Warsztaty taneczne z Brianem Poniatowskim (zwycięzcą „You can dance”) – relacja!

To, że do tej pory pisałem tu wyłącznie o muzykach, ich piosenkach, albumach bądź teledyskach, nie oznacza, że moim zdaniem taniec znajduje się poza zakresem pojęcia „muzyka”. Nic bardziej mylnego. Potwierdzeniem tezy, że taniec również pozostaje w orbicie moich zainteresowań, niech będzie dzisiejszy tekst – trochę inny niż te dotychczasowe.

Jako fana muzyki oraz osobę śledzącą to, co dzieje się w mediach, interesują mnie nie tylko muzyczne programy, w których łowi się uzdolnionych wokalistów i grajków. Niemało uwagi poświęcam również innym telewizyjnym produkcjom, w tym emitowanemu w TVN „You can dance – Po prostu tańcz!”. Ten program daje możliwość regularnego przyglądania się poczynaniom tancerzy robiących z biegiem czasu coraz większe cuda ze swoim ciałem. Dla mnie ważnym elementem show TVN jest tło muzyczne, a dokładniej dobór utworów będących podkładem dla poszczególnych choreografii. Siła oddziaływania „You can dance” na tym polu jest większa niż można by przypuszczać. To właśnie dzięki temu programowi powiększyło się grono fanów mało wcześniej w Polsce znanego Josefa Hedingera (w „You can dance” wykorzystano jego balladę „About being alone”), popularnego raczej w wąskich kręgach duetu Lamb (w jednej z choreografii użyto ich utworu „Gabriel”), a ostatnimi czasy młodziutkiej Brytyjki o pseudonimie Birdy (w programie mogliśmy usłyszeć kilka jej utworów; jeśli dobrze pamiętam, wśród nich znalazły się kompozycje: „People help the people” i „Skinny love”). Swego czasu spotkałem się nawet z opinią, że po części swoją popularność w Polsce programowi „You can dance”, w którym wykorzystano jakieś 5 lat temu utwór „Apologize”, zawdzięcza grupa OneRepublic (czy tak faktycznie jest, oceńcie sami).

Zakończoną z początkiem czerwca 2012 r. siódmą edycję „You can dance” zwyciężył 22-letni Brian Poniatowski – chłopak (a raczej młody mężczyzna), który z godną pozazdroszczenia delikatnością (chociaż także i siłą, bez której przecież nie sposób ruszać się tak jak on!) i niebywałą precyzją był w stanie unieść się niemal pod sam sufit tvnowskiego studia. Czynił, co mógł, by jak najpiękniej wytańczyć każdą przygotowaną na daną chwilę choreografię, poprzez swój taniec przekazując widzom całą paletę drzemiących w nim emocji i udowadniając, że człowiek pracowity, konsekwentnie dążący do obranego celu, który jest jednocześnie świadomy swoich mocnych stron, jest w stanie dokonywać rzeczy niemożliwych do osiągnięcia przez tych, którzy boją się podejmować walkę z samym sobą. To z powodu Briana niejedną łzę uroniła wzruszająca się podczas jego solówek Patricia Kazadi, a jurorzy z odcinka na odcinek prześcigali się w formułowaniu coraz to bardziej wyszukanych pochwał i superlatyw. Nie ma się im jednak co dziwić, skoro nasz bohater takie emocje wywoływał także wśród zwykłych śmiertelników spoglądających na niego przez szklany ekran. Stąd z pewnością wygrana w finałowym odcinku. Pięknie (przynajmniej w mojej ocenie) w tej edycji tańczył również Igor Leonik, lecz to nie o nim chciałem tu pisać.

Stali Czytelnicy mojego bloga na pewno wyłapali już informację, jak nazywa się moje rodzinne miasto. O Brianie Poniatowskim wspominam dlatego, że w tym tygodniu zawitał on do Jasła. Celem wizyty było przeprowadzenie warsztatów tanecznych dla młodych adeptów tej dziedziny sztuki, niemających przeważnie (jeśli się mylę, proszę mnie poprawić!) możliwości pracy z osobami, które choćby otarły się o wielki świat tańca. Taką możliwość dał im Brian, który jest nie tylko zwycięzcą „You can dance”, ale na swoim koncie ma kilka innych osiągnięć. Więcej na ten temat przeczytać można na jego stronie internetowej (www.brianponiatowski.pl), ale dla przykładu wymienię tu m.in. mistrzostwo świata w kategorii „Duet Modern Dorośli” (USA) czy mistrzostwo świata w kategorii „Show Dance Solo Mężczyźni” (Niemcy). Brian jest ponadto dyplomowanym instruktorem tańca jazzowego.

