Wiosną 2002 r. na szczycie brytyjskiej oraz australijskiej listy sprzedaży singli zadebiutowała nastoletnia wówczas Australijka, Holly Valance. Mocne wejście zapewnił jej przebojowy utwór „Kiss kiss”, będący coverem popularnego wakacyjnego hitu z końcówki poprzedniego wieku, „Şımarık”, wykonywanego przez tureckiego piosenkarza, Tarkana.
Mimo tego, że mnie nowa wersja piosenki mniej odpowiadała niż nieco infantylny, ale za to radośniejszy oryginał, kraje anglosaskie (w których turecka wersja była raczej nieszczególnie znana) oszalały na punkcie australijskiej przeróbki. „Kiss kiss” przez kilka tygodni rządziło na klubowych parkietach i nieźle radziło sobie także na wielu listach przebojów, głównie europejskich. Wokalistka, idąc za ciosem, wydała kilka miesięcy później swój długogrający fonograficzny debiut pt. „Footprints”.
Jak łatwo się domyślić, sukces Holly Valance nie był do końca dziełem przypadku. Nie dość, że karierę muzyczną rozpoczęła od nagrania własnej wersji sprawdzonego przeboju (notabene, nie ona pierwsza odgrzała hit Tarkana), to ponadto niektórym była już znana z roli w operze mydlanej pt. „Sąsiedzi”, w której na przestrzeni lat pojawiały się także inne twarze australijskiej sceny muzycznej (Kylie Minogue, Jason Donovan, Natalie Imbruglia czy Delta Goodrem). Do tego dochodził oryginalny typ urody Australijki oraz (a może przede wszystkim) maksymalne wykorzystanie jej wdzięków w nakręconym do piosenki klipie (w niektórych scenach nagą Holly zasłaniają jedynie promienie świetlne). Te wszystkie czynniki niemal gwarantowały sukces na listach przebojów – przynajmniej chwilowy.
Mimo doskonałego przyjęcia pierwszego singla, długogrające wydawnictwo nie sprzedawało się już tak dobrze; aczkolwiek złote płyty w Wielkiej Brytanii, Australii i Japonii świadczą o tym, że młodziutka Holly jakieś grono fanów pozyskać zdołała. Pewne jest, że panna Valance udowodniła światu, że potrafi nagrywać przebojowe piosenki (mimo że jej autorski wkład był prawie żaden). Do takich udanych nagrań zaliczam drugi singiel z płyty zatytułowany „Down boy” – zmysłowo wykonany, rytmiczny i świetnie nadający się do tańca kawałek. Utwór był kolejnym hitem Holly w ojczyźnie oraz w Wielkiej Brytanii. Niestety większość krajów Europy już tak bardzo nagraniem się nie ekscytowała. Jeszcze słabiej radził sobie na listach przebojów (za wyjątkiem Australii) trzeci singiel z debiutanckiego longplaya wokalistki zatytułowany „Naughty girl” – delikatniejszy od poprzedników, skrojony w sam raz na radiowe anteny, których jednak jakoś intensywnie nie szturmował.
fot. okładka albumu: Holly Valance „State of mind” (2003 r.) (spotify.com)
Zasadniczo jednak można uznać, że debiut Holly Valance na rynku wydawnictw długogrających był stosunkowo udany. Wielkiego szaleństwa na punkcie jej muzyki nie było, ale wydawało się, że piosenkarka przygotowała sobie dobrą pozycję wyjściową do dalszego muzycznego rozwoju.
Po roku od premiery „Footprints” światło dzienne ujrzał krążek „State of mind”, promowany przez singel o tym samym tytule. Niestety piosenka trafiła do top 10 jedynie w Wielkiej Brytanii, a ponadto notowana była zaledwie w kilku krajach. Ja jednak postrzegam ją jako najlepszy singlowy kawałek wokalistki – krzykliwy, mocno elektroniczny i jeszcze bardziej elektryzujący, a do tego szalenie dynamiczny. Piosenka o takich cechach była odważnym krokiem ze strony Holly, bowiem 2003 r. to jeszcze ten czas, gdy liczne grono gwiazd pop na siłę próbowało dodawać do swojej muzyki elementy modnego wówczas R&B. Gdyby singiel „State of mind” wydany został kilka lat później, w szczególności u szczytu popularności znacznie odbiegającego od R&B electropopu, być może zdziałałby o wiele więcej.
Nowa, ostrzejsza i bardziej mroczna twarz Holly Valance najwidoczniej nie przypadła do gustu fanom artystki. Do tego doszedł sądowy konflikt z menedżerem, którego piosenkarka zwolniła przed wygaśnięciem łączącej tę dwójkę umowy. Niejasna była też jej relacja z wytwórnią – nie wiadomo bowiem, czy kontrakt Holly został przez wytwórnię zerwany, czy jej trwająca przez pewien czas bierność była celowa i artystka świadomie czekała na wygaśnięcie jej zobowiązań wobec wydającego ją labelu. Niemniej w obliczu tych wydarzeń Australijka w końcu sama przyznała, że kończy muzyczną karierę, ponieważ muzyka przestała ją bawić. Promocja drugiego krążka zakończyła się na wydaniu zaledwie jednego singla, chociaż na longplayu znalazłoby się co najmniej kilka utworów, które mogłyby do miana singla pretendować (np. „Roll over” czy „Desire”).
Zniechęcona przemysłem muzycznym Holly Valance przerzuciła się na branżę filmową (można było ją obejrzeć m.in. w filmie „DOA: żywy lub martwy” albo w kilku odcinkach popularnego serialu „Prison break”). Poza epizodycznym pojawieniem się w featuringu u innego artysty, panna Valance całkowicie porzuciła muzykę. Od połowy minionej dekady nie wydała nic nowego i na razie brak jakichkolwiek informacji, aby do muzyki planowała powrócić. W 2009 r. można było ją podziwiać w klipie brytyjskiego muzyka o pseudonimie Frankmusik (o którym wcześniej czy później na blogu również wspomnę, bo jest o czym pisać) pt. „Confusion girl”. Słabe to jednak pocieszenie dla osób, które chciałyby ponownie usłyszeć jej głos (mimo tego, że jest to wokal o niezbyt imponującej skali).
Z pewnością Holly Valance nie jest wokalistką, która miała duży wpływ na rozwój muzyki pop pierwszej dekady nowego wieku. Czyniła ją jednak barwniejszą, wydając kilka całkiem przyjemnych nagrań. Niektóre jej decyzje (muzyczna metamorfoza na drugim krążku, zwolnienie menedżera czy porzucenie muzycznej kariery) świadczą o tym, że artystka potrafi postawić na swoim i nie lubi robić czegoś, do czego nie ma przekonania. Jeżeli więc postanowiłaby któregoś dnia do śpiewania powrócić, to z tymi cechami – mimo gwarantowanych trudności w negocjacjach z wytwórnią, która bez wątpienia będzie narzuć jej swoje zdanie – ma szansę nagrać wiarygodną płytę, odzwierciedlającą jej muzyczne upodobania. Jak na razie pozostaje to jednak jedynie w sferze moich przypuszczeń i pobożnych życzeń, a stąd do stanu rzeczywistego droga jest dosyć daleka.
Linki do teledysków Holly Valance:
– „Kiss kiss”
– „Down boy”
– „Naughty girl”
– „State of mind”
nagłówek – fot. okładka albumu: Holly Valance „Footprints” (spotify.com)