Co nowego w muzyce: single 11/2012

  • Colour Coding „Hold tight”

Miałem napisać o nich jeszcze na wakacjach, ale skończyło się jedynie na wzmiance a Facebooku. Dziś też będzie krótko, ale za to miejsce jest bardziej zaszczytne – toż to przecież sam blog!

Dwóch kuzynów-młodziaków z Australii, Tim Commandeur i Chris Holland, przez kilka lat zbierało własne muzyczne doświadczenia, by w którymś momencie połączyć siły i stworzyć projekt o nazwie Colour Coding. Jego wizytówką ma być pierwszy wspólny mini-album zatytułowany „Proof”, który obaj młodzieńcy wydali, jak to z wieloma EP-kami (w szczególności nowicjuszy) bywa, bez udziału dużego labelu (premiera: luty 2012 r.). W krótką tracklistę „Proof” wliczają się 2 (jak dotąd) single: „Perfect” i „Hold tight”, oraz 3 dodatkowe kawałki: „Kick”, „Leave, it’s over” i „Had it all”.

Chłopcy z jednej strony mają coś wspólnego z One Direction (obejrzyjcie klip do „Perfect”), z drugiej w ich piosenkach pojawia się dużo niosących dobrą energię dźwięków, których nie powstydziliby się nawet Cut Copy. Coś z tych ostatnich da się wyłapać np. w singlowym „Hold tight”. Niech zatem Colour Coding będą pomostem między pupilami nastolatek a artystami z prawdziwego zdarzenia. Któregoś dnia może na dobre dołączą do tej drugiej kategorii.

Ich aktualny singiel nie jest piosenką, w której bym się zasłuchiwał. Traktuję go bardziej jako dobrą wróżbę, jako zapowiedź czegoś interesującego, co chłopcy, jak troszkę jeszcze podrosną, mogą światu zaserwować w przyszłości. Dajmy im tylko odrobinę czasu. Do Gypsy & The Cat z płyty „Gilgamesh”, innego duetu Australijczyków, dużo im jeszcze brakuje, ale wspomniani wcześniej One Direction mogą im co najwyżej przeczesywać grzywki. Na singiel wybrałbym jednak „Had it all”…

(posłuchaj)

fot. Colour Coding (alfitude.files.wordpress.com)

  • Girls Aloud „Something new”

Dziewczyny obecne są na scenie pop od 10 lat. I w zasadzie przez ten czas nigdy nie zrobiły kariery poza swoim regionem. Zdarzały im się europejskie przeboje, np. debiutancki singiel „Sound of the underground” albo popularny w Polsce przez krótki czas numer „Call the shots”. Europa była jednak mało zainteresowana większą częścią ich dorobku. Singiel „Something new” z pewnością tego nie zmieni, zwłaszcza że ma on stanowić zapowiedź oficjalnego rozejścia się dróg 5 dziewcząt z zespołu. Zresztą, Cheryl Cole, Nadine Coyle i Nicola Roberts z różnym efektem zaistniały już jako solistki (każda wydała co najmniej 1 album długogrający). Również Kimberley Walsh, podpisywana własnym nazwiskiem, ma na koncie jakieś (mało znaczące) sukcesy. Jedynie Sarah Harding ma trudności z odnalezieniem się na scenie bez zespołu, ale podobno i ona planuje niebawem wypuścić swój solowy materiał (to jednak, czy ktokolwiek go kupi, pozostawiam już na boku).

Nie ma się co czarować – ich solowe kariery zakończą się tak, jak te dziewczyn ze Spice Girls. Jedynie Cheryl Cole jest w tym momencie na tyle znana jako jednostka, że chwilowo mogłaby mieć najmniej powodów do niepokoju. Chociaż już od drugiej płyty (a przypominam, że wiosną wyszła trzecia) widoczny jest spadek zainteresowania nią jako piosenkarką przez Brytyjczyków. Od zapomnienia uchronić w jakimś stopniu może się jeszcze Nicola Roberts, która na swoim solowym debiucie udowodniła, że pomysłów na siebie ma z dziewczyn zdecydowanie najwięcej, aczkolwiek nie miało to większego przełożenia na wyniki sprzedaży i liczbę przebojów (wiele dobrego pisano jednak o tym materiale na kilku dużych portalach muzycznych – nie tylko wyspiarskich)…

Ale miałem przecież pisać o Girls Aloud jako całości. A ich najnowszy singiel pt. „Something new” zaczyna się mało zachęcającym, niemal cheerleaderskim („Give me all your luvin'”?) zawołaniem (numer otwiera Nadine Coyle, ta ponoć najbardziej z zespołem skłócona), które szybko ustępuje miejsca mięsistemu bitowi (szkoda tylko, że wraca jak bumerang) i energii charakteryzującej prawie wszystkie single girlsbandu. Nie ma zatem żadnych powodów, by uznawać, że mamy do czynienia z singlem w szczególny sposób ustępującym jego poprzednikom, a do tego – odnosząc się do tytułu – „czymś nowym”. Obyło się zatem bez zaskoczeń, chociaż da się zauważyć, że panie z czasem chętniej proponują fanom coraz bardziej huczące podkłady (najwidoczniej nazwa „Aloud” zobowiązuje).

Pod tym kawałkiem śmiało mogłyby się dziewczyny podpisać i 5 lat temu. A i panie z konkurencyjnego The Saturdays równie dobrze mogłyby widnieć tutaj jako jego performerki. Większość nie dostrzegłaby zapewne tych niuansów. Ja tęsknię jednak za tym mniej kanciastym, acz nadal electropopowym wydaniem Girls Aloud z „Untouchable” (zdecydowanie w wersji z albumu, nie tej singlowej) – ich najmniej popularnego (sugerując się pozycjami na The UK Singles Chart, więcej – tutaj) singla…

Jakiś przebój z „Something new” najpewniej będzie (piosenka jeszcze w brytyjskim zestawieniu się nie pojawiła, ponieważ oficjalną sprzedaż postanowiono poprzedzić kilkutygodniową promocją w mediach), ale za pół roku mało kto będzie pamiętał z niego choćby jedną nutkę. Nawet Robert Janowski.

(posłuchaj)

fot. okładka albumu: Girls Aloud „Ten” – promowanego przez singiel „Something new” (ciekaw jestem, jak się udało managementowi przekonać rywalizujące, jak się domyślam, ze sobą dziewczyny do ubrania takich samych ciuchów…) (eska.pl)