Felieton: Upragniony comeback Edyty Bartosiewicz!

Jeden z popularnych portali internetowych poinformował dzisiaj rano, że chodzą głosy, jakoby na muzyczną scenę miała wrócić nieobecna na niej od lat Edyta Bartosiewicz. Jeżeli ta wiadomość okazałaby się prawdziwa, bylibyśmy świadkami największego comebacku na polską estradę od lat!

Bartosiewicz w latach 90. XX w. robiła furorę swoim zachrypniętym, rockowym głosem, pokaźną listą przebojów i ciekawą osobowością. Gdy słuch po niej zaginął, to właśnie jej nazwisko najczęściej padało z ust ludzi kultury, gdy pytano ich na czyj krążek najbardziej czekają. A czekać kazano nam niezwykle długo, ponieważ ostatni regularny album Edyty ukazał się aż 12 lat temu! A gdyby nawet uwzględnić wydany nieco później zestaw największych przebojów wokalistki zatytułowany „Dziś są moje urodziny – the best of”, to ta długoletnia przerwa skraca się nam tylko o rok, bowiem wspomniana płyta miała swoją premierę w 1999 r.

fot. okładka albumu: Edyta Bartosiewicz „Dziś są moje urodziny” (spotify.com)

W minionej dekadzie o jednej z czołowych wokalistek polskiej sceny rockowej zrobiło się nieco głośniej jeszcze kilkukrotnie. Wydawane co jakiś czas kolejne single dawały nam nadzieję na to, że Edyta Bartosiewicz uraczy nas w końcu swoim kolejnym długogrającym wydawnictwem. Niestety radiowy sukces piosenek „Cztery pokoje” (duetu z Kazikiem) z 2000 r., „Opowieść” z 2001 r. (drugie życie w ten utwór tknęli realizatorzy komedii romantycznej „Nigdy w życiu!”, wykorzystując go w finałowej scenie filmu) , „Niewinność” z 2002 r., a zwłaszcza „Trudno tak (razem być nam ze sobą)” z 2004 r. (czyli niezapomnianej kolaboracji z Krzysztofem Krawczykiem) nie przyniósł nam wyczekiwanego longplaya. Chociaż – zgodnie z doniesieniami medialnymi – Edyta podejmowała w tym czasie kilka prób jego nagrania; wielka szkoda, że nieudanych… Już pojawienie się na rynku kompozycji „Niewinność” miało zwiastować nowy krążek – niestety z nieznanych przyczyn nowy materiał nie został wydany. Niezwykle motywująco zadziałało na artystkę pozytywne przyjęcie jej późniejszej współpracy z Krawczykiem (notabene, była to najpopularniejsza piosenka 2004 r., czego potwierdzeniem była m.in. wygrana w plebiscycie RMF FM na przebój roku oraz Fryderyk w kategorii „piosenka roku”), pomimo tego, że „Trudno tak…” nie jest raczej jednym z najbardziej udanych nagrań w jej dorobku. Edyta ponownie zaczęła nagrywać nową płytę, jednakże śmierć jej przyjaciela, będącego jednocześnie jej menedżerem, odcisnęła na wokalistce tak wielkie piętno, że ponownie porzuciła ona swoje plany wydawnicze, usuwając się w cień – tym razem na dobre (tak się przynajmniej wydawało… do dzisiaj). Wprawdzie kilkukrotnie mogliśmy ją jeszcze zobaczyć na scenie, były to jednak wyłącznie okazjonalne i krótkie występy. Lata mijały, a szanse na to, że kiedykolwiek po raz kolejny usłyszymy i zobaczymy Edytę Bartosiewicz w pełni formy, malały. I tak oto nadszedł czerwiec 2010 r., a moim oczom ukazał się artykuł z rewelacyjną wiadomością o rzekomym powrocie Edyty. Jakże byłoby wspaniale, gdyby tym razem te pogłoski się sprawdziły i niebawem w głośnikach naszych odtwarzaczy muzycznych rozbrzmiała nowa muzyka jednej z najważniejszych osobistości polskiej muzyki rozrywkowej.

