Co nowego w muzyce: single 7/2013

Tak długo zwlekałem z przygotowaniem posta zawierającego kolejną dawkę nowych singli z Polski (przypomnę, że poprzednim razem sugerowałem, że w nowym wpisie, podobnie jak wtedy, pisać będę wyłącznie o polskich utworach), że w chwili obecnej trudno większość z nich nazwać nowościami. Szkoda, że tak wyszło, bo planowałem napisać szerzej o kilku artystach, którzy do tej pory na blogu się nie pojawiali.

Proponuję zatem, żebyście potraktowali ten wpis jako dopełnienie okresu wiosennego, który już za nami, oraz wprowadzenie do okresu letniego, który trwa od kilku tygodni.

Piszę o większej niż zwykle liczbie utworów, z tym że o większości dosyć krótko. Wpis, zgodnie z obietnicą, dotyczy wyłącznie utworów wydanych nad Wisłą. W następnym poście przejdę do nagrań spoza Polski – będą w nim single, do których walor nowości faktycznie przystaje, oraz najpewniej kilka nieco starszych tytułów (ale oczywiście również z tego roku).

  • Kamp! „Can’t you wait”

Jeden z najświeższych singli w tym zestawie (choć sama piosenka już taka nowa nie jest). Klip do tego numeru wrzucono do sieci 13 czerwca br. Tak się składa, że nie jest to jedyna warta odnotowania produkcja ze stajni Brennnessel Records, która wiosną 2013 r. dumnie promowała polski przemysł muzyczny i o której dzisiaj piszę. Trzej mistrzowie electro z formacji Kamp! coraz śmielej lansują bowiem w swoim labelu kolejnych sprawnych muzyków, dzięki czemu być może już niebawem samą tą marką da się obskoczyć jeden cały nadwiślański festiwal (choć życzę im także festiwali w odleglejszych częściach globu).

Na wydanym końcem 2012 r. albumie „Kamp!” znajdują się 4 wyborne moim zdaniem nagrania. Poza trzema, o których już na blogu była mowa („Distance of the modern hearts”, „Cairo” i „Melt”), zalicza się do nich także „Can’t you wait”. Doskonale odświeżające i odprężające umysł, przebojowe brzmienie. Dla tych za kierownicą (czytaj=m.in. mnie) może służyć jako paliwo najwyższej jakości, dzięki któremu naszego samochodu nie prześcignie żaden inny adept sztuki motoryzacji. Co tu więcej pisać – kolejny świetny numer od Kamp!. Czyli w podsumowaniu roku panowie mają już u mnie zagwarantowane 2 pozycje.

(posłuchaj)

3 panowie z Kamp! w istocie mają powody do zadowolenia

  • Fisz Emade x Iza Lach „Ostrze”

Nie jest tajemnicą, że nie poruszam się w polskim hip-hopie wyjątkowo swobodnie. Nie jest to ten zakątek polskiej muzyki, który znam od podszewki. Nie jest to również ten rejon rodzimej branży, w który zapuszczam się w każdej wolnej chwili. Zdarza mi się to raczej okazjonalnie. I jakoś nie czuję dyskomfortu z tego tytułu. Stąd też piosenki z tego nurtu, o ile w ogóle je słyszałem, mogę podzielić na te, które mi się nie podobają (większość), oraz garstkę tych, które wydają mi się dosyć fajne, ale raczej nic ponad to. Nie wgłębiam się za bardzo w ich przesłanie, nie analizuję najczęściej tego, czy przystają, czy odbiegają od współczesnych trendów. Gdyby w „Ostrzu” nie było Izy Lach, pewnie nie byłbym w ogóle zaznajomiony z tym utworem. Z drugiej strony cudowne rozmnożenie – po ciepłym przyjęciu albumu „Krzyk” – nowych utworów Izy, nagrywanych dzięki współpracy z hiphopowcami, trochę mnie już męczy.

Może to dobrze, że Iza jest tak płodną muzycznie artystką, ale dziwnym trafem rozleniwia mnie to w sięganiu po jej kolejne produkcje. Po kolaborację z Fisz i Emade jednak sięgnąłem niedługo po premierze klipu. I chociaż nie mam potrzeby ani ochoty dorabiania jakiejkolwiek filozofii do tego nagrania, słuchałem go bez wymuszonego entuzjazmu. Jest klimatycznie. A to przede wszystkim zasługa zduszonego podkładu, który rozwija się dopiero na finiszu.

