Zapomniane melodie #8: Toni Braxton, Whitney Houston, Janet Jackson, Maggie Reilly, Alanis Morissette

Poprzednią część „Zapomnianych melodii” w całości wypełniły polskie kompozycje – do tego wszystkie wykonywane przez niecodzienne duety. W aktualnej przypominam Wam kilka utworów wykonywanych przez zagranicznych artystów. Tak się jednak (nieprzypadkowo) złożyło, że znajdziecie tu wyłącznie utwory kobiece. Dodam, że postawiłem na znane nazwiska: Toni BraxtonWhitney HoustonJanet JacksonAlanis Morissette, oraz na mniej kojarzoną z nazwiska – Maggie Reilly.

 

Toni Braxton „You’re makin’ me high”

Zanim na Toni Braxton spadł największy w karierze międzynarodowy sukces, który zapewniła jej nieśmiertelna ballada „Un-break my heart” (choć w tamtym czasie wokalistka niemałych sukcesów miała już na swoim koncie całkiem sporo), piosenkarkę po raz pierwszy na szczyt amerykańskiej listy przebojów The Billboard Hot 100 przywiódł singiel wydany bezpośrednio przed premierą singla „Un-break my heart”.

„You’re makin’ me high” to utrzymane w niezbyt szybkim tempie, wysmakowane i zmysłowe R&B, zdobione wideoklipem z zestawem wyrazistych barw (zupełnie odwrotny kierunek niż w przypadku stonowanego kolorystycznie, bo czarno-białego, teledysku do „Breathe again”). Autorem klipu jest częsty współpracownik Toni, Bille Woodruff, któremu zawdzięczamy kilkadziesiąt innych wideoklipów gwiazd R&B – z równie odważnym kolorystycznie obrazem (w tym wideo do późniejszego hitu Toni – „He wasn’t man enough”). Woodruff reżyserował klipy także do popowych przebojów, takich jak: „My heart will go on” Céline Dion czy „Born to make you happy” Britney Spears.

Na drugim albumie Toni, „Secrets”, promowanym zarówno przez „You’re makin’ me high”, jak i „Un-break my heart” (ale również: „I don’t want to” i „How could an angel break my heart”), to pierwszy z wymienionych utworów uważam za mój ulubiony.

„You’re makin’ me high” stworzyli dla wokalistki: Babyface, postać wręcz ikoniczna dla amerykańskiego R&B z lat 90. zeszłego stulecia, oraz Bryce Wilson – pojawiający się w teledysku jako mężczyzna, który z sukcesem zabiega o względy Toni. Piosenka na 1. pozycji listy The Billboard Hot 100 przebywała w 1996 r. tylko przez 1 tydzień, ustępując miejsca „Macarenie”, ale w rocznym podsumowaniu wszystkich notowań zajęła wysokie 9. miejsce. Wydano ją jako tzw. singiel z podwójną stroną A. Ową „drugą stronę A” stanowił utwór „Let it flow”, który z kolei wykorzystano w 1995 r. na soundtracku do filmu „Waiting to exhale” promowanego w szczególności przez hit Whitney Houston „Exhale (shoop shoop)” (Houston grała w filmie jedną z głównych ról).

Mówiąc o utworze „You’re makin’ me high”, wypada dodać, że za jego wykonanie Toni Braxton otrzymała kolejną już statuetkę Grammy w kategorii „Best Female R&B Vocal Performance”. Jeśli idzie o tę kategorię, Braxton wygrywała w niej aż 4 razy – w latach: 1994 (za „Another sad love song”), 1995 (za „Breathe again”), 1997 (za „You’re makin’ me high”) i 2001 (za „He wasn’t man enough”).

Chociaż obecnie Toni Braxton nie jest już topową postacią na scenie R&B, mimo że nadal nagrywa i wydaje muzykę, w latach 90. była w tym gatunku nie tylko jedną z najważniejszych, ale i najlepiej radzących sobie wokalistek. „You’re makin’ me high” jest jednym z wielu utworów Braxton z tamtego okresu, które mogę Wam polecić…

 

Whitney Houston „Love is a contact sport”

Niezmordowane „I wanna dance with somebody (who loves me)” nie jest jedynym lekkim, skocznym, radosnym i melodyjnym trackiem na wydanym w 1987 r. drugim studyjnym albumie Whitney Houston o prostym tytule „Whitney”. Te same kryteria spełnia piosenka, w której Whitney przekonuje, że „Love is a contact sport”…

Album „Whitney” na szczycie amerykańskiego zestawienia sprzedaży albumów The Billboard 200 spędził 11 kolejnych tygodni. Debiutując na pozycji lidera w czerwcu 1987 r., zrzucił z niej osławione „The Joshua tree” U2! W tamtym roku 1. miejsce na The Billboard 200 należało jeszcze do Michaela Jacksona, Bruce’a Springsteena, Bon Jovi, Beastie Boys i soundtracków do „Dirty dancing” i „La bamby”. Taki był to rok…

