Przykuwający uwagę, odprężający i nieco ociężale idący na przód elektroniczny numer, który rozpoczął niedawno swoją batalię o sukces na listach przebojów. W pochodzącą ze Szwecji Tove Lo (prawdziwe nazwisko: Ebba Tove Nilsson) mocno wierzy redakcja portalu Popjustice. Dostrzegł ją również Pitchfork. Wokalistka swoje songwriterskie umiejętności wykorzystywała w ostatnich latach, współpracując z Maxem Martinem. „Stay high” powstało na bazie wydanego wcześniej singla Tove Lo – „Habits”. Piosenkę wzięli na warsztat dwaj bracia z Hippie Sabotage i tak starannie przyrządzonym efektem swojej pracy próbują teraz pomóc nie tylko sobie, ale i niemogącej się przebić Tove Lo.
Woman’s Hour „Her ghost”: Stonowana, urokliwa i refleksyjna kompozycja „Her ghost” londyńskiej formacji Woman’s Hour, która w ekstremalnie minimalistycznym teledysku próbuje opowiedzieć nam pewną historię, nie odciągając naszej uwagi od wartości samego utworu. Pieszcząca zmysły, delikatnie płynąca przez głośniki propozycja dla wrażliwych.
Tove Lo
- Po polsku
Ania Rusowicz „Ptaki”: Nie byłem zachwycony faktem, iż teledysku z nie najlepiej promowanego z początku albumu „Genesis” doczekały się „Ptaki”, nie zaś wcześniejszy singiel „To co było”, którego potencjału należycie nie wykorzystano. Z czasem uznałem jednak, że ten numer również ma nietuzinkowo skrojony, przebojowy retro-podkład. W głosie Rusowicz trudno od razu się rozkochać, ale warto dać sobie na to trochę czasu, skoro ze świecą szukać na polskim rynku wokalistek z takim, rzekłbym, sowim głosem. A skoro sowa, to może stąd „Ptaki”…
Bisquit „Wielki mały człowiek”: Nastrojowy cover beznamiętnego, synthpopowego wykonania grupy 2 Plus 1 umieszczonego na albumie „Video” z 1984 r. Na pewno nowe wykonanie bardziej skłania do refleksji niż oryginał, ale ja mimo wszystko odnoszę wrażenie, że bardziej intrygująca była dwupłaszczyznowość pierwowzoru: synthpopowa, przebojowa (jak na tamte czasy) kompozycja + głębszy niż można by się spodziewać tekst.
Grzegorz Hyży & TABB „Na chwilę”: Popowo, radiowo i melodyjnie. Mało wyszukana to piosenka – nie będę próbował przekonywać, że myślę inaczej. Ale skoro jeden z finalistów 3. edycji polskiego „X Factora” miał trafić do radia, eksperymenty nie były wskazane. Pewnie gdyby śpiewał ten utwór Rafał Brzozowski, nie miałbym ochoty dobrowolnie go słuchać. A stało się tak, że „Na chwilę”, wyśpiewywane mało jeszcze eksploatowanym w radiu głosem, całkiem pozytywnie mnie nastraja, czyniąc to, no właśnie, „na chwilę”… Gdyby nie był to polski utwór, pomyślałbym, że napisał go Ryan Tedder.
Iza Kowalewska „Diabeł mi cię dał”: Stylowo, w lekkim, jazzowym klimacie o relacjach damsko-męskich śpiewa Iza Kowalewska w rytmicznym utworze tytułowym ze swojego solowego albumu. Aż mi teraz wstyd, że początkowo zupełnie go nie doceniłem. Jego rytmika i niebanalny tekst potrafią wciągnąć, tyle że najpierw trzeba spędzić z nim odrobinę czasu. A czarno-biały, artystyczny klip dodaje jeszcze „Diabłu…” rumieńców.
Mama Selita „Na pół”: Wypisz, wymaluj polska odpowiedź na „Radioactive” Imagine Dragons. Z taką jednak różnicą, że „Radioactive” nigdy za mną nie chodziło, co z kolei (choć dopiero po czasie) udało się kawałkowi formacji Mama Selita.
zespół Mama Selita
Maria Sadowska „Life is a beat”: Funky, jazz i soul lubią swoje towarzystwo, a nadto nadają się do zabawy, o czym Maria próbuje nam przypomnieć tym rasowym, żywiołowym numerem pochodzącym z albumu „Jazz na ulicach”.
Pustki „Się wydawało”: Dosyć swawolnie brzmiący, radosny i skoczny numer z wydanego niedawno albumu „Safari”. A „się wydawało”, że z takimi piosenkami nie jest mi po drodze…
Tatiana Okupnik „Blizna”: Pop z wyraźnymi taneczno-elektronicznymi ambicjami, których realizacja być może miała przybliżyć Tatianę do pozycji należącej kiedyś do Reni Jusis, a dziś już nieobsadzonej. Jest lżej niż w przypadku „Spider web”, ale całkiem przewiewnie. Wokalistka daje zatem odpocząć klimatom retro popu i żywym instrumentom, próbując za to wprowadzić nas w trans mało dla niej typowym kierunkiem – elektroniką.
XX▲N▲XX „Stay”: Damsko-męskie duety, do tego elektroniczne, i to jeszcze polskie – takie okazy grzech byłoby ignorować. Przy „Stay” warto się zatrzymać i oczyścić umysł. Chociaż nie będę ukrywał, że liczę na więcej. Przyjmijmy jednak, że to dopiero rozgrzewka.
(niesinglowy bonus) Vökuró „The tyger”: Psychodeliczny dream pop w wydaniu polskim, czyli muzyczna wizja warszawskiego zespołu Vökuró. Klimatyczny i dziwny to utwór!
Tatiana Okupnik na okładce albumu „Blizna”
(c.d.n.)