Czas na kolejny przegląd tegorocznych singli, który podzieliłem na 2 części. Znajdziecie w nim głównie te utwory, które pojawiły się już na fanpage’u bloga na Facebooku.
Becky Hill „Losing”: Becky Hill po raz pierwszy dała o sobie znać jako uczestniczka 1. edycji talent show „The Voice UK”, gdzie dołączyła do drużyny Jessie J. Obie panie łączy jeszcze to, że o ile Jessie J wbiła się we wrześniu na 1. miejsce The UK Singles Chart z singlem „Bang bang”, tak Becky Hill dokonała tego samego na początku lipca z singlem „Gecko (overdrive)”. W tej piosence Becky była gościem u DJ-a Olivera Heldensa. Następnie wokalistka wypuściła singiel „Caution to the wind”. A w ostatnich dniach września do sieci trafił teledysk do jej kolejnego singla. Został nim electropopowy utwór „Losing”. Wokalistka przygotowuje już swój debiutancki album. Becky w jednym z wywiadów przyznała, że na albumie chciałaby umieścić klasycznie i pięknie skomponowane utwory – na miarę „Further away” Bena Howarda i „Skinny love” Bon Iver, posiadające jednak energię i sprawną produkcję – w charakterze utworów „Starry eyed” Ellie Goulding i „Sleepyhead” Passion Pit. Przekonamy się, co z tego wyjdzie. Tymczasem w powstaniu „Losing” wokalistce pomagał MNEK.
fot. okładka singla: Becky Hill „Losing” (lockerdome.com)
Ben Watt „Forget”: Połowa (nieistniejącego już) duetu Everything But The Girl, Ben Watt, wydała w tym roku swój drugi solowy album – „Hendra”. Co ciekawe, ten poprzedni ukazał się 31 lat temu! Z nowego wydawnictwa w ucho wpadł mi jeden z singli – łagodnie gitarowy utwór „Forget”.
Bondax „All I see”: Klubowe, ale przy tym odprężające brzmienie, którym nigdy nie wzgardzę.
Calvin Harris feat. John Newman „Blame”: W poprzednim singlu Calvina Harrisa, „Summer”, zabrakło mi powściągliwości. Rozumiem, że refren ma być nośny i dominujący, ale w „Summer” był huczący, a przez to – przynajmniej dla mnie – na dłuższą metę odrobinę nieznośny. W nowym singlu, „Blame”, refren jest może tylko trochę mniej agresywny (powściągliwość znowu gdzieś się zapodziała), ale jakoś bardziej odpowiada mi melodia. Do tego dochodzi wyrazisty wokal Johna Newmana, który jest pod tym względem bardziej utalentowany niż Calvin (choć do tej pory nie miałem problemu z tym, że Calvin śpiewa w niektórych swoich kawałkach). Prawdę mówiąc, w „Blame” najbardziej pasuje mi to, co dzieje się poza refrenem. Choć nośności (trochę może zbyt nachalnej) refrenowi odmówić nie sposób.
Clean Bandit & Jess Glynne „Real love”: Brytyjski kwartet postanowił nawiązać do koncepcji, która przyniosła mu największą popularność – nagrał bowiem kolejny utwór z udziałem Jess Glynne. Oto taneczne „Real love”! Piosenkę znajdziecie na specjalnym wydaniu debiutanckiego albumu grupy – „New eyes”. A cechuje ją wiele podobieństw do „Rather be”, choć wydaje mi się, że odrobinę mniej w niej lekkości (inne są proporcje między housem a popem), co akurat nie musi wcale być jej mankamentem. Przez to jednak, że to powtórka z rozrywki, brakować może elementu świeżości, by udało się nawiązać do sukcesu „Rather be”. Ale życzę powodzenia. Tak sobie myślę, że może nie byłoby złym pomysłem, aby Clean Bandit i Jess Glynne połączyli siły na potrzeby całego albumu…
fot. Clean Bandit i Jess Glynne – kadr z klipu do „Real love” (muzu.tv)
Cloud Boat „Hideaway”: Refleksyjnie, lirycznie, ale z pewnym rozmachem – taki jest utwór dwóch Londyńczyków promujących nim album „Model of you”.
