Co nowego w muzyce: single 3/2015

Zapraszam Was na ciąg dalszy posta „Co nowego w muzyce: single 2/2015” (PRZECZYTAJ).

Maejor „You and me”: Odprężający, subtelnie klubowo-soulowy numer z quasi-drake’owym wokalem. Co prawda w końcówce dochodzi do wyraźnego podkręcenia tempa, ale piosence w większej jej części towarzyszy jednostajny, pulsujący (ale przy tym mało hałaśliwy) bit (czy może lepiej – wibracja), który doskonale współgrałby z kręcącą się nieśmiało dyskotekową kulą podświetlaną stroboskopem. Szkoda tylko, że w teledysku nie zdecydowano się pójść tym tropem.

fot. okładka singla: Maejor „You and me” (lockerdome.com)

Major Lazer x DJ Snake feat. MØ „Lean on”: Wcześniejsze produkcje wypuszczone przez projekt Major Lazer albo przez DJ-a Snake’a (a przynajmniej te niezbyt liczne, które słyszałem) nie zdołały mnie zainteresować, czasem wręcz mnie irytowały. Nie ma się zatem co dziwić, że do ich kolaboracji podszedłem z dużą rezerwą. Dużym magnesem była tu jednak lubiana przeze mnie MØ. I mimo że charakterystyczne, dziwaczne odgłosy mogące przypominać gdakanie poddane komputerowej obróbce powinny mnie drażnić (jak w nieznośnym „Turn down for what”), w „Lean on” zupełnie mi nie przeszkadzają, a nawet mają jakiś swój urok. Myślę, że największym autem tej produkcji jest jego eklektyzm połączony z pewną dozą powściągliwości. Każdy z artystów dołożył do niej swoją cegiełkę, zapewniając jej wielopłaszczyznowość i różnorodność, a mimo tego udało się uniknąć kakofonii, zachować umiar i ład, tworząc po prostu fajny, imprezowy numer, który nie jest tak inwazyjny i natarczywie dudniący, jak np. hity z nurtu big room house, ostatni singiel Zedda czy wspomniany wcześniej największy przebój DJ-a Snake’a.

Meadowlark „Eyes wide”: Podszyta melancholią, niezwykle urokliwa kompozycja dla refleksyjnych, w sam raz, by stłumić nadmiar wytworzonych w ciągu dnia emocji. Odpowiada za nią bristolski duet Kate McGill i Daniel Broadley. Swą wrażliwość w nieco większej dawce przekazuje zaś na świeżo wydanej EP-ce „Dual” (posłuchaj).

MG „Europa hymn”: Dla zagonionych – odrobina zadumy w elektronicznym, w całości instrumentalnym tracku, który zapowiada solowy album Martina Gore’a z Depeche Mode. Premiera albumu: 27 kwietnia br.

Michał Sobierajski „Część”: Lirycznie i refleksyjnie, a do tego z wyczuciem i delikatnością kompozycję „Część” wykonuje młody wokalista, który dał się poznać w programie „The Voice of Poland”. Utwór skomponował Michał, za produkcję odpowiada Bogdan Kondracki, a tekst napisała Karolina Kozak. „Część” zapowiada debiutancki album wokalisty – „Przed snem”. Pierwsze wideo nakręcono jednak do utworu „Rzeka”, który nie ma już niestety tak niezwykłej aury i ujmującej czystości (niewinności).

MORRT „Dive right in”: Wpadająca w ucho i wyciągająca na parkiet, house’owa propozycja młodego Brytyjczyka, Josha Mortimera. W tym potencjalnym kandydacie na klubowy hit DJ-a wspiera wokalnie niejaki Jonty Howard.

