25 sierpnia 2001 r. w katastrofie lotniczej na Bahamach zginęła gwiazda muzyki R&B, 22-letnia Aaliyah. Śmierć poniosła także cała 6-osobowa ekipa współpracowników artystki oraz pilot awionetki. Przeprowadzone w sprawie śledztwo dowiodło, iż kierujący samolotem, Luis Morales III, nie posiadał odpowiednich kwalifikacji, aby prowadzić samolot tego typu (a była to Cessna 402B), posługiwał się bowiem sfałszowaną licencją. Okazało się również, iż został on zatrudniony zaledwie 4 godziny przed startem maszyny, a na domiar złego w jego krwi wykryto ślady alkoholu i kokainy. W trakcie prowadzonego postępowania dowiedziono prócz tego, że samolot był znacznie przeładowany. W ten feralny dzień pasażerowie Cessny wracali z planu nowego teledysku Aaliyah nagrywanego do utworu „Rock the boat” (w reżyserii Hype’a Williamsa). Lot planowany był początkowo na następny dzień, jednak artystka wraz ze swoimi współpracownikami podjęła decyzję o przyspieszeniu powrotu do USA. Maszyna spadła krótko po wzniesieniu się.
Opisane wydarzenie wstrząsnęło całym show biznesem. Pogrzeb artystki odbył się 31 sierpnia w Nowym Jorku, a niedługo po tragedii trzeci w karierze album wokalistki pt. „Aaliyah” awansował z 19. pozycji listy sprzedaży albumów w USA (The Billboard 200) na sam szczyt zestawienia. Jego sprzedaż w Stanach osiągnęła poziom 2,5 miliona egzemplarzy. Ze wspomnianego krążka pochodził m.in. singiel pilotujący to wydawnictwo, „We need a resolution”, wypuszczony na rynek jeszcze przed śmiercią wokalistki, oraz utwory „Rock the boat” i „More than a woman”, wydane na singlu już po katastrofie (ten drugi 13 stycznia 2002 r. dotarł w Wielkiej Brytanii do 1. miejsca listy przebojów; 3 dni później Aaliyah obchodziłaby swoje 23. urodziny).
Artystka otrzymała pośmiertnie 2 nagrody w czasie gali American Music Awards 2002, a do dystrybucji trafił film, w którym niedługo przed śmiercią zagrała jedną z głównych ról – „Królowa potępionych”. Pierwszy weekend wyświetlania obrazu w amerykańskich kinach zapewnił mu dochód w granicach 15,2 miliona dolarów, czego efektem była 1. lokata w tamtejszym box offisie. W grudniu 2002 r. wydano płytę „I care 4 U” z kilkoma wcześniej niepublikowanymi utworami wokalistki, a wydawnictwo promował cieszący się dużą popularnością utwór „Miss you” (teledysk do tej kompozycji jest swoistym hołdem złożonym artystce przez wielu znanych muzyków). Aaliyah miała wystąpić także w drugiej i trzeciej części „Matrixa”, jednakże nie zdążyła nakręcić wszystkich scen, w których pojawiała się jej postać, w związku z czym zastąpiono ją inną aktorką, a sceny z udziałem Aaliyah nigdy oficjalnie nie ujrzały światła dziennego. W maju 2005 r. wydano specjalną kompilację zatytułowaną „Ultimate Aaliyah” składającą się z 2 płyt CD (jedna zawierała największe przeboje artystki, druga zaś mniej znane nagrania) oraz dodatkowej płyty DVD z godzinnym filmem, który przedstawiał historię gwiazdy.
