Ulubione piosenki #5: Kasia Kowalska „Kto może to dać” i „A to co mam”

Kasia Kowalska „Kto może to dać”

Rok 1994 to czas wielkiego debiutu Kasi Kowalskiej. Wydany wówczas album „Gemini” okazał się zapowiedzą wieloletniej, niezwykle udanej kariery. Kto by bowiem te kilkanaście lat temu mógł przypuszczać, że Kasia przez tak długi czas będzie miała mocną pozycję na rynku? Wiele gwiazd z tamtego okresu, nawet jeżeli nadal nagrywa, miewa wzloty i upadki. Tymczasem Kasia należy do nielicznego grona rodzimych artystów, którzy – mimo wręcz marginalnej promocji współczesnej polskiej muzyki w najpopularniejszych radiostacjach – potrafią lansować przebój za przebojem, dzielnie stawiając czoła zmieniającym się gustom. Niestety media niemal wyłącznie koncentrują się na jej ostatnich dokonaniach, męcząc nas chociażby ogranym już „Prowadź mnie”. Jednakowoż w moim odczuciu najpiękniejszą muzyką pani Kasia raczyła nas w bezpowrotnie minionych latach 90. zeszłego stulecia. Z albumów „Gemini”, „Koncert inaczej”, „Czekając na…” i „Pełna obaw” pochodzi kilka mocno chwytających za serce kompozycji, które mogą stanowić wzór dla większości współczesnych szlagierów. Wprawdzie wraz z kolejną dekadą otrzymaliśmy od wokalistki kilka dodatkowych perełek (jak „Nobody” czy „Bezpowrotnie”), tyle że na liście hitów z nowszego repertuaru Kasi Kowalskiej liczna jest reprezentacja typowo radiowych, mniej wymagających i mało oryginalnie skonstruowanych nagrań – miłych dla ucha, ale mimo wszystko nie najwyższych lotów (wymieniłbym tu np. „Dlaczego nie” czy „To co dobre”).

Tych, którzy kojarzą jedynie nowsze dokonania Kasi Kowalskiej, gorąco zachęcam do sięgnięcia w głąb muzycznych archiwów, bowiem takie numery, jak cover kultowego „Dziwny jest ten świat”, bluesowe „Jak rzecz”, mroczne „Straciłam swój rozsądek” (z filmu „Nocne graffiti”, w którym Kasia zagrała główną rolę), szalenie energetyzujące „Jeśli chcesz kochanym być” tudzież dramatyczne „Co może przynieść nowy dzień”, to piosenki zdecydowanie warte odsłuchania. Tyle że to nie o tych utworach chciałem dziś napisać… Są bowiem dwie inne kompozycje, które w bogatej dyskografii Kasi Kowalskiej robią na mnie największe wrażenie. Obie, choć wcale nie takie łatwe w odbiorze, mocno poruszały mnie zanim jeszcze „dobiłem” do 10. roku życia. Zresztą taka była polska muzyka lat 90. – często potrafiła podobać się masowemu słuchaczowi, nawet jeżeli nie była prosta jak konstrukcja cepa. Obawiam się, że w dzisiejszych czasach te nagrania nie miałyby najmniejszych szans na wielki komercyjny sukces, a przecież przed kilkunastu laty zwłaszcza jednemu z nich udało się sporo namieszać na naszym rynku muzycznym.

Utwory, które mam tu na myśli, to „A to co mam” oraz „Kto może to dać”. Kasię Kowalską pokochałem zwłaszcza za tę drugą kompozycję, która mimo ograniczonego do minimum instrumentarium za każdym razem zapewnia mi maksimum doznań. Tu każdy dźwięk jest ważny, przekazuje emocje i treść, jest przemyślany i niezbędny. Ten cudowny klimat tworzą: grający na flecie Grzegorz Ciechowski i gitarzysta – Robert Amirian. Pierwszy z panów odpowiedzialny jest za produkcję całego albumu „Gemini”, z którego pochodzi „Kto może to dać”. Utwór skomponowali: Daniel Howorus i Kasia Kowalska.