Twórcą „Love is a contact sport” jest Preston Glass, który w latach 80. współpracował również m.in. z Arethą Franklin i Natalie Cole. Utwór ten śmiało mógł zostać wytypowany do promocji albumu „Whitney”, co jednak nie miało miejsca. Rzeczone wydawnictwo deficytem singli je promujących dotknięte bynajmniej nie zostało. Obok wspomnianego „I wanna dance with somebody (who loves me)” w gronie singli z „Whitney” znalazło się jeszcze 5 innych utworów. Aż 4 single z „Whitney” dotarły na szczyt listy The Billboard Hot 100. Nigdy nie przekonamy się, czy również „Love is a contact sport” miało na to wystarczająco duże szanse…

 

Janet Jackson „Velvet rope”

Janet, przynajmniej u mnie, nigdy za wiele. Jej muzyka towarzyszy mi od dzieciństwa i to ją wskazałbym obecnie jako jedną z moich ulubionych artystek. Mimo że dzisiaj ogólnoświatowe uwielbienie dla uzdolnionej rodziny Jacksonów koncentruje się na osobie Michaela, w mojej ocenie Janet w machinie popkultury jest również bardzo ważną postacią, w szczególności z perspektywy amerykańskiego przemysłu muzycznego.

Na jej albumie „The velvet rope” z 1997 r., poza przebojami „Together again” oraz „Got ’til it’s gone”, znalazł się utwór „Velvet rope” – znany najpewniej tylko tym, którzy słuchali tej płyty w całości. Ciekawostką jest, iż w „Velvet rope” słyszymy skrzypce Vanessy-Mae – urodzonej w Singapurze brytyjskiej skrzypaczki, o której najgłośniej było w 1995 r., gdy na rynku pojawił się jej longplay „The violin player” łączący muzykę klasyczną z muzyką taneczną. W dacie wydania jej najważniejszego albumu Vanessa-Mae była jeszcze przed swoimi 17. urodzinami.

Lista twórców utworu „Velvet rope” jest bardzo długa. Obok stałych współpracowników Janet, czyli duetu Jimmy Jam i Terry Lewis, pojawiają się na niej inne głośne nazwiska, tj. Malcolm McLaren, Trevor Horn i Mike Oldfield. Wyjątkowo bogaty zestaw. A na tym nasza lista się nie kończy. Dorzucić do niej należy dodatkowo samą Janet i jej byłego męża – René Elizondo, Jr. Choćby z tego powodu warto przekonać się, co kryje się pod tym tytułem.

Utworu w pełnej wersji posłuchać można na Deezer (tutaj) albo na Spotify (tutaj).

fot. Janet na okładce albumu „The velvet rope” (spotify.com)

 

Maggie Reilly „Tears in the rain” + „Wait”

Szkocka wokalistka Maggie Reilly przez długi czas kojarzona była głównie jako miły kobiecy głos z utworów Mike’a Oldfielda. Owocem ich współpracy były m.in. przeboje „Moonlight shadow”, „Foreign affair” i „To France”. Ale w roku 1992 Reilly w końcu wydała album wyłącznie pod swoim nazwiskiem. I nie był to bynajmniej jej ostatni solowy longplay, choć tych późniejszych niewielu zechciało posłuchać.

Na płycie „Echoes” znalazł się jej największy solowy hit, grany do dzisiaj w polskich stacjach radiowych. Mowa oczywiście o „Everytime we touch”, które w 2005 r. zmasakrował (sic!) zespół Cascada… Wspomniane solowe wydawnictwo Reilly promowały jeszcze 3 inne single: „What about tomorrows children”, „Wait” i „Tears in the rain”. Ja postanowiłem przypomnieć dwa ostatnie. Oba utwory, przynajmniej w naszym kraju, pozostają w cieniu „Everytime we touch”. W konsekwencji ze świecą szukać osoby, która potrafiłaby zanucić jakikolwiek inny solowy utwór Maggie Reilly. Być może mój wpis coś w tym zakresie zmieni…

 

 

Alanis Morissette „Fate stay with me”

A na koniec – niespodzianka.

Niewinne dobrego początki? Tak oto prezentował się pierwszy singiel młodziutkiej Alanis Morissette wydany w 1987 r. Na tamtym etapie jej muzycznego rozwoju trudno było jeszcze przewidywać, że kilka lat później ta niewinna i młodziutka wokalistka nabierze artystycznego i wizerunkowego wyrazu i odniesie spektakularny sukces za sprawą zadziornego albumu „Jagged little pill” – przez wielu uważanego za jej debiut, mimo że przed nim Alanis wydała 2 inne longplaye.

„Isn’t it ironic, don’t you think?” 😉

nagłówek – fot. okładka singla: Alanis Morissette „Fate stay with me” (discogs.com)