Girlsbandy
W drugiej połowie lat 90. XX w., gdy światowe listy przebojów zdominowane były przez muzykę Spice Girls, powstało hasło „GIRL POWER”! Mimo że kobiece grupy, zwane powszechnie girlsbandami, nie mają już takiego pola rażenia jak przed kilkunastu laty, to nieustannie gdzieś na świecie powstaje kolejny dziewczęcy (rzadko kobiecy) kolektyw z wielkimi aspiracjami, aby opanować rodzimy rynek muzyczny, a następnie dokonać podboju rynku światowego. Większości sztuka ta się nie udaje, a nawet jeżeli próby się powiodą, to sukces przeważnie jest chwilowy i nietrwały.
Największym mankamentem tego typu formacji muzycznych jest to, że w lwiej części przypadków są one efektem wielomiesięcznych castingów, a dziewczyny, które stają się częścią takiej grupy, mają ogromną chęć zdobycia jak największej sławy w jak najkrótszym czasie. Ambicje poszczególnych wokalistek prowadzą do częstych kłótni między nimi, dlatego też – o ile girlsband zdołał utrzymać się na scenie dłużej niż rok czy dwa – dochodzi do częstych zmian składu. Warto tu przywołać chociażby popularne Sugababes. Z jednej strony jest to jeden z wyjątków od zasady, że zespoły złożone z samych pań charakteryzują się krótkim okresem funkcjonowania w branży; równocześnie jednak jest to też świetny przykład grupy dotkniętej wewnętrznymi konfliktami, czego skutkiem były liczne zmiany składu. Porównując skład Sugababes z pierwszego albumu z tym obecnym, dostrzeżemy, że ostatecznie zmieniona została cała pierwotna ekipa.
Nie bez znaczenia jest to, iż większość wokalistek należących do girlsbandów traktuje je jako dobry start przed rozpoczęciem solowej kariery. De facto z tego właśnie powodu dochodzi do rozpadu niemal wszystkich kobiecych kapel. Wystarczy podać tu jako przykład Destiny’s Child. Tyle że akurat w ich przypadku wyjątkowe jest to, iż Beyoncé Knowles, Kelly Rowland i Michelle Williams rozstały się w przyjaznej atmosferze. Często jest jednak tak, iż solowe aspiracje wykazuje tylko część składu grupy. Jeżeli część ta stanowi trzon formacji, wówczas rozpad grupy w najbliższej przyszłości jest nieunikniony.
Największą wytwórnią (mniej lub bardziej) popularnych w Europie girlsbandów od kilkunastu lat jest Wielka Brytania. To tam powstało słynne Spice Girls, a także Eternal, All Saints, B*Witched, Atomic Kitten, Mis-teeq, Sugababes czy Girls Aloud. Ostatnio do tego grona dołączyły również The Saturdays, które w swojej ojczyźnie zdołały już wydać kilka przebojowych singli. Jak łatwo zauważyć, Brytyjczycy preferują popowe kobiece kapele. Amerykanie z kolei wsławili się głównie kobiecymi grupami wykonującymi muzykę z nurtu R&B, soul i hip-hop. Mam tu na myśli takie formacje z ostatniego 20-lecia, jak En Vogue, SWV, Salt-n-Pepa, TLC czy Destiny’s Child oraz – bliższe jednak muzyce pop – Wilson Phillips i The Pussycat Dolls. W USA pojawiały się nawet kobiece zespoły country – przede wszystkim mowa o obsypanym nagrodami Grammy trio Dixie Chicks.
Przez lata używania terminu „girlsband” utarło się, by za jego pomocą określać grupy więcej niż 2-osobowe oraz najczęściej wykonujące muzykę z pogranicza pop i dance z elementami R&B. Z tego też powodu rzadko zdarza się, by niektóre z wymienionych przeze mnie amerykańskich kobiecych grup nazywano girlsbandami. W którymś momencie pojęcie to nabrało nieco pejoratywnego znaczenia, a stało się tak za sprawą wielu wątpliwej jakości zespołów, które na przełomie wieków nagrywały proste, wpadające w ucho, infantylne do granic możliwości melodyjki, które z niewiadomych przyczyn podobały się masowemu słuchaczowi. Dla przykładu podam tu piosenkę bliźniaczek z Rumunii – The Cheeky Girls, które końcem 2002 r. podbiły brytyjski rynek muzyczny żenującym singlem o jakże wyszukanym tytule „Cheeky song (touch my bum)”. Piosenka sprzedawała się tam lepiej niż (o zgrozo!) „Feel” Robbiego Williamsa, który – jak powszechnie wiadomo – w Wielkiej Brytanii jest od lat najpopularniejszym wokalistą. Ponadto, kto z nas nie pamięta piosenki „The ketchup song (asereje)” dziewczyn z Las Ketchup, która (masz ci los!) atakowała nas z niemal każdego radiowego czy telewizyjnego kanału muzycznego w 2002 r.?!