Curly Heads „Reconcile”: Curly Heads tworzą: Dawid Podsiadło, Oskar Bała, Tomek Szuliński, Tomek Skuta i Damian Lis. Album „Ruby dress skinny dog” jest zbiorem 10 trochę „przybrudzonych”, rockowych kawałków, spośród których przynajmniej kilku nie brakuje porywającego charakteru. Ten tytuł od kilku dni podbija polski streaming. Na ten moment jest to najczęściej wybierane wydawnictwo zarówno w serwisie Spotify, jak i Deezer. Z pewnością na razie działa tutaj efekt Dawida. Ale za jakiś czas przekonamy się, czy także sam materiał jest w stanie utrzymać wzmożone obecnie zainteresowanie zespołem. W wybranych stacjach radiowych grany jest obecnie pierwszy singiel z płyty – utwór „Reconcile”. Tymczasem Trójka zaczęła już promować „Diadre”. Mnie ten utwór, obok rozpaczliwego w końcówce „Till you got me”, najbardziej wbił się w pamięć, ale „Reconcile” też brzmi bardzo dobrze!
Example „10 million people”: Example nagrywa czasem imprezowe kawałki, które są dla mnie średnio znośne. Potrafi jednak zaserwować numer, którego fajnie jest posłuchać w imprezowym anturażu albo przynajmniej wtedy, gdy ma się rozrywkowy nastrój. Na aktualnym albumie Example, „Live life living”, o dziwo w ucho wpadły mi 2 kolejne (choć nie 2 pierwsze) single – deephousowe „One more day (stay with me)” oraz bliższe już typowemu EDM „10 million people”. Example nie jest zdecydowanie wokalistą wysokiej klasy, ale jakoś tam sobie chłopak radzi. Musi.
Fisz Emade Tworzywo feat. Justyna Święs „Pył”: Zarażający i pulsujący numer! Chwycił mnie już po kilku chwilach.
fot. Curly Heads (weekend.gazeta.pl)
Glass Animals „Hazey”: Aktualny singiel nieco psychodelicznego, oksfordzkiego kwartetu Glass Animals, który w czerwcu br. wydał swój debiutancki album „ZABA”. Utwór trudny do zapamiętania, ale choćby przez wzgląd na to, że w jego tle dzieją się różne ciekawe rzeczy, godzien poznania. Swoich odbiorców na pewno znajdzie – np. sympatyków Alt-J.
HAERTS „Giving up”: Stacjonujący w Nowym Jorku zespół HAERTS uwiódł mnie klimatycznymi, relaksującymi i totalnie pochłaniającymi dźwiękami, które zaprezentował w utworze „Wings”. W późniejszym singlu, „All the days”, było już bardziej niepokojąco, ale nadal niezwykle klimatycznie i pochłaniająco. Tymczasem najnowszy singiel grupy okazuje się propozycją niezbyt już relaksującą, mało klimatyczną i mało pochłaniającą, za to taneczną i bardziej od poprzedników mainstreamową. Zespół stara się zatem pozyskać nowych fanów, ale przy okazji gubi to, co mnie do niego przyciągnęło. Wolę wcześniejszy kierunek.
Ingrid Michaelson „Girls chace boys”: Do legendarnego już klipu z 1988 r. zdobiącego utwór „Simply irresistible” Roberta Palmera odwoływała się w reklamie Pepsi z początku wieku Britney Spears, a do wypuszczonego w 1986 r. teledysku do innego hitu Palmera, „Addicted to love”, nawiązywano w klipie do „Man! I feel like a woman” Shanii Twain. W tym roku na „Simply irresistible” postanowiła (z poczuciem humoru) spojrzeć Ingrid Michaelson w wideo do utworu „Girls chase boys”. To poza tym całkiem fajna propozycja na pierwszą część dnia. Urok tego utworu dostrzegłem bardzo późno, dlatego piszę o nim dopiero teraz.
fot. okładka albumu: Ingrid Michaelson „Lights out” (genius.com)
Jaymes Young „What should I do” (uwaga: to na razie nie jest singiel): Po głowie chodzi mi czasem popowy numer o tytule „What should I do”, w który – najbardziej w refrenie – wpleciono odrobinę elektroniki, a w zwrotkach zadbano, by bardziej wyczuwalny był rytm. Piosenkę umieszczono na wydanej w ostatnich dniach września EP-ce „Habits of my heart” amerykańskiego wokalisty występującego pod scenicznym pseudonimem Jaymes Young (prawdziwe nazwisko: McFarland).
