Synthpop

Synthpop

To gatunek popularnej elektronicznej muzyki rozrywkowej, którego kluczowym instrumentem był przez lata syntezator. W początkowej fazie, tj. od połowy lat 70. XX w., synthpop postrzegany był jako podgatunek tzw. nowej fali (new wave), jednak z czasem wyodrębnił się, aby w latach 80. stać się jednym z czołowych muzycznych nurtów dekady. Wielu za pierwowzór synthpopowych nagrań uznaje melodię artysty ukrywającego się pod pseudonimem Hot Butter pt. „Popcorn” z 1972 r. (cover utworu z 1969 r. o tym samym tytule; przed kilkoma laty popularna była w Polsce nowa wersja tej kompozycji wykonywana przez cudaczny twór o nazwie Crazy Frog). Używanie syntezatorów w muzyce rozpoczęło się dzięki pojawieniu się tzw. syntezatora Mooga, który przez niektórych artystów stosowany był już w latach 60. We wspomnianym „Popcorn” Hot Butter wykorzystał właśnie ten prototypowy model syntezatora.

 
Chociaż za pionierów synthpopu uznaje się takich artystów, jak Kraftwerk (istniejący już od 40 lat niemiecki team instrumentalistów, który do dziś trudni się tworzeniem muzyki elektronicznej; znany m.in. z przebojów „The model” i „Tour de France”), David Bowie czy Roxy Music, to mimo wszystko za pierwszy prawdziwy przebój, który mocno koresponduje z tym, co zaczęto w tym czasie określać mianem synthpopu, uważa się singiel amerykańskiej Królowej Disco, Donny Summer – „I feel love” z 1977 r. Brian Eno (znany m.in. z Roxy Music), gdy po raz pierwszy usłyszał to nagranie, miał podobno powiedzieć Bowiemu, że to jest właśnie brzmienie przyszłości, które zmieni muzykę klubową na najbliższe 15 lat. I tak się właśnie stało…


 
Dla rozwoju synthpopu ważny okazał się również brytyjski zespół The Human League, który swoją przygodę z tym nurtem rozpoczął w 1978 r. za sprawą debiutanckiego singla „Being boiled”, chociaż szczyt jego kariery nadszedł dopiero w latach 80., m.in. dzięki popularnemu „Don’t you want me”. Brytyjski synthpop charakteryzował się zasadniczo mrocznym, nienaturalnie brzmiącym, zautomatyzowym dźwiękiem (przywołującym skojarzenia z robotem). Nie bez znaczenia dla jego kształtu okazały się muzyczne dokonania zapomnianego już Gary’ego Numana i jego grupy Tubeway Army (sample z jego przeboju „Are ‚friends’ electric?” pojawiają się w tanecznej wersji nagrania „Freak like me” wykonywanego przez trio Sugababes), jak i przebój z końca dekady, „Video killed the radio star” grupy The Buggles (pierwszy klip wyemitowany przez MTV).

 
Dźwięki syntezatorów rozpowszechniły się z czasem tak bardzo, iż wraz z nadejściem dekady lat 80. wyparły z europejskich klubowych parkietów muzykę disco, która rządziła po obu stronach Atlantyku w ciągu lat 70. Synthpop zdobywał popularność także w USA (chociaż nie na taką skalę, jak miało to miejsce w Europie), głównie za sprawą stacji muzycznej MTV, jednak cały czas definiowany był w Stanach jako podgatunek new wave, a sukcesy odnosili tam zasadniczo wykonawcy europejskiej sceny synthpopowej. Jako że większość gwiazd propagujących synthpop pochodziła z Wielkiej Brytanii, można ją postrzegać jako kolebkę tego nurtu. Europa oszalała na punkcie przebojów takich synthpopowych artystów, jak Soft Cell (singiel duetu pt. „Tainted love” to jeden z najpopularniejszych utworów lat 80. na świecie; wielu późniejszych wykonawców samplowało go w swoich nagraniach, np. Rihanna w „SOS”, a swoje wersje nagrali np. Marilyn Manson i The Pussycat Dolls), Yazoo („Don’t go” to kwintesencja synthpopu – prosta, wpadająca w ucho, nieco mrocznie brzmiąca syntezatorowa melodia), Depeche Mode („Just can’t get enough”), Camouflage („The great commandment”), Desireless („Voyage voyage”), Visage („Fade to grey”), Alphaville („Big in Japan”), wspomniane wcześniej The Human League („Don’t you want me”), Bronski Beat („Smalltown boy”), Pet Shop Boys („West End girls”), Sandra („(I’ll never be) Maria Magdalena”), OMD („Enola Gay”), Tears For Fears („Mad world”), Frankie Goes To Hollywood („Relax”) czy Eurythmics („Sweet dreams (are made of this)”).


