Co nowego w muzyce: single 10/2014

Zapraszam Was na kontynuację wpisu „Co nowego w muzyce: single 9/2014” (PRZECZYTAJ).

Natalia Przybysz „Miód”: O swoich snach, piersiach i pieśniach śpiewa Natalia w utworze „Miód”. Piosenka nawiązuje do bluesowej stylistyki wydanego w połowie 2013 r. albumu „Kozmic blues” dedykowanego Janis Joplin. „Miód” zapowiada czwarty longplay wokalistki – „Prąd”.

fot. okładka albumu: Natalia Przybysz „Prąd” (muzyka.interia.pl)

Nothing But Thieves „Graveyard whistling”: Odrobina liryzmu i nieprzesadnej dramaturgii – w sam raz na wieczór. Piosenkę tego brytyjskiego kwintetu umieszczono na wydanej w lipcu br. EP-ce o takim samym tytule.

Panama „Stay forever”: Twórcy jednego z moich ulubionych kawałków z roku 2012 („Magic”) oraz docenionej przeze mnie EP-ki „It’s not over” pod koniec września oddali w nasze ręce klip (reżyseria: Daniel Askill) do singla „Stay forever”. Piosenka, w przeciwieństwie do „Magic”, ani przez moment nie jest skoczna i figlarna, lecz utrzymana w skłaniającym do refleksji, mało radosnym (żeby nie powiedzieć – posępnym) klimacie, łączy dźwięki pianina z nienachalną elektroniką, pochłania swoją przestrzennością, a głosowi wokalisty towarzyszy w niej pogłos. Australijczycy z Panamy odsłaniają w tym utworze swoje bardziej melancholijne oblicze, choć trudno tę produkcję nazwać balladą.

Paolo Nutini „Diana”: Stylowa, soulowo-bluesowa ballada Nutiniego z delikatnymi jazzowymi ambicjami, pochodząca z albumu „Caustic love”.

Pink Floyd „Louder than words”: Pink Floyd z roku 2014 – aż trudno w to uwierzyć. Ten utwór zapowiada album „The endless river”, który pojawi się w sklepach na początku listopada. Pobrzmiewają w nim echa „High hopes”… To zaś, co w tym utworze najlepsze, usłyszymy w drugiej jego połowie.

fot. okładka albumu: Pink Floyd „The endless river” (pinkfloyd.com)

Raleigh Ritchie „Birthday girl”: Niewiele pod względem muzycznym zmienia się u Jacoba Andersona – soulowego wokalisty (i aktora) skrywającego się pod pseudonimem Raleigh Ritchie. Po tym, jak Brytyjczycy z opóźnieniem docenili jego singiel „Stronger than ever”, wokalista prezentuje (niedostępny na jego 2 EP-kach) utwór „Birthday girl”, w którym ponownie krzyżuje zamiłowanie do soulu z modą na nasączanie wszystkiego elektroniką.

Renata Przemyk „Kłamiesz”: Renata w swoim nowym singlu, który wprowadził nas w erę albumu „Rzeźba dnia”, postanowiła pokazać nam, że wciąż potrafi nagrywać przebojowe kawałki. Utwór może nie przypaść do gustu tym, którzy wolą Przemyk w bardziej artystyczno-alternatywnej odsłonie, za to „Kłamiesz” jest, jak się domyślam, delikatnym ukłonem w stronę tych stacji radiowych, które kierują się na co dzień innymi kryteriami (albo przynajmniej owe „inne kryteria” czynią tymi podstawowymi).

RHODES „Breathe”: Muzyczna propozycja na wieczorne poskromienie emocji.

Ryan Adams „Gimme something good”: Tej jesieni po kilku odsłuchaniach stopniowo zacząłem doceniać niespieszny, podszyty bluesem, zaczepnie-gitarowy pierwszy singiel z albumu, który zatytułowano po prostu „Ryan Adams”. Odczuwam coraz większy głód takich brzmień.

fot. okładka albumu: Ryan Adams „Ryan Adams” (pitchfork.com)