Na fali sukcesu Spice Girls również Polacy podejmowali próby stworzenia własnych girlsbandów. Oczywiście efekt był zatrważający. Dzięki takim pokracznym formacjom muzycznym, jak zespoły Yak!, Take 4, Orange, Sweet Joy i Taboo, na wiele lat w naszym kraju określenie „girlsband” utożsamiane było z wszystkim, co najgorsze. Na szczęście te muzyczne hybrydy szybko odeszły w zapomnienie a Polacy z czasem przestali tak negatywnie rozszyfrowywać termin „girlsband”. Niestety sytuację ponownie pogorszyły w połowie minionej dekady panie z Queens – jednego z najgorszych girlsbandów, jakie miałem wątpliwą przyjemność słyszeć. Na szczęście zdarzyły się w Polsce także pewne wyjątki, czyli żeńskie wokalne zespoły, które nie dostarczały nam już tylu powodów do rozstroju nerwowego, a wręcz możemy czuć małą satysfakcję z faktu, że kiedykolwiek istniały. De Su i Dezire to przykłady grup, które utrzymały pewien przyzwoity poziom muzyczny. Sukces Spice Girls i kilku innych girlsbandów w końcowej fazie XX w. spowodował wysyp kobiecych kapel nie tylko w Wielkiej Brytanii czy Polsce, ale również w wielu innych krajach świata. I tak na przykład Włosi mieli Lollipop, Rosjanie – kontrowersyjny duet t.A.T.u., Hiszpanie – wspomniane przed momentem Las Ketchup, Finowie – Tiktak, a Estończycy – Vanilla Ninja. W girlsbandach lubują się także Niemcy. To właśnie im zawdzięczamy znane w Polsce Tic Tac Toe, No Angels, Monrose czy Queensberry.
Nie należy jednak zapominać o tym, że moda na kobiece grupy powstała nie w latach 90., lecz znaczenie wcześniej. Lata 90. to wprawdzie nowa fala takich artystów, jednak pierwsze popularne kobiece formacje pojawiły się już w latach 20. XX w. Największą popularnością cieszył się jednak zespół The Supremes (szczyt kariery to połowa lat 60.), dzięki któremu wypromowała się Diana Ross (doskonały przykład na to, jak z pracy w girlsbandzie można uczynić swoiste przygotowanie gruntu pod przyszłą karierę solową). W tym czasie w Polsce sukces osiągnęły Alibabki i Filipinki. Wspomniane The Supremes to ponadto jedna z tych grup, w których istniała jedna zdecydowana liderka, a pozostałe wokalistki stanowiły jedynie tło całego projektu (na podobnej zasadzie funkcjonują np. The Pussycat Dolls).
Także lata 80. wypromowały swoje kobiece grupy. Chętnie słuchano wówczas The Bangles, które nie dość, że śpiewały (tu również – jak w The Supremes – była główna wokalistka, Susanna Hoffs, której mimo prób nigdy nie udało się z sukcesem zaistnieć jako solowej artystce), to dodatkowo grały na wszystkich instrumentach. W związku z tym trudno postrzegać The Bangles jako typowy wokalny girlsband. Według tych samych reguł działały także m.in. The Go-Go’s (inna gwiazda lat 80., a w składzie grupy była Belinda Carlisle), Tiktak czy (nadal istniejące) Vanilla Ninja oraz polski zespół Andy (który wydał końcem 2009 r. swoją debiutancką płytę). Lata 80. to ponadto okres triumfów Pointer Sisters i Bananaramy.
W związku z niedawnym nadejściem nowej dekady możemy być pewni, iż jeszcze wielokrotnie będziemy świadkami powstania, sukcesu i – co nieuniknione – upadku kolejnych girlsbandów czy – jak kto woli – kobiecych grup. I chociaż co kilka lat znawcy branży zwiastują wyczerpanie tego formatu uprawiania muzyki, to ich prognozy zwykle okazują się nietrafione, bowiem regularnie formujące się nowe girlsbandy w wielu przypadkach spotykają się z ciepłym przyjęciem odbiorców – nawet jeżeli poziom nagrywanej przez nie muzyki daleki jest od wymarzonego.
nagłówek – fot. okładka singla: Spice Girls „Wannabe” (spotify.com)