Warsztaty tańca współczesnego i jazzu w Jaśle przeprowadził Brian w dniach 9-11 lipca br. Ja pojawiłem się na nich jako obserwator 10 lipca. Grupę dzieciaków tancerz próbował nie tylko nauczyć choreografii ułożonej pod refren ostatniego hitu Jennifer Lopez i Pitbulla – „Dance again”, ale przede wszystkim zarazić radością płynącą z tańca. Więcej profesjonalizmu dało się zaobserwować w grupie 15+, w której dostrzegłem co najmniej kilkanaście osób, które do tych warsztatów podeszły z powagą i skupieniem (niektórzy swoje ciało do warsztatów zaczęli przygotowywać na długo przez ich rozpoczęciem). Widać, że nie była to dla nich tylko kolejna wakacyjna rozrywka, ale próba sił przed nowymi tanecznymi wyzwaniami. Imponujący był widok całej tej kilkudziesięcioosobowej grupy „starszaków” tańczącej wspólnie pod koniec warsztatów choreografię, której nauczył ją Brian (efekt był tym lepszy, że patrzyłem na nich wszystkich z wysokości). Zainteresował mnie ponadto dobór nagrań wykorzystanych podczas treningu z tą grupą. W pierwszej jego fazie pojawiło się m.in. „Where have you been” Rihanny (od tego wystartowali), „We are the people” Empire Of The Sun (z ruchu warg Briana dało się odczytać, że z tą piosenką jest on mocniej związany), „212” Azealii Banks czy „Put your graffiti on me” Kat Graham (ten kawałek wykorzystany był w jednym z odcinków ostatniej edycji „You can dance”). Główna choreografia opierała się jednak o kompozycję o bardziej podniosłym, emocjonalnym charakterze (tytułu niestety Wam nie podam).

Podczas gdy młodszą grupę Brian próbował przekonać do tego, że tańcem należy się cieszyć, starszej – jak się okazało – brakowało śmiałości. Na hasło „podejdźcie do przodu”, wielu wstydziło się podejść bliżej. Rację miał zatem nasz gość, tłumacząc młodym tancerzom, że muszą być odważni i pewni siebie, bo w przeciwnym razie nikt ich nie zauważy (często nawet jeżeli jesteśmy tego w życiu świadomi, trudno nam walczyć z nieśmiałością, ale podjęcie takiej walki to chyba jedyna droga). Występując w „You can dance”, Brian (jak sam przyznał) również nie mógł chować się po kątach, licząc na to, że ktoś poprosi go o to, by wyszedł na pierwszy plan, lecz musiał pewnie wejść na scenę i zatańczyć przed jury w taki sposób, by jego taniec wyrył się w ich pamięci, robiąc na nich duże wrażenie. Laur zwycięstwa w programie świadczy o tym, że zrealizował to założenie w stu procentach.

Brian pierwotnie umówiony był na 2 dni warsztatów z jasielską młodzieżą, ale poszerzono ten plan o jeden dodatkowy dzień. Trochę cierpliwości wymagało od niego podpisywanie niezliczonej ilości zdjęć dla uczestników zajęć (przypuszczam, że w pozostałe dni wyglądało to podobnie). Tak sobie myślę, że gdybym był kiedyś gwiazdą, co raczej mi nie grozi, ta konsekwencja popularności mogłaby mnie wyjątkowo denerwować, mimo że uważam siebie za cierpliwą osobę.

Pod koniec zajęć Brian pochwalił uczestników warsztatów. Drugiego dnia szczególnie mógł być zadowolony z grupy 15+. Kto wie, być może kogoś z tej grupy za jakiś czas zobaczymy w „You can dance” albo „Mam talent”? Mnie się w tych programach jednak nie spodziewajcie…;-)

W czasie przerwy pomiędzy grupami oraz po zakończeniu warsztatów zaplanowanych na ten dzień miałem możliwość poznania Briana i krótkiej rozmowy z nim. To, co szczególnie mnie w nim urzekło, to niespotykana wręcz serdeczność. Wiele osób w życiu poznałem, ale w tym momencie nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatnim razem ktoś nowo poznany był wobec mnie tak serdeczny i ciepły. Poza tym wydaje się, że mimo tego, że Brian doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż jest dobry w tym, co robi, nadal pozostaje skromną osobą. Od jego menedżera dowiedziałem się, że jego kolejnym atutem jest to, iż potrafi dbać o swoich współpracowników i dzielić się z nimi honorami, które na niego spadają. Potrafi im się odwdzięczyć za ich pomoc i wsparcie. Prócz tego dowiedziałem się m.in. że Brian grafik na najbliższe pół roku ma już zapełniony, a będący nagrodą za zwycięstwo w programie wyjazd do USA do profesjonalnej szkoły tańca zaplanowany jest na 15 grudnia br.

Natomiast dla Was mam z tego spotkania taką oto niespodziankę:

(akurat nie miałem dostępu do skanera, dlatego musiałem posłużyć się aparatem, przenosząc to zdjęcie na dysk komputera)

Mimo że moje uczestnictwo w tym wydarzeniu wynikło dosyć niespodziewanie, cieszę się, że miło spędziłem to upalne, lipcowe popołudnie. Być może nie było to moje ostatnie spotkanie z Brianem, więc jeśli faktycznie dojdzie do tego kolejnego, postaram się również czymś miłym Was zaskoczyć.

PS Na koniec pozwolę sobie na odrobinę „prywaty”: Brian, mama pozdrowiona! 😉 Chociaż rzadko oglądała „You can dance”, na hasło „Brian Poniatowski” zareagowała błyskawicznie.

nagłówek i zdjęcia w tekście: zasoby własne