MS MR „Painted”: Damsko-męski duet z Nowego Jorku powraca. Na otwarcie kolejnego rozdziału swojej kilkuletniej kariery ofiarowuje nam dosyć żwawy i żywy singiel „Painted”, z wyraźnym wykorzystaniem klawiszy, które w 2014 r. wzbogaciły niejeden (co najmniej) europejski przebój. Jest to pewne urozmaicenie, jeżeli przypomnimy sobie muzykę z debiutanckiego longplaya „Secondhand rapture”, ale takie, które mogę zaaprobować. Chociaż to kilkudziesięciosekundowe wprowadzenie do utworu nie do końca mi leży…

fot. okładka singla: MS MR „Painted” (hitsebeats.info)

Mumford & Sons „Believe”: O moim podejściu do twórczości indiefolkowych kapel wspomniałem w poprzednim poście, pisząc o zespole Lord Huron. I to pewnie dzięki temu, że „Believe” odarto z folkowego brzmienia, zdecydowanie idąc w kierunku rocka (a dokładniej to jego wydanie, które może kojarzyć się z grupą Coldplay), w końcu pojawił się jakiś utwór Mumfordów, do którego mnie ciągnie…

Nadine Shah „Fool”: Posępna Nadine jest posiadaczką niskiego, ale i dostojnie brzmiącego głosu, który doskonale odnajduje się w towarzystwie niezbyt dynamicznego i niewygładzonego gitarowego podkładu. Mało jeszcze popularna Brytyjka wydała właśnie swój drugi longplay pt. „Fast food”, do którego próbuje nas przekonać singlem „Fool”.
Zarówno w głosie Nadine, jak i w samej kompozycji tkwi jakiś magnetyczny pierwiastek, który – choć to utwór raczej przygnębiający – nie tylko mnie zaciekawił, ale i zachęcił do tego, by zastosować w tym przypadku małe zapętlenie. A może to zasługa wyczuwalnej w „Fool” charyzmy artystki? Piosenka może spodobać się sympatykom Anny Calvi czy Nicka Cave’a, aczkolwiek (jak widać) nie tylko im.

Natalia Kukulska „Miau”: Na „Ósmym planie” najbardziej w pamięci utkwiły mi: utwór tytułowy oraz track numer 2, którym Natalia obecnie promuje swoje tegoroczne dzieło. Jednym z wyraźnych atutów albumu są różnorodne i mało oszczędne podkłady. I tak na przykład w „Miau” od początku atakowani (w pozytywnym sensie, rzecz jasna) jesteśmy intensywnym, mięsistym, rzekłbym nawet złowieszczym, electropopowym podkładem, któremu zacności nadaje soulowy wokal Natalii. Wokalistka spełnia się tu w podwójnej roli – jej głosowe warunki pozwalają nieco zneutralizować tę złowieszczą atmosferę, ale z drugiej strony unika ona wokalnych popisów i eksponowania ciepła w barwie, starając się, jak sądzę, wpasować w klimat utworu i oddać w głosie jego mroczność. Podoba mi się, że wokalistka, która przecież już od ponad dekady eksperymentuje z brzmieniem i stylistyką, poszła w tym kierunku i życzyłbym jej (ale także i sobie), by zostało to dostrzeżone, a zwłaszcza docenione.

Natalie Imbruglia „Instant crush”: Natalie swój nowy album dedykuje mężczyznom. „Male” ukaże się w połowie roku, a na płycie znajdziemy covery utworów m.in. Damiena Rice’a, Cata Stevensa, Neila Younga, Death Cab For Cutie, The Cure czy Toma Petty. Nowy materiał promuje jednak singiel „Instant crush” – czyli kobieca wersja singla z bestsellerowego albumu „Random access memories” Daft Punk (w oryginale na „featuringu” pojawia się Julian Casablancas z The Strokes). Niezwykle urodziwa Australijka zmienia charakter tego utworu, oddając w nim swój znany nam dobrze styl. Dlatego też jej interpretacja powinna przypaść do gustu większości jej dotychczasowy sympatyków.

fot. okładka albumu: Natalie Imbruglia „Male” (radiozet.pl)

Nathan Sykes „More than you’ll never know”: Okazuje się, że najmłodszy z chłopaków z boysbandu The Wanted, który przed rokiem zawiesił działalność, ma zadatki, by pokręcić się trochę w retropopowo-soulowych klimatach. Jesienią mamy przekonać się, czy jego solowy singiel jest fragmentem większej, podobnie brzmiącej całości, czy może Nathan Sykes jako solista pójdzie jednak innym tropem. W tym wydaniu wypada jednak bardzo pozytywnie.

