Felieton: Przepis na przebój wakacji

MUZYKO(B)LOGowy przepis na przebój wakacji

Nadeszły wakacje. Jakże ubogi byłby to okres, gdyby w czasie letnich wycieczek, kolonijnych dyskotek, masowych imprez pod chmurką, plażowania czy popołudniowo-wieczornego grillowania nie towarzyszyła nam odpowiednio dobrana muzyka. A ta w wakacje musi być szczególna. Słowo „szczególna” nie odnosi się jednak do jej jakości, która przeważnie bywa dosyć wątpliwa. Jaka powinna być więc piosenka, która sprawdzi się w okresie, gdy słońce świeci najmocniej, a krople potu spływają nam z czoła częściej niż zwykle?

 

1. Melodia

Różne są gusta, a zatem nie da się skomponować utworu, który spodoba się wszystkim. Jak ktoś lubuje się w tzw. czarnych brzmieniach, prawdopodobnie w tym klimacie pozostawać będzie również w wakacje – co najwyżej zdecyduje się na piosenki lżejsze i mniej wyszukane. Podobnie sprawy się mają z fanatykami mocnych brzmień – nie podejrzewam ich o nagłe przerzucenie się na skoczne, infantylne melodie (choć i takie rzeczy się zdarzają). Nie ulega jednak wątpliwości, że większość społeczeństwa naszej globalnej wioski preferuje utwory proste w formie i łatwe w odbiorze. Jeżeli więc wakacyjną porą chcemy podbić listy przebojów, musimy nagrać coś, co trafi do milionów. Nie ma co ryzykować, szukając ambitnego gatunku muzycznego, bowiem najlepszą gwarancję sukcesu da nam utrzymanie się w nurcie muzyki taneczno-popowej (w tym także latino). Ewentualnie można się pokusić o dodanie drobnych elementów rhythm & bluesa.

Muzyka do naszego wakacyjnego szlagieru musi być na tyle mało skomplikowana, żeby zapadała w pamięć najlepiej już po pierwszym przesłuchaniu. Powinna być zatem rytmiczna i zachęcać nas do pląsania przy niej na dyskotekowym parkiecie, zielonej trawce, piaszczystej plaży czy gdziekolwiek indziej w danej chwili się znajdujemy. Co więcej, z wakacyjnej melodii musi płynąć pozytywna energia, a przede wszystkim radość, której w tym czasie tak bardzo potrzebujemy.

Jako że obecnie panuje moda na piosenki ze sporą dawką elektroniki, w wakacyjnym hicie tego elementu również zabraknąć nie powinno. Na pewno dużym atutem dla takiego szlagieru będzie prócz tego fakt wielokrotnego powtarzania refrenu, bo – o zgrozo! – okazuje się, że większość ludzi najchętniej słucha w kółku tych samych motywów (i tylko po nich poznaje swoje ulubione utwory), unikając jak ognia zbyt dużych urozmaiceń. Refren musi się jednak jakoś zauważalnie różnić od zwrotek, żeby słuchacz nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, kiedy kończy się jedno, a zaczyna drugie.

 

2. Tekst

Skoro wiemy już, jaka ma być melodia wakacyjnego przeboju, trzeba się teraz zastanowić nad jego tekstem. I jedno jest w tej kwestii pewne – najlepiej sprawdzają się teksty okrojone do minimum. W takim układzie warto się ograniczyć do powtarzania ciągle tych samych fraz, które co najwyżej możemy poprzedzielać kilkoma krótkimi, rymującymi się wersami zwrotek. Tekst piosenki musi być na tyle łatwy, żeby nawet osoby, które nie znają języka, w którym jest on wyśpiewywany, potrafiły zapamiętać przynajmniej te najczęściej powtarzane linijki. Sugerowałbym zdecydować się na język angielski, który z muzyką prawie zawsze świetnie się komponuje. Chociaż całkiem dobrze sprawdza się w tej roli także język hiszpański. Oczywiście postawienie na inny język nie przekreśla jeszcze naszych szans na zawojowanie list przebojów, aczkolwiek znacząco je ogranicza. Byli jednak i tacy, którzy w tej płaszczyźnie podjęli ryzyko, a potem święcili triumfy (patrz: O-Zone „Dragostea din tei”). Odnoszę wrażenie, że całkowicie rezygnując z tekstu, także bylibyśmy w stanie zdominować świat naszą wakacyjną piosenką. Niemniej warto odrobinę się wysilić i napisać chociaż kilka króciutkich linijek. Zawsze to lepiej jak ludzie, bawiąc się, mają co podśpiewywać sobie pod nosem.

Nasz tekst traktować może o czymkolwiek, jako że w czasie imprezy czy letniego wypoczynku mało kto w ogóle będzie się w niego wsłuchiwał. Sądzę jednak, iż najbezpieczniej byłoby napisać coś o wakacyjnej miłości lub o imprezowaniu (nie może wówczas zabraknąć hasełek w stylu: „hej DJ”, „jest impreza”, „zapodaj muzę” i tym podobnych „mądrości”), ewentualnie można poprzestać na zwykłym „la la la”, dorzucając dla hecy kilka mających względny sens wyrażeń.