Jennifer Lopez feat. Iggy Azalea „Booty”: J.Lo na potrzeby singla wymieniła Pitbulla na bardziej chodliwą w tym roku Iggy Azaleę (choć tematyka utworu mogła sugerować, by postawić jednak na Nicki Minaj). Gdy 13 (!) lat temu Destiny’s Child również śpiewały o pupach w „Bootylicious”, wideo było co prawda bardziej kolorowe, ale za to więcej zmysłowości i seksualności odnajdziemy w klipie do „Booty”. Teraz pozostaje rozstrzygnąć, komu lepiej wychodzi twerking (konkurentką jest tu jednak Miley, nie Destiny’s Child – gwoli ścisłości). Sama piosenka ma dosyć chwytliwy, świdrujący w głowie, może przy tym nieco agresywny, ale zdecydowanie nadający się do klubu motyw przewodni (albo mówiąc, chyba, fachowo – hook) oraz stawia bardziej na rytm niż melodię. Przekonamy się, czy tak zachowana proporcja, ten featuring i wideo w duchu ulubionego tematu dzisiejszych mass mediów odwróci złą passę J.Lo i jej albumu „A.K.A.”.
Jenny Lewis „She’s not me”: Piosenka jest drugim singlem z wydanego w lipcu br. albumu „The voyager” Jenny Lewis – wokalistki, którą we wcześniejszych latach jakoś nie miałem sposobności się zainteresować. „She’s not me” utrzymane jest w dosyć tradycyjnie amerykańskim klimacie folkowo-rockowego grania i zawiera niezwykle przyjemną gitarową solóweczkę. Album Lewis wyprodukował Ryan Adams, na którego tegorocznym wydawnictwie również usłyszymy podobne brzmienie.
fot. Jenny Lewis (billboard.com)
Joel Compass „Girlfriends”: Joel Compass w tym singlu z estetyki à la Miguel przenosi się na klubowe parkiety. Sama piosenka – jak na klubową produkcję – mnie niewystarczająco porywa. Ale dobrze wiedzieć, że Joel ma także inną muzyczną twarz.
Johnny Marr „Easy money”: Gdy w sierpniu słuchałem „Easy money” po raz pierwszy, już po pierwszych kilkunastu sekundach refren, od którego zaczyna się ten utwór, zapadł mi w pamięć (ze zwrotkami już tak nie było). Byłem w stanie go odtworzyć nawet po dłuższej przerwie. To oznacza, jak sądzę, że Johnny Marr nagrał rockowy kawałek z przebojowym potencjałem. Nie zawsze jednak potencjał przekłada się na odbiór singla w rzeczywistości. Niemniej według mnie całkiem fajny jest to numer.
Kleerup feat. Susanne Sundfør „Let me in”: Na wydanej przed połową października EP-ce „As if we never won” można znaleźć kilka wyjątkowo wciągających, syntezatorowych opowieści muzycznych. Z ich grona warto posłuchać nie tylko tego utworu!
Knife Party „Begin again”: A tu kłaniają się drumandbassowa moc i przebojowość.
Kwabs „Walk”: Singiel „Walk”, choć utrzymany w rytmie spod znaku produkcji R&B, de facto zbliża wokalistę (czyniąc to jednak z umiarem) do popowo-radiowej estetyki i ma z pewnością przybliżyć go jednocześnie do pierwszego sukcesu na The UK Singles Chart. Warto posłuchać. Trudniej zapamiętać.
fot. okładka singla: Kwabs „Walk” (ukmix.org)
Låpsley „Painter (Valentine)”: Pochodząca z Liverpoolu Låpsley, czyli Holly Lapsley Fletcher, wypuściła utwór minimalistyczny, intymny i łagodny, ale przy tym naznaczony duchem współczesności. Młoda artystka przyrównywana jest do Jamesa Blake’a. Warto odnotować, że Låpsley pewien ruch wokół siebie zrobiła już na początku roku utworem „Station”.
Last Blush „Stay alive”: Pamiętacie elektroniczny duet Last Blush? Ja pamiętam, dlatego bardzo się cieszę, że stojący za nim Dorota Morawska i Adam Nowak skutecznie odprężają w swoim najnowszym singlu.
LemON „Scarlett”: Fortepianowy wstęp do „Scarlett” delikatnie przypomina mi pewien charakterystyczny motyw z utworu „Cichosza”. Jeśli zaś idzie o ciąg dalszy – podobają mi się neurotyczne popisy wokalne Igora Herbuta, które w połączeniu z utrzymanym w pochmurnych odcieniach (mimo że w istocie względnie żywiołowym) tłem czynią ze „Scarlett” utwór podszyty niepokojem i pełen napięć, a dzięki temu dosyć intrygujący.
LuvBug feat. Talay Riley „Resonance”: Zaczynająca się niepozornie, nie najgorsza, taneczna i energetyczna propozycja brytyjskiego tria z męskim wokalem.
Martin Luke Brown „Nostalgia”: Wcale nie taki nostalgiczny, popowo-folkowy numer przyuważony dzięki BBC Radio 1.
fot. Låpsley (diymag.com)
[C.D.N.]