SecondCity feat. Ali Love „What can I do”: House’owy producent, który naprawdę nazywa się Rowan Harrington, w minione wakacje podbijał niektóre polskie stacje radiowe singlem „I wanna feel” samplującym przebój „You’re makin’ me high” Toni Braxton (#1 w USA w 1996 r.). Chwilę wcześniej, dokładnie 1 czerwca br., „I wanna feel” dotarło zaś na brytyjski szczyt. Wielu pewnie nie zwróciło uwagi na to, że w tym utworze słyszymy głos (Kelli-Leigh Henry-Davila), który wcześniej słyszeliśmy w innym radiowym przeboju z tego roku – singlu „I got U” Duke’a Dumonta i Jaxa Jonesa. Co więcej, jednym z twórców „I wanna feel” jest Daniel Bedingfield, który na początku poprzedniej dekady był jednym z topowych wokalistów na Wyspach (singiel i album „Gotta get thru this”). Kim jest Daniel, pisałem na blogu (tutaj). Nowy singiel SecondCity jest już według mnie mniej przebojowy od swojego poprzednika. Tym utworem producent będzie próbował powtórzyć sukces swojego pierwszego hitu, ale wątpię, by również z nim dotarł na szczyt The UK Singles Chart. Partie wokalu w piosence to działka częstego bohatera drugiego planu – Alego Love. Wokalista w przerwie od solowych dokonań (albumy: „Love harder” z 2010 r. i „P.U.M.P.” z 2014 r.) działa jako członek projektów Hot Natured (album „Different sides of the sun” z 2013 r. – uwzględniony w moim blogowym rankingu albumów) i Infinity Ink. Niektórzy jego wokal mogą kojarzyć z singli The Chemical Brothers („Do it again” – piosenka znana z reklam perfum Paco Rabanne) czy Justice („Civilization”).

Simple Minds „Honest town”: Szkocka formacja Simple Minds ze swoimi aktualnymi nagraniami nie trafia już do szerokiego grona odbiorców, ale na pewno znajdą się osoby, które nadal wyczekują nowych wytworów pracy autorów takich hitów, jak „Don’t you (forget about me)” (#1 USA) i „Belfast child” (#1 UK), czy również wartego uwagi, choć mniej sztandarowego hitu – „Hypnotised”. Zespół przymierza się właśnie do wydania kolejnego studyjnego albumu – „Big music”. Jego premiera zapowiadana jest na początek listopada. Materiał promuje ten rockowo-elektroniczny singiel.

Sinead Harnett „Paradise”: Tym stylowo wykonanym, rytmicznym i kołyszącym utworem panna Harnett wprowadza u mnie odrobinę słońca. Nie tylko ten numer znaleźć można na wydanej w połowie sierpnia br. EP-ce Brytyjki – „N.O.W”.

fot. Sinead Harnett (bokah.co.uk)

SOHN „The chase”: Wpływające na nastrój, w pełni skupiające na sobie uwagę, „międzygalaktyczne” cacko, którego magii nie doświadczyli nabywcy długogrającego debiutu Christophera Taylora (skrywającego się pod pseudonimem SOHN). Brytyjczyk w tym elektroniczno-soulowym utworze śpiewa z dużą delikatnością i czułością. Piękne jest to nagranie.

sZa „Julia”: Z wydanego w kwietniu br. albumu „Z” Solany Rowe, występującej jako sZa, mnie najbardziej spodobał się podszyty „mieniącą się”, romantyczną elektroniką i przyjemnie płynący utwór „Julia” (produkcja: Felix Snow), który w lipcu doczekał się teledysku. Ten utwór, dla rozwinięcia wytworzonego już wcześniej nastroju, śmiało można puścić zaraz po piosence widniejącej w moim tekście tuż nad propozycją tej artystki. Dziwić może fakt, że „Z” nazywane jest EP-ką, mimo że składa się z 10 utworów i trwa 40 minut (spełnia zatem podstawowe kryteria longplaya).

Take That „These days”: Kiedyś boysband, dzisiaj zespół męski, a do tego niewystępujący już jako kwintet (bez Robbiego), ani nawet nie jako kwartet (bez Jasona), lecz jako trio (za to nadal z 2 głównymi wokalistami: Garym i Markiem), przedstawia pierwszy singiel z albumu „III”, którego wydanie zaplanowano na 1 grudnia. Panowie są w tym energetycznym, skocznym i radiowym utworze bardzo przebojowi. Może nawet za bardzo. Na Wyspach powinien być kolejny hit do kolekcji. A jak będzie w reszcie Europy? Fanom popu „These days” może szybko wpaść w ucho. Tylko czy na długo tam zostanie? Przekonajmy się.

The 2 Bears „Not this time”: Pozytywnej energii dostarczyć może house’owy i lekko podszyty funkiem singiel z albumu „The night is young” tego brytyjskiego duetu.