 

3. Teledysk

Mamy już melodię i tekst. Pasowałoby jeszcze nakręcić jakiś teledysk, coby kanały muzyczne oraz portale internetowe mogły nas w pełni promować. W tej kwestii wątpliwości nie ma już chyba żadnych – teledysk musi być utrzymany w słonecznym klimacie. W czym ta słoneczna aura ma się przejawiać? To przecież oczywiste: plaża, morze, słońce, opalone dziewczyny w bikini, muskularni mężczyźni w szortach, drinki z palemką, wspólna zabawa itp. A jeśli nie mamy plaży w pobliżu, zawsze można wybrać się na basen. Efekt będzie podobny. Może to i nudne, bo klipów osadzonych w takich realiach widzieliśmy już setki, ale najwyraźniej większości z nas takie widoki jeszcze się nie przejadły skoro od lat klipy tego pokroju kręci się bez opamiętania.

Nie jest jednak powiedziane, że nie możemy poszukać innego obrazu dla naszej piosenki. Chłopcy z zespołu O-Zone zdecydowali się np. na sceny z samolotem w tle. A samolot, nawiasem mówiąc, pojawia się w teledyskach dosyć często. Znamy go chociażby z klipów do „Toxic” Britney Spears czy „Ella elle l’a” Kate Ryan (jednego z wakacyjnych przebojów 2008 r.), ale taniec na skrzydle, który widzimy w teledysku do przeboju O-Zone, nie jest już raczej zbyt powszechny. A zatem jak nawet podejmiemy ryzyko i nagramy nieszablonowy klip, również jesteśmy w stanie zdziałać wiele na listach przebojów. Chyba najmniej wakacyjny obraz do letniego przeboju zaserwowała nam przed 4 laty Rihanna, której „Umbrella” okazało się najpopularniejszym wakacyjnym hitem 2007 roku, pomimo tego, że pierwsze skojarzenia, jakie wywołuje ten teledysk, sama piosenka, jak i jej tytuł, dalekie są od atmosfery wakacji. Może właśnie dzięki tym elementom utwór cieszył się ogromną popularnością także jesienią (i tym sposobem w ostatecznym rozrachunku został bezapelacyjnie największym przebojem 2007 r.).

Jest jeszcze jeden czynnik, który wakacyjnemu teledyskowi przysporzy spore grono zwolenników – a mianowicie, choreografia! Kilkukrotnie hity wakacji nie uzyskałyby tego statusu, gdyby właśnie nie ów element. Gdy w czasie imprezy kilka osób wykonuje jakieś dziwne, aczkolwiek w miarę zsynchronizowane ruchy, zaczynają się do nich przyłączać kolejne osoby. Ubaw jest po pachy, a piosenka zaczyna się nam nadzwyczaj dobrze kojarzyć i tak powoli rodzi się nowy hit. Tak było przecież z pamiętną „Macareną” Los Del Rio, „The ketchup song (asereje)” Las Ketchup czy leciwą już „Lambadą” Kaoma (chociaż ta ostatnia, paradoksalnie, największą popularność zdobywała akurat po wakacjach).

 

4. Artysta

Mamy już właściwie wszystko. Można się jednak zastanawiać nad tym, czy taki szlagier, który predestynowany jest do miana przeboju wakacji, powinien być wykonywany przez kogoś znanego czy równie dobrze na podbój świata mają szansę debiutanci lub jakaś lokalna gwiazda.

Okazuje się, że wakacje to dla nowicjuszy lub regionalnych artystów najlepszy czas na przebicie się do szerszej publiczności. To właśnie w tym okresie, o ile nagramy hit potencjalnie skazany na sukces, mamy chyba największe szanse, żeby ten sukces osiągnąć. Z podbiciem USA może być problem – wszystko bowiem zależy od tego, czy ktoś uwierzy w naszą kompozycję i pozwoli nam wydać singiel na terytorium największej potęgi światowego przemysłu muzycznego, a następnie zainwestuje w jego intensywną promocję. Amerykański rynek jest wszak dosyć specyficzny, więc z założenia artystom spoza USA trudniej jest na nim zaistnieć, jeżeli nie mają silnych „pleców” (nawet Brytyjczycy w Stanach nie radzą sobie jakoś szczególnie dobrze). Na szczęście od czasu do czasu niektórym sztuka zawojowania Ameryki jakoś się udaje. Jeżeli jednak pojawiają się trudności, nie mamy się czym przejmować. Europa jest dużo bardziej otwarta na takie muzyczne „perełki”, więc jeżeli nasz hit spełnia wszystkie powyższe kryteria, mamy naprawdę duże szanse coś za jego pomocą zdziałać.

Pamiętajmy jednak o tym, że los bywa przewrotny, ludzkie gusta zmienne, a ponadto ktoś inny mógł nagrać piosenkę, korzystając z tych samych wskazówek, co my. Co wtedy? Wszystko zależy już tylko od odbiorców. To oni zweryfikują, która z wakacyjnych piosenek jest… najbardziej wakacyjna. Nie ma jednak przeszkód, aby hitów wakacji było więcej. Skądinąd nie musimy od razu być tymi jedynymi niezwyciężonymi. Wakacje są przecież co roku. Jak nie uda się zdecydowanie pokonać konkurencji za pierwszym razem, to może za rok los się do nas uśmiechnie. A potem przez lata będziemy odcinać kupony od sławy zapewnionej nam przez nasz wakacyjny przebój – nawet jeżeli będzie to ostatni hit w naszym repertuarze…

 
Na koniec okładki kilku wakacyjnych singli sprzed lat:

fot. okładka singla: Marquess „Vayamos companeros” (spotify.com)

fot. okładka singla: Mr. President „Coco jamboo” (spotify.com)

fot. okładka singla: Alexia „Uh la la la” (spotify.com)

fot. okładka singla: ATC „Around the world (la la la la la)” (amazon.com)

[Tekst pierwotnie opublikowany na blogu 30.06.2010 r.]