 
Lata 90. obeszły się z synthpopem bezlitośnie. Gatunek szybko został wyparty z jednej strony przez tzw. „czarne brzmienia” (na czele z hip-hopem), grunge (najmocniej kojarzony z Nirvaną) i muzykę akustyczną (spopularyzowaną dzięki programowi „MTV Unplugged” – swoje akustyczne płyty pod szyldem MTV wydali m.in. Sheryl Crow, Mariah Carey czy Eric Clapton), zaś – jeżeli chodzi o muzykę taneczną – miejsce synthpopu zajęło techno, house i przede wszystkim eurodance, czyli gatunki z silnie wyeksponowaną linią basów (bardziej rytmiczne, z mocniejszym dźwiękiem) i zasadniczo dynamiczniejsze (synthpop jest jednak znacznie delikatniejszy niż typowe nagranie house’owe czy nawet eurodance’owe). Synthpop całkiem jednak nie umarł – zdarzali się bowiem wykonawcy, którzy nieco z tą muzyką eksperymentowali, chociaż ich brzmienie w niewielkim stopniu przypominało synthpop lat 80. (np. Björk, Radiohead, Nine Inch Nails). Byli na szczęście też i tacy, którzy pozostali wierni synthpopowi, nadal nagrywając piosenki w tej stylistyce – m.in. Erasure („Always”). Inni zaś, chociaż zmodyfikowali swoje pierwotne brzmienie, całkiem o korzeniach własnej muzyki nie zapomnieli – m.in. Depeche Mode („It’s no good”) i Pet Shop Boys („I don’t know what you want but I can’t give it anymore”). Pojawił się też trochę cięższy w brzmieniu synthrock (zespół Depeche Mode można wskazać jako jednego z przedstawicieli).

 
Połowa pierwszej dekady XXI w. okazała się czasem niezwykle korzystnym dla synthpopu. Moda na lata 80., w tym na mocno elektroniczne brzemienia, musiała spowodować, iż synthpop powrócił do łask. Co ciekawe, w dużej mierze przyczynili się do tego wykonawcy sceny rocka niezależnego. Wielu odbiorcom muzyki album „Hot fuss” grupy The Killers przywołał w pamięci syntezatorowe brzmienie lat 80. Wśród artystów, którym po części zawdzięczamy nową falę popularności synthpopu, z pewnością wymienić należy m.in. Goldfrapp, LCD Soundsystem, The Postal Service, MGMT, Hot Chip czy Owl City, a najmocniej w 2009 r. powrót synthpopu zaznaczył brytyjski duet La Roux, którego krążek „La Roux” z przebojowym „Bulletproof” na czele brzmi, jakby nagrano go 25 lat temu! Brytyjczycy po raz kolejny pokazali światu jak brzmi prawdziwy synthpop.

 
Wszystko wskazuje na to, iż rok 2010 zaowocuje kolejnymi muzycznymi synthpopowymi niespodziankami, jako że muzyka elektroniczna (m.in. z modnym ostatnio electropopem) przeżywa obecnie swój wielki rozkwit. Podczas gdy jeszcze przed kilkoma laty artyści siłowali się na nagrywanie płyt z muzyką R&B, nawet jeżeli nie mieli predyspozycji, by wykonywać taki gatunek muzyczny (na przełomie wieków, jak i w trakcie minionej dekady tacy producenci, jak np. Darkchild, duet The Neptunes czy Timbaland byli wręcz rozchwytywani przez wykonawców reprezentujących niemal całą paletę muzycznej stylistyki), tak obecnie coraz większa ich rzesza decyduje się na tworzenie tanecznych wydawnictw z popularnymi DJ-ami (w tej kategorii prym wiedzie ostatnio David Guetta). Trend na brzmienia z lat 80. kiedyś jednak bez wątpienia przeminie i synthpop czy electropop znowu będą musiały ustąpić miejsca innym, bardzo możliwe, że skrajnie różnym od nich gatunkom muzycznym – i w ten sposób zatoczymy koło. Synthpop zawsze będzie jednak kojarzony z dekadą lat 80. i dzięki tej nierozerwalnej więzi na stałe zapisał się w historii muzyki rozrywkowej.

nagłówek – fot. okładka singla „Fade to grey” z 1980 r. brytyjskiej synthpopowej grupy Visage (piosenka z albumu „Visage”) (discogs.com)