Zapomniane melodie #14: Sarah Connor, Ricky Martin, Blu Cantrell, 702, Tic Tac Toe

W 14. odcinku „Zapomnianych melodii” odświeżam na blogu 7 utworów:

Sarah Connor „Bounce”,
Ricky Martin feat. Fat Joe & Amerie „I don’t care”,
Blu Cantrell „Hit ’em up style (oops!)” „Make me wanna scream” (feat. Ian Lewis),
702 „Where my girls at?”,
Tic Tac Toe „Verpiss’ dich” + „’N Mann”.

 

Sarah Connor „Bounce”

W Polsce Sarah Connor była przez kilka lat jedną z ulubienic radiowców. Najbardziej przyczyniła się do tego jej balladowa odsłona, zaprezentowana po raz pierwszy w utworze „From Sarah with love”, który w szczytowym momencie wybrzmiewał z fal eteru niemal non stop. Później w ten skuteczny, balladowy nurt wpisał się singiel „Skin on skin” oraz następujące po sobie single: „Music is the key” (feat. Naturally 7), „Just one last dance” (feat. Natural) „Living to love you”.

Co ciekawe, w USA pierwszym singlem wokalistki był dopiero utwór „Bounce”, czyli w istocie (przyjmując optykę rynków, na których jej muzyka promowana była już od czasu debiutu) ostatni singiel z drugiego albumu Sary – „Unbelievable” (z tej płyty pochodziło wymienione wcześniej „Skin on skin”). „Bounce” singlem w USA zostało dzięki temu, że piosenką zainteresowali się wcześniej niektórzy amerykańscy radiowcy, którzy stopniowo ją rozgrywali, przekonując tym samym odpowiednie persony, by pójść za ciosem i spróbować z popularnej w Europie niemieckiej wokalistki zrobić gwiazdę także na rynku amerykańskim.

„Bounce” samplowało wcześniejszy „numer jeden” na The Billboard Hot 100, tj. singiel „Family affair” Mary J. Blige, co na pewno nie było bez znaczenia w kontekście ewentualnego sukcesu piosenki za wielką wodą. W odpowiedzi na dobre przyjęcie singla „Bounce” w USA (sukces był to jednak umiarkowany) wydano w tym regionie album Sary Connor. Stanowił on swoistą hybrydę jej dotychczasowych dokonań. Był bowiem zbiorem wybranych utworów z tracklist 3 pierwszych płyt wokalistki: „Green eyed soul”, „Unbelievable” i „Key to my soul”. Album zatytułowano najprościej, jak było to możliwe – „Sarah Connor”.

Na uwagę zasługuje fakt, że na albumie zabrakło miejsca dla flagowego utworu Connor – „From Sarah with love”. Za to znalazły się na nim m.in. „Let’s get back to bed – boy!”, „French kissing” oraz dwie z wymienionych wcześniej ballad, tj. „Skin on skin” i „Music is the key”. Wielkiej kariery na amerykańskiej ziemi Sarah Connor jednak nie zrobiła. Było to bowiem jej jedyne długogrające wydawnictwo wypuszczone na tamtejszym rynku. Z kolei „Bounce” jest jej pierwszym i ostatnim jak dotąd singlem notowanym na liście The Billboard Hot 100. Jest to prócz tego jeden z jej dwóch utworów (po „Let’s get back to bed – boy!”), które dotarły do top 20 zestawienia The UK Singles Chart (14. miejsce „Bounce” na tej liście to najlepsze osiągnięcie artystki w karierze). Jednym z twórców piosenki jest założyciel grupy Fun FactoryToni Cottura.

Dodać wypada, że radiowa wersja „Bounce” przeznaczona na rynek amerykański nieco odbiegała od tej promowanej np. w Polsce. Zresztą ta pierwotna singlowa była skróconą wersją „Bounce” z albumu „Unbelievable”. Fani Sary z pewnością szybko wyłapią różnice między wszystkimi wersjami tego utworu. Ja załączam jedną z nich.

 

Ricky Martin feat. Fat Joe & Amerie „I don’t care”

Ricky Martin miał swego czasu krótki flirt z R&B. Wizytówką owego flirtu jest singiel „I don’t care”, który w 2005 r. promował album „Life”. Już wtedy wokaliście nie wiodło się na listach sprzedaży tak dobrze, jak na przełomie wieków, stąd pewnie przekonanie, że należy zaryzykować, obierając na chwilę inny niż dotychczas kierunek. Na wiele się to nie zdało (jeżeli patrzeć przez pryzmat założonego celu – odwrócenia trendu słabnącej popularności), ale za to efekt pracy był dosyć interesujący.

W „I don’t care” pojawił się raper Fat Joe i będąca wówczas na fali wokalistka R&B – Amerie. Utwór wyprodukował gustujący w „czarnych brzmieniach” Scott Storch, którego najbardziej „egzotycznym” punktem w CV jest, jak sądzę, współpraca z Paris Hilton przy jej debiutanckim albumie… Ze Storchem „I don’t care” napisał i wyprodukował Sean Garrett. Zespół pomocników był zatem solidny i nieprzypadkowy, ale okazał się niewystarczający.

Piosenka doczekała się również wersji hiszpańskojęzycznej – „Qué más da”, w której zamiast Amerie usłyszymy Kostarykankę o scenicznym aliasie Debi Nova. W Polsce, dzięki emisji radiowej, popularniejszy był jednak trzeci singiel z albumu „Life” – utwór „It’s alright”.

