Kolekcja Muzykoblogera #2: Anna German

Dzięki liczącemu zaledwie 10 odcinków serialowi „Anna German” (pierwotna emisja w Polsce: TVP1) wokalistka, o której losach ów serial opowiadał, stała się najgłośniejszą postacią polskiej muzyki ostatnich miesięcy. Nie zgadzacie się z tym stwierdzeniem? Nie musicie. Przemawiają za tym fakty.

Jak dotąd serial „Anna German” był, zaraz po „M jak miłość” i „Ranczu” (które, notabene, w kwietniu zdołało prześcignąć to pierwsze), najchętniej oglądanym w 2013 r. serialem w polskiej telewizji (a więc nie ograniczamy się tu do instytucji o nazwie TVP). Średnia oglądalność serialu osiągnęła pułap ok. 6,27 mln widzów, a najpopularniejszy odcinek wyemitowany premierowo 15 marca br. przyciągnął przed ekrany telewizorów blisko 6,8 mln widzów. A do tego należy jeszcze dodać widownię powtórek oraz osoby, które oglądały serial w sieci m.in za pośrednictwem ipla. Szerzej na temat oglądalności serialu pisał portal wirtualnemedia.pl.

Idąc dalej, warto dostrzec, że aktorka wcielająca się w postać Anny German, czyli Joanna Moro, zaliczyła pochód po znacznej części programów telewizyjnych, w których udziela się wywiadów. I, co w dzisiejszych mediach rzadkie, nie były to wyłącznie programy związane w jakikolwiek sposób ze stacją nadającą serial. Joannę Moro można było bowiem zobaczyć w emitowanym w TVN Style „Maglu towarzyskim” czy w talk show „Kuba Wojewódzki” w TVN. Aktorka na fali sukcesu biograficznego serialu pojawiła się nawet w programie „Tomasz Lis Na Żywo” (choć to akurat produkcja TVP).

Co więcej, na liście najlepiej sprzedających się albumów w Polsce, w czołówce sprzedaży sklepu merlin.pl oraz w innych rankingach konstruowanych na podstawie wyników sprzedaży dało się zauważyć dominację wydawnictw sygnowanych nazwiskiem Anny German. Nie był to bowiem tylko jeden tytuł. Tym najpopularniejszym okazał się jednak zestaw piosenek pod szyldem „Złota kolekcja – Bal u Posejdona”, który jest na tę chwilę (notowanie z 29 kwietnia 2013 r.) najlepiej sprzedającym się albumem w naszym kraju (tu potwierdzenie); a to nie jedyny album z piosenkami Anny German w tygodniowym top 10. Dodatkowo, zgodnie z danymi ze strony ZPAV album „Złota kolekcja (…)” zajął 4. miejsce na Oficjalnej Liście Sprzedaży OLiS za miesiąc marzec 2013 r.

Jakby tego było mało, w wydaniach chętnie (nie wiedzieć, dlaczego) przez Polaków kupowanych polskich papierowych tabloidów: „Fakt” i „Super Express”, z dnia 2 maja 2013 r. to Anna German była osobą, której poświęcono centralną część okładki.

Takiej skali sukcesu ponad 30 lat po śmierci artystki (a ta zmarła 25 sierpnia 1982 r.) chyba nikt się nie spodziewał. Wiele osób, z którymi rozmawiałem na temat tego zjawiska (myślę, że to odpowiednie słowo), przyznawało, że nigdy wcześniej o Annie German nie słyszało. Teraz z takim stwierdzeniem chyba trudno będzie się spotkać.

Dlaczego jednak o tym piszę – i to jeszcze w cyklu o nazwie „Kolekcja Muzykoblogera”?

To, co dzieje się obecnie wokół Anny German, zmotywowało mnie, by zamieścić na blogu kolejny uwieczniony na fotografiach fragment mojej domowej kolekcji płyt – tym razem płyt Anny German właśnie. Nie będę Wam mydlił oczu, że to ja tych płyt słuchałem i że to ja je kupowałem. Winyle, których sfotografowane okładki widoczne są poniżej, należą do moich rodziców (w pierwszej kolejności do mojej mamy), a w moim domu obecne są od wielu lat. W związku z tym, że od dawna staram się dbać o wszystkie wydawnictwa muzyczne, które należą do mnie albo które odnalazłem w kolekcji innych członków mojej rodziny, osoba Anny German jest mi znana dłużej niż od roku 2013. Niewiele jednak znałem jej nagrań. W tym roku słucham ich z większą częstotliwością z dwóch powodów. Jednym z nich jest właśnie sukces serialu. Drugi – pozwólcie – zachowam dla siebie, przynajmniej na razie.

W domu ostały się 2 wydawnictwa Anny German w postaci płyt winylowych (być może było ich więcej, ale niestety nie wszystkie płyty winylowe sprzed lat bezpiecznie dotrwały do dzisiejszych czasów). Jedno jest podwójnym albumem, stąd liczba winyli z nadrukowanym nazwiskiem „Anna German” wynosi 3, a nie 2.

Pierwsze wydawnictwo to 2-płytowy album zatytułowany „Powracające słowa” wydany już po śmierci Anny German przez Polskie Nagrania w roku 1990. Oba winyle mają osobną oprawę. Na tylnej okładce jednej z płyt znajduje się krótki opis kariery Anny German oraz charakterystyka jej jako człowieka, a autorem tego tekstu jest Zbigniew Rabiński, przyjaciel wokalistki. To jemu powierzono funkcję „redaktora płyty”. Zgodnie z treścią opisu na album składają się m.in. nagrania, których próżno szukać na regularnych (studyjnych) wydawnictwach Anny German.

Rabiński o swojej przyjaciółce pisze m.in. w sposób następujący:

 

„Miała swój własny styl, nie musiała szokować strojem. Dla niej najważniejsza była piosenka”.

„Anna German była przykładem wartości, które przyjmowaliśmy jako rzecz naturalną, wtedy gdy była z nami, a których stratę odczuwa się dopiero po Jej odejściu”.

„Anna German pozostanie w pamięci słuchaczy i wielbicieli jako wielka indywidualność polskiej piosenki i nieprzeciętnej osobowości człowiek”.

Drugi album, który znajduje się w moim posiadaniu, nosi tytuł „To chyba maj” i wydany został w 1972 r. Tytuł idealnie zatem współgra z porą roku, z której możemy się obecnie cieszyć. Album zawiera 13 nagrań. Autorem słów jest Jerzy Ficowski, a za muzykę odpowiedzialna jest Anna German. Jak zabawnie napisano na oprawie płyty:

„Piosenek jest trzynaście… (Odpukajmy w majową gałązkę!). Lubimy trzynastkę, jak pięciopłatkowy bez, jak czterolistną koniczynę. Może nie przyniesie szczęścia – nie wymagajmy aż tyle. Gdyby przyniosła choćby uśmiech – to przecież już byłaby to szczęśliwa trzynastka”.

Jeżeli mielibyście ochotę posłuchać choćby kilku utworów Anny German, bo jeszcze tego nie zrobiliście, oto kilka moich propozycji:

„Zakwitnę różą”
„Człowieczy los”
„Greckie wino”
„Tańczące Eurydyki” (występ podczas KFPP Opole 1964)
„Być może” (występ podczas KFPP Opole 1970)
„Bal u Posejdona”
„Cztery karty”.