10. rocznica śmierci Aaliyah

Mijały sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące i lata. I tak – nie wiadomo kiedy – minęło całe 10 lat. Dokładnie dekadę temu, 25 sierpnia 2001 r., podczas krótkiej wizyty u rodziny, siedząc na kanapie, zerknąłem z niedowierzaniem w telewizor. Podano wtedy szokującą wiadomość, która przygnębiła mnie na długi czas. Tego dnia wokalistka, którą rok wcześniej poznałem dzięki singlowi „Try again”, by następnie szybko rozkochać się w jej muzyce, zginęła w katastrofie lotniczej, wracając z planu teledysku do singla „Rock the boat” promującego jej świeżo wydany, trzeci w karierze longplay (nawiasem mówiąc, jej najlepszy longplay)…

Aaliyah miałaby dziś 32 lata. Wierzę głęboko w to, że śmiało mogłaby konkurować z wokalistkami pokroju Beyoncé. Niestety jej kariera nie miała szansy się rozwinąć, chociaż jak na tak młodą osobę, Amerykanka i tak osiągnęła bardzo wiele. Mimo upływu lat, ja nadal mam ją w pamięci. To zresztą nie jest mój pierwszy wpis dedykowany tej artystce. Po raz pierwszy poświęciłem jej osobny artykuł jesienią 2009 r. – i z niego jestem najbardziej dumny (zainteresowanych odsyłam tutaj). Aaliyah była również bohaterką jednego z postów z cyklu „Ulubione piosenki” za sprawą przebojowego „Try again” (link). Notka ku jej pamięci pojawiła się ponadto w 9. rocznicę jej śmierci (link). Na tym z pewnością nie koniec. To, że będę o niej pisał i usilnie promował jej dorobek artystyczny, nie wróci jej życia, ale dla mnie, jak i dla innych jej fanów, takie wpisy mają niebagatelne znaczenia. Przypominanie sobie i innym o Aaliyah może wszak działać jak pewnego rodzaju terapia. Jej muzyka ewoluowała, a ona piękniała na naszych oczach. Trudno pogodzić się z tym, że los zadecydował, iż w wieku 22 lat zakończyła realizację swoich marzeń.

Piosenką, która najbardziej mnie wzrusza, gdy myślę o Aaliyah, jest powolne, utrzymane w ponurym klimacie „I care 4 U”. Przepiękna kompozycja. Od pewnego czasu podobnie oddziałuje na mnie utwór „Choosey lover (old school)”. Jeżeli zatem rzeczona artystka również jest Wam bliska, posłuchajcie dzisiaj obu tych piosenek. Warto sobie ją powspominać i trochę się przy tym powzruszać…
 

 
Na koniec dodam jeszcze, iż śmierć Aaliyah przywołuje na myśl inne tragiczne wydarzenie, którego ofiarą stała się kolejna reprezentantka brzmień urban. 25 kwietnia 2002 r. w wypadku samochodowym śmierć poniosła Lisa Lopes, pseudonim Left Eye. Mnie jej solowe projekty nie są już tak bliskie, jak muzyka Aaliyah, ale Lisa Lopes była przecież jedną z trzech członkiń najważniejszego kobiecego tria z nurtu R&B/hip-hop w latach 90. XX wieku – TLC, którego do dzisiaj jestem sympatykiem. Ten zespół nie miałby racji bytu, gdyby nie Lisa. Jedna z moich Czytelniczek założyła kilka miesięcy temu bloga poświęconego tej artystce. Zaglądnijcie tam i sami oceńcie muzyczny dorobek nieżyjącej już niestety Lopes. Podaję adres: 10years-without-lefteye.blogspot.com.
 

 

fot. Aaliyah 10 lat temu – kadr z teledysku do utworu „We need a resolution” (twitter.com)