21 lutego świętowaliśmy Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Z tego tytułu w programach śniadaniowych, w wydaniach telewizyjnych serwisów informacyjnych, na internetowych portalach ogólnotematycznych, a nawet w niektórych serwisach muzycznych mówiono/pisano o poprawnej polszczyźnie, przestrzegając odbiorców/czytelników przed tym, co ich (nas) czeka, jeśli nie będą (nie będziemy) dbali o nasz piękny język.
Skupiono się przede wszystkim na charakterystycznych dla języka polskiego kreskach i ogonkach, których ewentualne zatracenie miałoby wyraźnie zubożyć ten język. Żałuję jednak, że w tym dniu nie natknąłem się na tekst czy choćby krótką wypowiedź koncentrującą się na posługiwaniu się w mass mediach, a najlepiej w piosenkach, pleonazmami – bardziej kojarzonymi z potocznym zwrotem: „masło maślane”. Zwłaszcza jeden przychodzi mi teraz do głowy, o czym zresztą miałem napisać na blogu już bardzo dawno temu.
W jednym ze swoich najpopularniejszych kawałków, „Kochać inaczej”, zespół De Mono w osobie wokalisty Andrzeja Krzywego śpiewał:
„(…) Lecz nagle możesz zacząć spadać w dół.
To już nie to samo (…)”.
Twórcą tekstu, a zatem i (jak można założyć) owego „spadania w dół”, jest Marek Kościkiewicz. Zacytowana fraza pojawia się w piosence bodaj dwukrotnie, a ta – co warto odnotować – trafiła do obiegu w 1989 r., a więc 20 lat wcześniej niż debiutancki singiel chłopaka o nazwisku Łukasz Mróz, znanego lepiej pod pseudonimem Mrozu. Wokalista preferujący bardziej „czarne” niż De Mono klimaty w swoim flagowym przeboju, „Miliony monet”, śpiewa w taki oto sposób:
„(…) Ja mam ten idealny plan, ty masz ten idealny stan.
Unosisz się i opadasz na dół.
Muszę cię mieć nim znikniesz bez śladu (…)”.
Twórcą tekstu jest sam wokalista.
Mam podejrzenie, że w obu przypadkach dodanie do czasownika „spadać” tudzież „opadać” bonusowego „w dół”/”na dół” wynikało z poczucia potrzeby lepszego dopasowania tekstu do muzyki i – powiedzmy – z myślenia o tekście w taki sposób, jakby był to tekst anglojęzyczny, bo przecież gdyby tekst pisany był w języku angielskim, wówczas do czasownika automatycznie dodane zostałoby „magiczne” „down”. Pominięcie w polskim tekście owego „down” i ograniczenie się jedynie do (wyrażającego w pełni myśl twórcy) czasownika może wytwarzać w słuchaczu wrażenie, że czegoś tu brakuje. Taka zapewne byłaby argumentacja zaprezentowana w obronie obu tekstów. Dla mnie to jednak chybiony argument, wszak podkreślanie, że opadanie bądź spadanie odbywa się w kierunku góra-dół, nie zaś w (niemożliwym, skądinąd) kierunku przeciwnym, jest tak samo racjonalne, jak pisanie, że awansuje się w górę.
Może nie powinienem się wtrącać w proces twórczy, skoro jestem jedynie „zwykłym blogerem”, a z ich zdaniem nie każdy ma ochotę się liczyć, ale jeżeli faktycznie „spadanie w dół” to zabieg celowy, nie zaś objaw niedouczenia, twórca-prowokator (skoro wie, że robi źle, tzn. że nas prowokuje, mylę się?) winien liczyć się z możliwą krytyką, która właśnie stała się faktem…
No chyba że w „Kochać inaczej” ów „dół” oznaczać ma faktycznie jakąś szczelinę, do której dostaje się podmiot liryczny… Idźmy jednak dalej.
Co ciekawe, w piosence, notabene moim zdaniem jednej z piękniejszych w repertuarze zespołu Bajm, zatytułowanej do tego bardzo poetycko (miłośnicy polskiego języka winni być ukontentowani): „U stóp szklanych gór”, a wydanej w podobnym czasie, co wymieniony wcześniej hit „Kochać inaczej” (utwór był singlem promującym album „Biała armia” z 1990 r.), Beata Kozidrak śpiewa w sposób następujący:
„(…) Wiem, że jesteś u stóp swych szklanych gór,
Aby wspinać się i opadać w dół (…)”.