Jeśli o warstwę muzyczną chodzi, to najbardziej podoba mi się właśnie instrumentalna końcówka po drugim refrenie oraz podkład refrenu. Być może jakimś atutem tego utworu jest dziecinny wokal Izy, ale tak sobie głośno myślę, że nieco dojrzalszy kobiecy głos mógłby wyjść tej piosence na korzyść…

(posłuchaj)

Iza Lach i jedna z jej częstych minek

  • Stashka „Na skraj świata”

Słoneczne klimaty + bujający rytm = zestaw, który przeważnie nie robi na mnie żadnego wrażenia. Pewnie dlatego, że lubi mu towarzyszyć efekt zacinającej się płyty – ten sam krótki motyw 120 razy w kółko. Wokalistka, która ostatnimi czasy realizuje się również jako chórzystka Ani Wyszkoni (eh…), do takiego słonecznego muzykowania podejście ma najwidoczniej dużo bardziej pozytywne. Ale w tym przypadku ten pozytywny odbiór udzielił się również mnie.

Co do zasady refren stanowi kulminacyjny punkt utworu, do którego zmierza mniej wyrazista zwrotka. Tutaj jest moim zdaniem na odwrót. Refren trochę mnie zawodzi. Za to mamy naprawdę fajne zwrotki, na których ten kawałek mógłby być zbudowany od początku do końca. Refren wydaje mi się zbyt błahy. Plusem piosenki jest również radosny, przyjemny wokal Kasi Stasiak vel Stashka.

W czerwcu słuchanie „Na skraj świata” dostarczało mi zawsze miłych wrażeń – może mało ekstremalnych, może mało wyjątkowych, ale mimo wszystko pożądanych. Myślę, że to odpowiednia „nuta” na wakacje. Sympatyczne nagranie. Wokalistka również.

(posłuchaj)

Stashka nawet na skraju świata nie przestaje się sympatycznie uśmiechać…

RZUTEM NA TAŚMĘ

  • Biernaski feat. Lovers In Uniforms „With you”: Kolejny utwór, który mógłby być wizytówką Brennnessel Records. Takie nagrania zawsze cieszą moje ucho. Pełen świeżości, choć wzorowany na dźwiękach mniej więcej z pierwszych roczników lat 90. poprzedniego stulecia (+ mniej leciwym efekcie robota a’la Daft Punk), podkład niesie ze sobą dużo energetyzującego, mimo że niewybuchowego, ładunku. Pewne zastrzeżenia mam do wokalu, który jest dla mnie średnio zadowalający (przy czym nie chodzi o to, że jest nieczysto, lecz o to, że mało interesująco), ale najwidoczniej nie można mieć wszystkiego.
  • Edyta Bartosiewicz „Rozbitkowie”: Utwór, który śmiało mógłby znaleźć się na albumie „Dziecko” sprzed… ponad półtorej dekady (sic!). Oczywiście cieszę się, iż ponownie zwiększają się szanse na to, że obietnice o nowym albumie Edyty mogą zostać wreszcie spełnione; niemniej muszę szczerze przyznać, że czuję się tym nagraniem lekko znudzony. Wolę jednak nudzić się w taki sposób przez cały dzień niż wpaść w radiu na refren TEGO utworu.
  • Gazella feat. The Kiki Twins „Fascinating mystery”: I jeszcze trochę electro z Brennnessel Records. Ten utwór bardziej odpowiada mi pod względem wokalnym niż opisane wcześniej „With you”, ale za to muzycznie chyba skłaniałbym się jednak ku temu ostatniemu. Choć w tej chwili mam już co do tego małe wątpliwości… Oba kawałki oceniam jednak na względnie wysoką notę. „Fascinating mystery” osadzone jest w klimatach synthpopu, który przywołuje na myśl, przynajmniej mnie, oldskulowe gry na peceta, gdzie podobnie ukształtowane tło muzyczne idealnie towarzyszyło grze. Tutaj elektronika w pewnym sensie „strzela” do słuchacza. Do tego nogi same rwą się do tańca. Odwołania do lat 80. są oczywiste, ale ja tu „dosłyszałem” także elementy tanecznego grania z początku lat 90. Warto skosztować tej mikstury.
  • Katarzyna Nosowska & O.S.T.R. „Jutro jest dziś”: Piosenka, która otwiera nową edycję Męskiego Grania. Dwójka specjalistów od zabawy z językiem polskim mocno wyciska nasz soczysty język w swoim wspólnym kawałku. Dla mnie jednak niektóre zestawienia słów proponowane przez Nosowską są nazbyt wydumane. W tym duecie moim zdaniem górą jest O.S.T.R. Zdecydowanie.
  • Kreuzberg „Niecierpliwa”: Zachrypnięty głos Juranda Wójcika, który przysłużył się swojemu zespołowi, biorąc udział w niedawnej 2. edycji „The Voice of Poland”, to za mało, by uznawać formację Kreuzberg za rockową kapelę z prawdziwego zdarzenia. Radiowy refren wpada w ucho – to się zgadza. Ale nie sądzę, by polski rynek potrzebował w tym momencie połączenia dziarskich, niby-rockowych hitów Video z niestrawnym, radiowym wydaniem Iry.
  • Natalia ‚Natu’ Przybysz „Niebieski”: Piosenki walczące o wyróżnienia podczas tegorocznych telewizyjnych festiwali w większości nie były wiele warte, niestety. Ale wśród nich pojawił się „Niebieski”, który choć nie brzmi jak typowy utwór festiwalowy, ma w sobie dużo wdzięku i po kilku emisjach zostaje w głowie, rodząc potrzebę, by do niego wrócić. Co ważne, Natalia w końcu doczekała się przeboju jako solistka, nie rezygnując przy tym z ambicji, by nagrywać muzykę z pomysłem.
  • Pani Galewska „It’s OK. I get it”: 1. edycja „The Voice of Poland” otworzyła Aleksandrze Galewskiej drzwi do kariery, a przynajmniej do wydania płyty o przewrotnym tytule – „The best of”. Głos dziewczyna ma z pewnością nietuzinkowy. Ta piosenka też właściwie taka jest, ale ja wolałbym jednak, żeby mi się po prostu podobała, a tak się tym razem nie stało…