Petite Meller „Baby love”: Osobliwość, kobieta-żywioł i (jak się wydaje) pozytywna krejzolka z lekkim fiksum dyrdum. Jej pogodny singiel z początku roku potrafi postawić na nogi, napoić dobrą energią nie tylko z rana oraz nakarmić oczy barwnymi obrazkami, które mogą rozbawić, ale i wywołać pewne zdziwienie. Dodatkowo warto docenić to, że Francuzce udało się nagrać bardzo chwytliwy numer.

Rae Morris „Love again”: W prima aprillis Brytyjka podzieliła się z nami klipem do jej kolejnego singla z debiutanckiego albumu „Unguarded”. Ten popowy i (mimo daty premiery teledysku) nieżartobliwy utwór zaczyna się dosyć skromnie, ale stopniowo rozkwita, co w klipie podkreślono nasilającymi się wybuchami fajerwerków. Za to od początku do końca da się odczuć, iż podszyty jest pewną dozą refleksyjności.

Saint Raymond „Come back to you”: Bardzo bliski krewny pogodnego, lekkiego i dziarskiego, popowo-gitarowego singla „Everything she wants” wydanego rok temu, w którym Callum Burrows przypominał nam brzmienie grupy Two Door Cinema Club. Prosiłoby się jednak o jakieś małe urozmaicenie…

Sam Feldt „Show me love”: House’owego przeboju Robin S. kolejna odsłona – ta również taneczna, ale z większym naciskiem na odprężenie.

SG Lewis „Warm”: Unoszenie w powietrzu – takie mam uczucie, kiedy słyszę tę elektroniczno-soulową produkcję Sama Lewisa z przygrywającym w tle pianinem. Przyjemnie słucha mi się również wykończeń fraz przez wokalistę, choć nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten klimatyczny, wieczorny utwór jeszcze bardziej by mi się podobał, gdyby ów głos nie był poddany modulacji od początku do końca.

fot. kadr z teledysku: Petite Meller „Baby love” (fringemusicfix.com)

Shura „2shy”: Na początku marca delikatnie, „z pewną taką nieśmiałością” (jak głosiła pamiętna reklama Always sprzed 2 dekad) utworem „2shy” uraczyła nas Shura, która konsekwentnie buduje wizerunek artystki łączącej elektronikę i soulową wrażliwość z subtelną, bardzo wyważoną, powolną tanecznością, która ujawnia się, o ile faktycznie wsłuchamy się w jej muzykę. W tym utworze urzeka mnie prócz tego jego „połyskujący” charakter (wyraźny zwłaszcza w refrenie), jakby z odtwarzacza wraz z muzyką docierał do mnie blask przedmiotu wykonanego z cennego kruszcu. Ten efekt wydaje mi się znajomy, ale nie mogę na razie (do czasu!) ustalić konkretnych tytułów.

SLO „Fortune”Jess Mills – po wypuszczeniu kilku singli – 2 lata temu miała podarować nam w końcu swój debiutancki album. Tak się nie stało. Długo musieliśmy czekać na jakikolwiek nowy efekt jej pracy. Tymczasem niespodziewanie Jess przemianowuje się na SLO i pod tym pseudonimem ofiarowuje nam mały prezent – skupiający uwagę i niespieszny, elektroniczno-soulowy utwór „Fortune”. Przy jego brzmieniu palce maczał Henry Binns – połowa duetu Zero 7. A na 4 maja br. SLO obiecuje nam EP-kę.

Snakehips feat. Kaleem Taylor „Forever (pt. II)”: Pod tym tytułem znajdziemy bujającą produkcję brytyjskiego duetu Snakehips, w której współczesne trendy zestawiono z zarażającymi „wibracjami” przywołującymi na myśl przeboje R&B z połowy lat 90. Wyrazu całości dodaje nieprzeciętny, soulowy wokal Kaleema Taylora, który chwilę wcześniej „podkręcał” klubowy hit z Wysp – „Promesses” francuskiego DJ-a Tchami.