Uparci ci nasi artyści…
Równie uparci byli tekściarze takich rodzimych utworów, jak choćby:
Edyta Górniak „Jestem kobietą” – „(…) Mogę Niagarą spadać w dół (…)”,
Ewelina Flinta „Goniąc za cieniem” – „(…) To ja, ja gonię swój cień i kręcę w kółko, głową uderzam o mur, nieuchronnie spadam w dół (…)”,
Happysad „Zanim pójdę” – „(…) kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie ku górze (…)”,
Janusz Radek „Uda mi się” – „(…) Spadam w dół, jak płomień, który chce ogarnąć ciała kształt i serce twe (…)”,
Liber & Mateusz Mijal „Winny” – „(…) Nagle niebo spada w dół (…)”,
Natalia Lesz „Fall (Polish version)” – „(…) Bez ciebie umiera cząstka mnie i z każdą chwilą spadam i spadam w dół, sama spadam w dół (…)”.
fot. Mrozu na okładce jego „Miliona monet” (soulbowl.pl)
Ale przecież nie brakuje tekstów polskich piosenek, w których pleonazmów wprawdzie nie dostrzeżemy, ale za to możemy zarzucić im coś znacznie gorszego, przynajmniej jeżeli o tekst idzie. Infantylność, banał, żeby nie sięgnąć po bardziej obrazowe słownictwo. Pozwólcie, że wskażę tu kilka wyjątkowo jaskrawych przykładów. Być może autorzy tekstów będą twierdzili, że ułożyli wskazane wersy z premedytacją, jako że jest w nich ukryty głęboki sens, a zatem drugie dno. Cóż, być może jest jakieś dno, ale chyba rozumiane w nieco inny sposób…
Lady Pank „Z dachu” – piosenka z albumu „Maraton” z 2011 r.
„(…) Z dachu dla jaj oglądaj kraj,
najlepiej gdy przychodzi maj.
Wesoły bądź, na dachu siądź.
Całkiem bez jaj piękny to kraj (…)”.
Tak przedstawia się tekst refrenu. Pozwólcie, że sięgnę w tym kontekście po fragment tekstu (niewiele zresztą lepszego) wcześniejszego szlagieru Lady Pank: „Strach się bać, normalnie strać się bać”. Zaiste!
Gosia Andrzejewicz „Wojowniczka” – piosenka z albumu „Wojowniczka” z 2009 r.
„(…) Przestań mi wmawiać, że ja to słaba płeć.
Kobiety też mogą siłę mieć!
Nastąpił cierpliwości mojej kres,
a ty zapłacisz mi za wszystkie czyny złe.
Wygrałeś bitwę, wojnę wygram ja.
Ty siłę w mięśniach, a ja w charakterze mam.
Tak! (…)”.
Tak, w charakterze tkwi siła Gosi Andrzejewicz! No bo w czym innym, skoro nie w talencie wokalnym, nie w warstwie aranżacyjnej jej utworów ani nie w, jak widać, tekstach!
fot. kobieta z „siłą charakteru”, czyli Gosia Andrzejewicz na okładce albumu „Wojowniczka” (mymusic.pl)
Blue Café „DaDa” – piosenka z albumu „DaDa” z 2011 r.
Refren głosi:
„(…) DaDa, tylko DaDa, DaDa, znowu DaDa, łooo
DaDa, tylko DaDa, DaDa, znowu DaDa (…)”.
Łoooo… Jak to stwierdzili w jednym z wywiadów muzycy formacji: fani domyślą się, o co chodzi. I oto jest prawdziwy test fana! Ktoś z Was go zaliczył?!
Kora „Strefa ciszy” – piosenka z albumu „Ping pong” z 2011 r.
Wokalistka robiąca w ostatnich latach karierę w roli jurorki talent show „Must be the music. Tylko muzyka” ciągle podkreśla, jak ważne jest, by tekst utworu był o czymś. Ale czy sama trzyma fason w tej materii? „Strefa ciszy” to ładnie skomponowany i zagrany utwór. Tak uważam. Ale oceńcie sami, czy dobry tekst zaczęlibyście od słów:
„Co mi mówi rzeka,
kiedy nad nią siedzę.