The Night VI „Heroine”: Tę formację pokochałem za ubiegłoroczny singiel „Thinking of you”. Ten najnowszy, „Heroine”, swą subtelną i nieco magiczną estetyką nie pochłania mnie w takim stopniu, jak czyniło to „czarodziejskie” „Thinking…”, ale to również urokliwa kompozycja, w której słychać zamiłowanie zespołu do łagodnych, pięknych melodii i delikatności. „Heroine” zapowiada EP-kę „DIY”, której będzie można słuchać od 17 listopada br.

fot. okładka singla: The Night VI „Heroine” (earbuddy.net)

Tokio Hotel „Love who loves you back”: Długo nosiłem się z myślą, by polecić ten kawałek. Co mnie powstrzymywało – zapewne fakt, że to przecież Tokio Hotel! Zastanawiałem się, czy nie wpadam w jakąś pułapkę, ale nawet jeżeli dałem się omamić i nierozsądnie uwierzyłem, że to godny uwagi czy po prostu fajny kawałek, nie będę ukrywał, że mnie się podoba. Nasączone nośną elektroniką „Love who loves you back” nie tylko mocno mnie zaskoczyło (jakże to wyraźne odejście od stylistyki, z którą ekipa z Billem Kaulitzem na froncie jest najbardziej kojarzona!), ale przede wszystkim z miejsca wkręciło się w moją głowę. Wideo do tego utworu do oglądania nadaje się raczej późną porą. Zresztą sama pojawiająca się tu elektronika jest z tych, które nazwałbym wieczornymi bądź nocnymi. Piosenka promuje album „Kings of suburbia”, który w ojczyźnie Tokio Hotel zadebiutował na #2, mimo że albumy „Schrei”, „Zimmer 483” i „Humanoid” były w Niemczech „numerami jeden”. Wielu młodych odbiorców grupy chyba zdążyło już z niej wyrosnąć, a ci, którzy kochają elektronikę, ale nigdy nie kochali Tokio Hotel, mogą nawet nie zechcieć sprawdzić, co tym razem ów formacja ma do zaoferowania.

TOPS „Outside”: Kobiecy wokal (szkoda tylko, że momentami za bardzo miauczący), rozmarzony, snujący się podkład, jednostajnie wystukiwany rytm oraz grająca gdzieś w oddali gitara – kanadyjskiej grupie TOPS w singlu „Outside” udało się zbudować odprężający (a może nawet trochę romantyczny) nastrój. Piosenka promuje świeżo wydany album – „Picture you staring”. Klimat – super, wokal – mógłby być dużo lepszy…

Waze & Odyssey vs R. Kelly „Bump & grind 2014″: Coraz modniejsze staje się sięganie przez house’owych DJ-ów po klasyki amerykańskiego R&B z ostatnich 20 lat. Le Youth w singlu „C O O L” wykorzystał sample z „Me & U” Cassie, Duke Dumont w swój przebój „I got U” wplótł fragmenty „My love is your love” Whitney Houston, o SecondCity napisałem powyżej, teraz natomiast duet Waze & Odyssey postanowił zabawić się singlem „Bump n’ grind” R. Kelly’ego, które 20 lat temu dotarło na szczyt listy The Billboard Hot 100 i było jednym z przebojów roku w USA. Singiel notowany był również w top 10 The UK Singles Chart. Warto zauważyć, że Duke Dumont i SecondCity ze swoimi inspiracjami zawędrowali na szczyt brytyjskiej listy przebojów. A ile uda się zdziałać Waze & Odyssey?

Years & Years „Desire”: Każdy tydzień warto rozpocząć z przytupem, np. dobrym, tanecznym kawałkiem. A taki właśnie jest nowy utwór londyńskiego tria Years & Years dowodzonego przez Olly’ego Alexandra. Nie muszę chyba przypominać, że zespół wkradł się w moje łaski utworem „Take shelter” – jednym z moich hitów wakacji.

fot. okładka albumu: Tokio Hotel „Kings of suburbia” (tokiohotel.com)

You+Me „You and me”P!nk zaczynała jako gwiazda R&B, o czym pewnie niektórzy zdążyli już zapomnieć. Później przerzuciła się na połączenie przebojowego popu z rockową zadziornością – i to ten miks pozwolił jej zbudować mocną pozycję w show-biznesie. Aż w końcu w 2014 r. zaczęła realizować się jako połowa folkowego duetu You+Me, który stworzyła z Dallasem Greenem. Miałem nadzieję, że album „rose ave.” zapisze się w mojej pamięci jako zestaw prostych, ale urodziwych utworów. Na razie jednak ponad połowy tej płyty nie pamiętam. Nawet gdybym już do niej nie wrócił (choć mam w planach posłuchać jej jeszcze tej jesieni), na pewno na moje powroty liczyć może singlowe „You and me”, a P!nk – na moją aprobatę, że zdecydowała się na muzyczny eksperyment.