Snoop Dogg feat. Charlie Wilson „Peaches n cream”: Pogodny, funkujący numer na tę bardziej słoneczną część roku. Kto odpowiada za jego ostateczny kształt? Oczywiście wszędobylski Pharrell „Happy” Williams, który jest producentem nowego albumu swojego wieloletniego kolegi. Tytuł: „Bush”, premiera: 12 maja br. Aktualny singiel Snoop Dogga dosyć płynnie przeszedłby w (odrobinę mniej rytmiczne) „Gust of wind” jego druha. Obie te piosenki zapewniają jednak skuteczny chillout.

fot. okładka singla: Snoop Dogg feat. Charlie Wilson „Peaches n cream” (snoopdogg.com)

The Maccabees „Marks to prove it”: Mając jeszcze w pamięci rosnącą w siłę z sekundy na sekundę, rockową, balladową perłę z roku 2012 w postaci singla „Ayla”, poczułem zawód, gdy w takty powrotnego singla londyńczyków wprowadził mnie… jazgot. Ale ten żywiołowy, gitarowy numer, w którym dodatkowo perkusista musiał wykazać się nie lada refleksem, po chwili schodzi na bardziej melodyjne tory. Skądinąd takich przeskoków jest tu więcej, ponieważ piosenkę cechują kilkukrotne zmiany tempa i charakteru, które jednak wcale nie wydają mi się tu konieczne.

Tinashe „All hands on deck”: Kobiece R&B skrojone pod listy przebojów, mimo połowicznego odbudowania pozycji całego gatunku po kilku latach posuchy, nadal nie trzęsie światowymi rynkami, ale Tinashe jest jedną z tych młodych wokalistek, które walczą o zmianę tego stanu rzeczy. Tym razem próbę tę podejmuje z singlem „All hands on deck” – jednym z bardziej przystępnych utworów na debiutanckim albumie „Aquarius”. Niemniej mnie się marzy, by singlem z płyty zostało jeszcze „Wildfire”

Will Young „Love revolution”: Po zaskakującym odrodzeniu w 2011 r., w którym pierwszemu zwycięzcy brytyjskiego talent show „Pop idol” (2002) pomógł Richard X, Will powraca z nową energią, nowym singlem i zapowiada album „85% proof” – planowany na koniec maja br. „Love revolution” sugeruje, że Will znowu zdecydował się na zmianę stylu. W tym utworze wokalista porzuca elektronikę, która dodała mu ostatnio skrzydeł, i stawia na żywe instrumenty oraz retro pop. Jeszcze nie jestem przekonany, czy pasuje mi ten kierunek, ale poczekam na więcej nowej muzyki od Willa. Refren jego aktualnego singla przypomni nam o klubowym wymiataczu „Loneliness” Tomcraft (2002), który z kolei samplował utwór „Share the love” Andrei Martin (1999).

Wyles & Simpson „Stormy skies”: Brytyjski duet tworzony przez Abigail Wyles i Holly Simpson, które krzyżują elektronikę z soulem (częsty dzisiaj kierunek, jak dowodzi choćby liczba utworów o takich cechach w tym i poprzednim wpisie). W proponowanym utworze panie dokonują tego z nie najgorszym skutkiem. Więcej muzyki duetu znajdziemy na longplayu, którego tytuł odpowiada nazwie zespołu.

Yumi Zouma „Alena”: Przy tym elektronicznym utworze i potańczymy, i odpoczniemy. Poleca go nam label Cascine, który wydał wcześniej EP-kę „Baltimore” Kamp!. Yumi Zouma jest natomiast nazwą czteroosobowego składu z Nowej Zelandii.

fot. Wyles & Simpson (mixcloud.com)

  • RZUTEM NA TAŚMĘ

Panda People „The usual place”: Utwór, który poznałem dzięki Kordianowi z Pop Goes The Blog. A jest w nim wiele elementów, które lubię. Są przebojowe syntezatorki. Pojawia się saksofonowe solo. Głos wokalisty został przefiltrowany i przesunięty na drugi plan. Jest tanecznie. Jest odrobinę tajemniczo. Jest i rytmicznie przygrywający basik. Słuchamy!

Route 94 feat. Jess Glynne „My love (nxwyxrk remix)”: Remiks deephouse’owego przeboju Route 94 autorstwa Nxwyxrk – niby nadal jest house’owo i do tańca, ale już mniej mrocznie, bardziej subtelnie i odprężająco.