Rzeka mi mówi,
że mnie nie lubi, nie lubi (…)”.
Od kobiety, która lata nastoletnie dawno ma już za sobą, a tak było w przypadku Urszuli w roku 2001, gdy wypuszczała singiel „Piesek twist” z albumu „Udar”, można wymagać pewnej dojrzałości w przekazie. Ja mam jednak nieodparte wrażenie, że to raczej do piosenek Fasolek pasowałyby następujące frazy:
„(…) Kiedy jesteś zakochany, serce jak piesek mały cieszyć się będzie.
Kiedy jesteś zaganiany, serce jak piesek mały znajdzie się wszędzie.
Kiedy jesteś zamotany, serce jak piesek mały cierpieć też będzie.
Kiedy jesteś zakochany, serce jak piesek mały cieszyć się będzie (…)”.
Młodziutko (chociaż tutaj wiek zdecydowanie bardziej niż w przypadku Urszuli przemawia na korzyść dziewczyn) musiały czuć się prócz tego dziewczęta z zespołu Queens. Dowodzi tego na przykład tekst do singla „Od A do Zet”, w którym padają m.in. takie głupiutkie słowa:
„(…) Ja od A do Zet normalnie jestem B, a ty jesteś XXL.
Ja od A do Zet normalnie kocham cię, ty kochasz mnie mieć.
Nie podoba ci się, że to tu to tam tatuaż mam
i pouczasz ciągle mnie, że nocny bar jest nie dla dam (…)”.
fot. dziewczyny z Queens od A do Zet, czyli w pełnym składzie (choć ten lubił się zmieniać) na okładce albumu: „Made for dancing” (spotify.com)
Bardziej pomysłowy, choć wywołujący brak zrozumienia u przeciętnego słuchacza (puszczałem tę piosenkę kilku osobom i reakcja była podobna – skwaszona mina), okazał się tekst do kawałka „Diamond bitch” z płyty Dody o tym samym tytule. Prowokacja chyba nie do końca się powiodła… Oto fragmenty tekstu:
„Gdy tylko ruszę tyłkiem,
lecisz niczym pies.
Znów całą noc marzyłeś,
żeby móc powąchać mnie.
Wiem, jak chcesz robić to,
tylko ja tą rozkosz dam!
Moje uda rozchylone,
moje piersi tak cię podniecają!
Moje usta rozpalone,
moje biodra już ci spać nie dają! (…)”.
I co, zadziałało? 🙂
Zwykle uśmiech na ustach maluje się, gdy wypowiada się w towarzystwie tytuł jednego z przebojów Ryszarda Rynkowskiego. Tak, zgadliście. Chodzi o „Dziewczyny lubią brąz”.
Ale dużo bardziej kultowa stała się w mgnieniu oka „jajecznica” z singla Ali Janosz – „Zbudziłam się” z jej debiutanckiego longplaya. Jedno słowo, które pogrążyło muzyczną karierę tej drobnej, utalentowanej dziewczyny. ALE… to nie ją powinniśmy winić za tę „jajeczną” wpadkę, lecz Patrycję Kosiarkiewicz. To ona zgotowała swojej młodszej koleżance ten los, pisząc Ali ten nieszczęsny tekst:
„Zbudziłam się, nie było źle,
za oknem brzask,
śnieg, zaspana ulica,
tramwaju szum,
za ścianą śpiew
i JAJECZNICA (…)”.
Sądzę jednak, że to 3 inne teksty zasłużyły w tym poście na największą uwagę. Mój „ulubiony” zostawiam na koniec.
Z pewnym dystansem, mam przynajmniej taką nadzieję, podszedł do jednego ze swoich utworów Stachursky. Musiał być gość w DOSKOnałym nastroju (mogę się jedynie domyślać, co go wywołało), skoro przyszło mu do głowy, by refren piosenki tworzyły słowa:
„(…) I dosko się czuję.
I wszystko kapuję.
Na lekkiej fazie.