okładka debiutanckiego albumu Pani Galewskiej zatytułowanego przewrotnie „The best of”

  • Red Lips „To co nam było”: Koszmar bieżącego lata… A zwłaszcza ten refren… Być może nie wiedzieliście, że w skład Red Lips wchodzi Łukasz Lazer, który wcześniej tworzył zespół Ivan i Delfin. Czy to nie najlepsza wizytówka jego nowego projektu?
  • SoundQ „Cargo planes”: Krakowska formacja, która w marcu br. supportowała Jessie Ware podczas jednego z jej koncertów w Polsce, w maju wysłała do stacji radiowych energetyczny, skoczny numer „Cargo planes” w wersji nieco zmodyfikowanej w stosunku do tej wcześniej dostępnej w sieci. Piosenka zapowiadała album „Barbarians”, którego premiera miała miejsce 24 maja br. Radiowa wersja piosenki jest już mniej tajemnicza niż ta, którą słyszałem na koncercie, ale nadal wyraźnie artykułowane przez wokalistę sekwencje słów („Dance, the heat, sweat, shivers / Colours, scents, shapes and figures”), wielokrotnie w piosence powtarzane, mogą hipnotyzować. Czasami mam wrażenie, że gryzie się z nimi bit refrenu, ale potem już tego tak nie odbieram… Wątpliwości pewnie biorą się stąd, że utwór na koncercie, gdzie słyszałem go po raz pierwszy, faktycznie brzmiał bardziej mrocznie i głęboko.
  • Uniqplan „Wilderness”: W ub. roku pewnie się z nami przywitali singlem „This makes sense”. Z kolejnymi utworami sensu nabiera istnienie tej grupy, czego potwierdzenie znajdujemy w aktualnym (trzecim już) singlu „Wilderness”. Refren zbudowany jest według światowych standardów tej estetyki – pochłania, tworzy przestrzeń, a prócz tego mamy tu bębny, które czynią ten utwór jeszcze ciekawszym. Space rock – tak zresztą Uniqplan określa swój styl. Bliższy jest mi póki co debiutancki singiel, ale przecież nie po raz ostatni słucham „Wilderness”.
  • Wolfgang In A Truck „Malibu”: Od 2 miesięcy, bo dokładnie 13 maja br. posłuchałem po raz pierwszy, a następnie poleciłem Wam na Facebooku ten utwór, raczę się wiosenno-letnim singlem łódzkiego, synthpopowego kolektywu Wolfgang In A Truck. Podszyte nienachalną, a jednak wyraźną (tj. nierozmytą), elektroniką „Malibu” nie tylko nasyca swoim relaksacyjnym charakterem, ale potrafi także dodać motywacji, by wziąć się w garść, choć nie jest to typowe energetyczne nagranie. Jeden z przyjemniejszych w tym roku utworów polskiego artysty.

SoundQ promujący singiel „Cargo planes”