Od czasu tej tragedii minęło już ponad 8 lat. Myli się jednak ten, kto myśli, że wokalistka najwyraźniej nie miała wielkiego wpływu na kształt muzyki rozrywkowej końcowej fazy XX wieku, skoro dzisiaj tak rzadko się o niej mówi. Już bowiem od początku swojej kariery, przypadającego na rok 1994, Aaliyah była artystką, w której pokładano wielkie nadzieje, wróżąc jej światowy sukces. W ciągu lat 90. XX w. wylansowała kilka przebojów, które w USA cieszyły się sporą popularnością (m.in. „Back & forth”, „If your girl only knew”, „The one I gave my heart to” i „Are you that somebody?”). Wydała w tym czasie 2 dobrze przyjęte – zarówno przez fanów, jak i krytyków – albumy: „Age ain’t nothing but a number” i „One in a million”. Drugi z nich powszechnie uznawany jest za jeden z przełomowych dla gatunku R&B. W dużym stopniu definiował on kształt i brzmienie R&B drugiej połowy lat 90. Co więcej, wykonywana przez nią kompozycja „Journey to the past”, którą wykorzystano w filmie animowanym wytwórni 20th Century Fox pt. „Anastazja”, otrzymała nawet nominację do Oscara. Aaliyah wystąpiła z nią w czasie ceremonii, stając się tym samym najmłodszą afroamerykańską artystką w historii, która dała podczas gali swój wokalny popis. Jednak najlepszy okres zaczął się dla niej wraz z nadejściem roku 2000, kiedy to zagrała główną rolę w filmie „Romeo musi umrzeć”, promowanym przez utwór „Try again”. Dzięki temu nagraniu o Aaliyah zrobiło się naprawdę głośno i oczywistym dla wszystkich było, że ta młodziutka artystka jest teraz na najlepszej drodze do tego, by zawojować muzyczne rynki – tym razem już po obu stronach Atlantyku.
Utwór „Try again” dotarł do 1. miejsca najważniejszej amerykańskiej listy przebojów – The Billboard Hot 100, a w rocznym podsumowaniu wywalczył ostatecznie 12. pozycję. Świetnie poradził sobie też w muzycznych zestawieniach dużych europejskich rynków fonograficznych, takich jak Wielka Brytanii, Niemcy czy Francja. Aaliyah poszła więc za ciosem i rok później zaserwowała nam niezwykle udany (trzeci w karierze) album, „Aaliyah”, który znowu był solidną dawką R&B. Jest to, nawiasem mówiąc, jedna z moich ulubionych płyt. Pismo „Slant Magazine” uznało nawet, że dzięki Aaliyah otrzymaliśmy w końcu brakujące połączenie hip-hopu z elektroniką. Świetnie zapowiadająca się kariera została jednak przerwana przez zdarzenie, które w tak okrutny sposób zabrało nam jedną z najciekawszych artystek przełomu wieków.
Mimo upływu lat ci, którzy ośmielali nazywać siebie fanami Aaliyah, jak i koneserami współczesnego R&B, nie zapomnieli z pewnością o tych wszystkich emocjach, które dostarczały nam nagrania Księżniczki R&B (bo tak też ją niekiedy słusznie nazywano). Jedną z wokalistek, którą wielokrotnie typowano na następczynie Aaliyah, jest Ciara. Uważam jednak, iż dorobek artystyczny Aaliyah stawia ją w jednym rzędzie z tymi artystami, których nie da się ot tak zastąpić. Nie zapomnijmy więc nigdy o tym, że żyła kiedyś pewna młoda, piękna, niezwykle utalentowana dziewczyna z nowojorskiego Brooklynu, która – chociaż nie było jej dane cieszyć się tym życiem zbyt długo – uwierzyła, że można spełnić swoje marzenia, i dzięki temu w pełni wykorzystała swój niebywały potencjał, wyznaczając nowy kierunek gatunku określanego jako współczesne R&B, a ze swoich pięciu minut sławy uczyniła wieczność. Pomimo tego, że samej Aaliyah nie ma już pośród nas, jej dziedzictwo pozostanie z nami już na zawsze – przynajmniej ja głęboko w to wierzę.
fot. Aaliyah (overgroundonline.com)
nagłówek – fot. fanpop.com