Wciąż trybię i jarzę (…)”.
fot. Stachursky na okładce albumu „2009” – czy wygląda dosko? (spotify.com)
Wielu uważa, że jeżeli Kaja Paschalska miała w ogóle jakiekolwiek szanse na zrobienie większej kariery w roli wokalistki, to całkowicie te szanse przekreśliła, dopisując swoje nazwisko do numeru Funky Filona o wywołującym dzisiaj salwy śmiechu (ale to dzięki tekstowi właśnie, nie zaś samemu tytułowi) tytule – „Mała Chinka”. Oto długi fragment tej opowieści:
„Mała Chinka Cziku-cziku-linka,
w jej oczach widzę tylko gniew.
O małej Chince Cziku-cziku-lince,
ty właśnie teraz słyszysz mój śpiew”.
To było coś na miarę refrenu. Uwaga, teraz rap:
„Znam Chinkę Cziku-cziku-linkę i jej matkę Cziku-cziku-latkę.
W Polsce żyją, nie jest to przypadkiem.
Za chlebem przypłynęły kiedyś statkiem
albo może samolotem, ale chyba miałem nie o tym.
Tak w ogóle to są z Wietnamu.
Zahaczyły się do sajgon-baru.
Szybko utraciły tę robotę,
no bo szef na małą miał ochotę.
Polacy wcale ich nie pokochali.
Teraz mała handluje tekstyliami.
Nie ma przebacz – 5 rano na stadionie.
Może kupię od niej podrabianą odzież.
Jej braciszek gdzieś na Dalekim Wschodzie
w fabryce przykręca śrubki co dzień (…)”.
Jedno się nie zgadza. My przecież pokochaliśmy „Małą Chinkę”, czyż nie? Krzywdy zrobić jej nie damy, a wszystkie baty Kai i Filonowi chętnie zapodamy… Widzicie, i ja mogę pisać teksty piosenek…
Trudno jest jednak przebić to, co zaoferowano nam w tekście przeboju „Co ty królu złoty” Moniki Borys. Twórcami rzeczonego szlagieru są: jej małżonek, Jarosław Kukulski, oraz Jacek Cygan. Za tekst odpowiadał ten drugi. Jacek Cygan miał w tamtym czasie skłonność do wrzucania do tekstów piosenek licznych makaronizmów. Zdaniem niektórych świadczy to o jego błyskotliwości (pisano tak w kontekście piosenek Anny Jurksztowicz właśnie do jego tekstów), a zabieg ten miał być stosowany, by pokazać kompleks Polaków względem Zachodu. Być może tak było. Nie zmienia to jednak faktu, że tekst utworu „Co ty królu złoty” wydaje się z lekka… dziwić (nie chcę używać dobitniejszych słów). Najlepsze jest jednak to, że mimo takiego tekstu, a może właśnie dzięki niemu, oraz mimo nie najlepszego moim zdaniem wokalnego popisu Monika Borys wylansowała swój największy hit, którym Polaków z łatwością kupiła (w 1989 r. podbiła nim festiwal w Opolu i Sopocie).
Fragment pierwszej zwrotki:
„Mogłam być subtelna,
mądra jak uczelnia,
zanim nie spotkałam cię.
Ty na konto serca
skasowałeś Wersal,
w kąt poszły plany me”.
Refren:
„Co ty, królu złoty,
gdzie jest taka druga love?
Co ty, królu złoty,
nas do Guinnessa wstaw…
Co ty, królu złoty,
ja dla ciebie ‚zrobię’ bank…
Co ty, co ty?
Jesteś mój numerek one, ooo
jesteś mój numerek one”.
Druga zwrotka:
„Taka byłam płocha,
słodka jak ciociosan,
teraz nie poznaję się.
Myśli mam nieskromne,
oczy nieprzytomne,
o nocy marzę w dzień.
Taka byłam trusia,
oczko u tatusia,
teraz jestem młodym lwem.
Życiem się upajam,
łatwo się oswajam,
gdy czule gładzisz mnie”.
I to będzie „mój numerek one” tego wpisu. Zdecydowanie.
fot. „taka była trusia, oczko u tatusia” – czyli Monika Borys na okładce jednego ze swoich wydawnictw (spotify.com)
nagłówek – fot. kolaż własny