 

Blu Cantrell „Hit ’em up style (oops!)” + „Make me wanna scream” (feat. Ian Lewis)

Zdecydowana większość polskich radiosłuchaczy może widzieć w Blu Cantrell klasyczny one-hit wonder. Artystka „zawdzięcza” to sukcesowi utworu „Breathe” nagranego z udziałem Seana Paula. Pierwotna wersja „Breathe” „bonusu” w postaci melorecytacji Jamajczyka nie zawierała. Singiel wydano latem 2003 r. Co ciekawe, mimo że piosenka brzmiała bardzo amerykańsko (R&B) a Tiffany Cobb (tak naprawdę nazywa się Blu Cantrell) jest Amerykanką, większym przebojem była w Europie niż w Stanach. Szczególnie dobrze radziła sobie w Wielkiej Brytanii, gdzie dotarła na szczyt listy sprzedaży singli (spędzając na nim 4 tygodnie) i zmieściła się nawet w zestawieniu 10 najlepiej sprzedających się singli roku.

Tymczasem to nie ten utwór, lecz wydany w 2001 r. singiel „Hit ’em up style (oops!)”, napisany przez Dallasa Austina, jako pierwszy zwrócił oczy świata na Blu Cantrell. Piosenka była w Europie mniejszym przebojem niż „Breathe”, ale za to w USA radziła sobie doskonale, docierając do 2. miejsca The Billboard Hot 100. „Hit ’em up style (oops!)” pilotowało debiutancki album Blu, „So Blu”, a „Breathe” promowało album „Bittersweet”. Był to drugi i jak dotąd ostatni album wokalistki.

„Breathe” nie było jedynym singlem z ery albumu „Bittersweet”. Bezpośrednio po „Breathe” premierę miał bowiem singiel „Make me wanna scream” łączący R&B z reggae, w którym gościnnie pojawił się Ian Lewis – członek grupy Inner Circle. Piosenka, na fali sukcesu swojej poprzedniczki, była notowana na niektórych europejskich listach sprzedaży, ale nawet nie zbliżyła się popularnością do „Breathe”. O Blu Cantrell warto wspomnieć także dlatego, że jest to artystka z nie byle jakim wokalem. Przypomnijmy go sobie…

 

 

702 „Where my girls at?”

Najpopularniejszy utwór założonego w 1994 r. amerykańskiego girlsbandu 702 (czyt. „seven-o-two”), „Where my girls at?”, podobno początkowo trafić miał na album „FanMail” dziewcząt z TLC, które jednak piosenkę odrzuciły. W ten sposób los uśmiechnął się do występującego wówczas jako trio zespołu 702 i przyniósł mu jeden z przebojów roku 1999 na liście The Billboard Hot 100 (maksymalna pozycja: #4, dodatkowo długi staż na liście), a mnie jeden z lepiej wspominanych kawałków R&B z przełomu wieków. Jedną z autorek i producentek piosenki jest Missy Elliott. Utwór promował album „702″ wydany dla wytwórni Motown. Obowiązkowa pozycja dla fanów przebojowego R&B!

 

Tic Tac Toe „Verpiss’ dich” + „’N Mann”

Debiutancki album niemieckiego girlsbandu Tic Tac Toe z 1996 r., którego tytuł odpowiada nazwie grupy, przyniósł 3 imprezowe przeboje, a ich popularność dotarła również do Polski. Worek z przebojami rozwiązał utwór „Ich find’ dich scheiße” (zapewne niewiele wokół niego by się działo, gdyby ostatnie słowo w tytule zastąpiono innym – bardziej dyplomatycznym), a następnie wysypały się z niego utwory: „Funky” i „Leck mich am A, B, zeh”. W Niemczech na sam szczyt tamtejszej listy sprzedaży singli zaszedł jednak dopiero czwarty singiel z tego wydawnictwa, a była to nietypowa ballada o soczystym tytule „Verpiss’ dich” (oznaczającym mało kulturalną prośbę o to, by druga osoba się oddaliła). W Polsce nietrudno było się natknąć również na single pochodzące z drugiego albumu Tic Tac Toe – „Klappe die 2te”, w szczególności na podszyte reggae, wakacyjne „Mr. Wichtig”.

Kartą przetargową Tic Tac Toe było zgrabne przeplatanie popowej melodyjności i lekkości z modą na rapowe (w tym przypadku artykułowane po niemiecku!) „nawijki” i inspirowanie się także innymi gatunkami muzyki (R&B czy funkiem). Na to nakładał się wizerunek młodych (w rzeczywistości były starsze), pyskatych i bezpośrednich dziewczyn z poczuciem humoru, ale gotowych również podejmować w piosenkach bolesne tematy. Ten ostatni element na plan pierwszy wysunął się np. we wspomnianym „Verpiss’ dich”, gdzie największym magnesem dla niemieckojęzycznych odbiorców okazał się dobitny, pełen żalu wywód opuszczonej kobiety. Wypada odnotować, że stopniowo zaczęły wypływać informacje wskazujące na to, że na potrzeby kariery popowo-hiphopowego girlsbandu modyfikowano życiorysy jego członkiń (nie tylko w kwestii wieku), co w muzyce rozrywkowej zdarzało się wcześniej także w przypadku innych artystów. Marketingowo był to jednak projekt dobrze przemyślany i przez kilka lat jego formuła wykazywała dużą skuteczność.

Wiosną tego roku po kilkunastu latach przerwy sięgnąłem ponownie po fonograficzny debiut zespołu, by przypomnieć sobie utwory, które nie były singlami z tego albumu (do singli zdarzało mi się czasem wracać). Z tego grona najdłużej zatrzymałem się przy rytmicznej i bujającej piosence „’N Mann”, która – gdyby tylko wykonywano ją w języku angielskim – idealnie wkomponowałaby się w datowane na połowę lat 90. XX wieku notowania list przebojów magazynu „Billboard” dedykowanych muzyce R&B i hip-hop.

 

nagłówek – fot. okładka singla: Tic Tac Toe „Verpiss’ dich” (spotify.com)