Instrumentalny minimalizm tego nagrania skutkuje wyeksponowaniem imponującego wokalu i świetnego, przejmującego tekstu autorstwa wokalistki. Oba te elementy zdecydowanie intensyfikują doznania wrażliwego na piękno odbiorcy. Głos Kasi jest tu momentami naprawdę mocny, pełen dramaturgii, bólu; wzrusza, skłania do refleksji. Ogromne wrażenie robi na mnie także orkiestrowa wersja tego utworu, którą zamieszczono na drugim w karierze albumie artystki, noszącym tytuł „Koncert inaczej” (1995 r.). „Kto może to dać” to jedna z najważniejszych dla mnie polskich piosenek. Ubolewam nad tym, że została całkowicie wyparta przez późniejsze produkcje wokalistki.

Wersja studyjna „Kto może to dać” (teledysku niestety w sieci nie odnalazłem; polecam także wersję z płyty „Koncert inaczej”):

 

Kasia Kowalska „A to co mam”

Drugim obok „Kto może to dać” przepięknym – przynajmniej moim zdaniem – nagraniem, które wyśpiewała nam popularna Kasia, jest jeden z największych polskich przebojów 1995 r. – „A to co mam”. Utwór skomponowany przez Roberta Amiriana ze słowami autorstwa bohaterki tego wpisu dołączony został do wspomnianego krążka „Koncert inaczej”, a przyczynkiem do jego sukcesu było zwycięstwo podczas Sopot Festival w walce o Bursztynowego Słowika. Tą kompozycją Kasia skradła serca milionów Polaków i ugruntowała swoją pozycję na rynku. Utwór wyróżniono również Fryderykiem w kategorii „Piosenka roku”. Jedną z osób, które dały się uwieść dźwiękom „A to co mam”, byłem ja. Wprawdzie nie jest to dla mnie nagranie o takim doniosłym znaczeniu, jakie przywiązuję do opisanego powyżej „Kto może to dać”, ale absolutnie nie zmienia to faktu, że „A to co mam” to emocjonalnie zagrana, a przede wszystkim poruszająco wykonana pieśń.

Zaczyna się bardzo spokojnie – prostymi dźwiękami gitary, a sama wokalistka używa swojego głosu bardzo delikatnie i zachowawczo. Gdy jednak sukcesywnie zbliżamy się do końca tej 5-minutowej ballady, słyszymy już Kasię w pełni sił i w pełni swych wokalnych możliwości, a całość ubarwia pięknie przygrywająca jej orkiestra symfoniczna. Na finał zaś – za sprawą cichutko brzęczącej gitary – znów robi się spokojnie. Konstrukcja podniosłej ballady została więc w 100% zachowana. Nie jest to jednak ballada, jakich wiele. Przekaz wydaje się wartościowszy, a wykonanie pozostaje w myślach i sercu na dłużej. Mówiąc krótko, tak brzmi Kasia Kowalska w najlepszym wydaniu. Lata mijają, moja fascynacja muzyką się pogłębia, a zarówno „Kto może to dać”, jak i „A to co mam”, ani trochę nie zostały nadgryzione zębem czasu. Powiedziałbym, że jest wręcz odwrotnie. O tych nagraniach mógłbym się wypowiadać w samych superlatywach, dlatego też znalazło się dla nich miejsce, i to miejsce szczególne – w cyklu „Ulubione piosenki”, na moim blogu.

fot. okładka albumu: Kasia Kowalska „Koncert inaczej” (1995 r.) (spotify.com)

A na koniec pamiątka z koncertu Kasi Kowalskiej w mojej rodzinnej miejscowości – czerwiec 2009 r. Pogoda była paskudna, ale koncert się udał. Tak się prezentuje Kasia po godzinnym show na scenie. (Stałem blisko obiektywu, dlatego widoczne są pewne dysproporcje między naszymi twarzami).

nagłówek – fot. okładka albumu: Kasia Kowalska „Antepenultimate” (z autografem)