Zapewne znajdą się tacy, którzy nie rozumieją tej fascynacji osobą Edyty Bartosiewicz, jak i jej muzyką, wszak od lat 90. trochę lat już upłynęło, a trendy muzyczne zmieniły się diametralnie (nie spodziewam się jednak, by ktoś – będący z muzyką za pan brat – o tej wokalistce nigdy nie słyszał). Przyznam, że Edyta nigdy nie należała do ścisłego grona moich ulubionych artystów. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, jaki ogromny wpływ na kulturę lat 90. miały jej niezapomniane przeboje, jak i ona sama. Za to zawsze będę ją wielce szanował. Niemniej jest kilka piosenek z jej muzycznego dorobku, które uwielbiałem, jeszcze będąc dzieckiem, i nadal zajmują one szczególne miejsce w moim sercu. Chylę przed nią czoła za takie klasyki polskiego rocka, jak rewelacyjny „Sen”, „Tatuaż” czy „Ostatni”. Cieszy mnie, że ostatnio coraz częściej słyszę w radiowym eterze niektóre jej dawno nieemitowane nagrania – tak jakby ktoś miał przeczucie, że to jest właśnie ten moment, by przypomnieć słuchaczom o przebojach Bartosiewicz sprzed lat… Tych mniej zorientowanych w twórczości wokalistki mogę zapewnić, że kilkanaście lat temu przebojów Edyty z pasją słuchały miliony Polaków – to był prawdziwy szał (zresztą, „Szał” to tytuł jednego z jej hitów)! Obok wymienionych utworów do listy jej najbardziej znanych i zarazem niekwestionowanych przebojów należy dopisać piosenkę „Zegar” (za którą, szczerze powiedziawszy, jakoś nie przepadam), „Jenny” i „Skłamałam”. Na pewno wielu pamięta także „Koziorożca”, „Urodziny”, „Dziecko” czy „Miłość jak ogień”. W latach 90. Bartosiewicz wydała w sumie 5 solowych płyt studyjnych: „Love” (1992 r.), „Sen” (1994 r.), „Szok’n’szoł” (1995 r.), „Dziecko” (1997 r.) oraz „Wodospady” (1998 r.). Największym bestsellerem okazał się krążek „Sen”, który utorował jej drogę na szczyt, chociaż kulminacja popularności wokalistki przypada w moim odczuciu na erę „Szok’n’szoł”. Należy również odnotować, że głos Edyty słyszymy w ponadczasowym utworze „Moja i twoja nadzieja” grupy Hey. Bartosiewicz jest nawet jego współautorką; podobnie jak i kilku innych przebojów niektórych utalentowanych koleżanek po fachu, tj. Justyny Steczkowskiej (teksty do części utworów z płyty „Dzień i noc”), Anity Lipnickiej (muzyka do ballady „Ostatni list”) i Edyty Górniak (Bartosiewicz napisała m.in. zarówno słowa i muzykę do jednej z najpiękniejszych kompozycji wykonywanych przez Górniak – „Nie proszę o więcej”). Sprzedaż albumów Edyty Bartosiewicz szacowana jest na ok. milion egzemplarzy. Wokalistka ma na swoim koncie liczne nagrody muzyczne – m.in. Bursztynowego Słowika, kilka Fryderyków (i mnóstwo nominacji), Paszport Polityki, a także wiele wyróżnień od czytelników i redakcji magazynów muzycznych (jednym z najcenniejszych jest tytuł Osobowości Dziesięciolecia przyznany przez popularny niegdyś magazyn „Tylko Rock”; jego obecna nazwa to „Teraz Rock”).

Bez względu na to, czy – zgodnie z zapowiedziami – Edyta Bartosiewicz faktycznie powróci do śpiewania i czy sprawdzą się doniesienia, że już niebawem ma ukazać się jej długo oczekiwany longplay, muzyczne dziedzictwo artystki jest na tyle znaczące, że nikt nie powinien mieć wątpliwości co do tego, że Edyta już dawno temu na trwałe zapisała się w historii polskiego rocka. Trzymam za nią bardzo mocno kciuki; niech tym razem – nawet jeżeli na jej drodze mnożyłyby się przeszkody – wystarczy jej sił i determinacji, a przede wszystkim miłości do muzyki, aby wrócić na dobre do muzycznego świata, który przecież tak bardzo na nią czeka. A co do tego, że będzie to powrót udany, nie mam najmniejszych wątpliwości.

fot. okładka albumu: Edyta Bartosiewicz „Dziecko” (1997 r.), z którego pochodzą m.in. przeboje „Jenny” i „Skłamałam” (spotify.com)

nagłówek – fot. Edyta Bartosiewicz podczas Orange Warsaw Festival 2010 (zasoby własne)