Co nowego w muzyce: Washed Out, Florrie

  • Washed Out

Portale dedykowane muzyce określanej jako ta mniej popularna (aczkolwiek zerkając na liczby odsłuchań piosenek poszczególnych wykonawców na Last.fm, można zauważyć, że nierzadko ci „mało popularni” są w istocie dużo chętniej słuchani od tych rzekomo bardziej rozchwytywanych) o artyście ukrywającym się pod dziwną nazwą Washed Out trąbiły już od dawna. Ja na blogu piszę o muzyce, nie bacząc na to, czy jest niszowa, czy popularna. Tym samym ze względu na duży rozrzut tematyczny i gatunkowy oraz ogrom materiału wartego poruszenia nie jestem w stanie na bieżąco informować Was o wszystkich moich aktualnych fascynacjach, bo musiałbym zdecydowanie zwiększyć częstotliwość dodawania postów. Dlatego też na swoją kolej przez wiele tygodni czekał Washed Out, czyli jednoosobowy projekt muzyczny urodzonego w 1983 r. w stanie Georgia Ernesta Greene’a. Jak widać, w końcu się doczekał.

Jego muzyka utrzymana jest w klimacie, który w tym roku stał mi się bliższy niż kiedykolwiek wcześniej. Greene nagrywa bowiem relaksujące, rozleniwione, temperujące nastrój niejednemu cholerykowi chillwave’owe kawałki, w których dominuje delikatna elektronika przemieszana z jego rozmarzonym, wydobywającym się jakby z oddali wokalem. Jeżeli zatem jesteście fanami Toro y Moi, bez wahania sięgnijcie po długogrający fonograficzny debiut Washed Out zatytułowany „Within and without”. Longplay ukazał się w lipcu br. pod szyldem Sub Pop Records, dla którego nagrywają m.in. Fleet Foxes i Foals. Album, jak na wydawnictwo z nurtu chillwave przystało, furory na listach sprzedaży nie robi, ale 26. pozycję na The Billboard 200 w tym przypadku uznałbym jednak za spory sukces. Na Washed Out nie wyznali się jeszcze Brytyjczycy, u których album „Within and without” ledwo zmieścił się w dziewiątej dziesiątce The UK Albums Chart. Muzyk może jednak liczyć na przychylność krytyków. Wspomniany krążek dzielnie towarzyszył mi podczas kończących się już wakacji, ale w późnoletnie i wczesnojesienne dni również nie powinien zawodzić. Zresztą, sami się przekonajcie.

Washed Out nie jest oczywiście zupełnie anonimową postacią na muzycznej scenie. Muzyk w latach 2009-2010 wyprodukował 3 EP-ki. Zwłaszcza pierwsza z nich, „High times”, to nie lada gratka dla jego sympatyków, ponieważ dostępna jest w sile zaledwie 200 kopii. Fachowa prasa zainteresowała się Greenem gdzieś na etapie drugiej EP-ki – „Life of leisure”. Wysoko ocenił ją np. opiniotwórczy Pitchfork. Doceniono prócz tego pochodzący z niej singiel „Feel it all around”. Muzyk niekiedy daje swoim fanom dodatkową możliwość delektowania się jego kawałkami. Jakiś czas temu obdarował ich na przykład własną interpretacją wielkiego hitu sprzed kilku dekad – „Wicked game” Chrisa Isaaka.

Posłuchajcie kilku jego propozycji i sami oceńcie, czy jego muzyka jest w stanie wciągnąć Was w rozmyty, acz cudowny świat delikatnych, rozluźniających dźwięków.

Posłuchaj:
„Amor fati”
„Wicked game”
„Eyes be closed”

fot. Ernest Greene, czyli Washed Out (soundsgoodtometoo.com)

  • Florrie

Urodzona w ostatnich dniach roku 1988 w Bristolu Florence Arnold jest jedną z tych artystek, których debiutanckie longplaye są na moim celowniku. W jej przypadku muszę się jednak – przynajmniej na razie – zadowolić dwoma EP-kami, gdyż wokalistka nie jest jeszcze na etapie wydawania długogrającej płyty. Pierwszą EP-kę, zatytułowaną „Introduction”, Florrie (bo tak brzmi sceniczny pseudonim Florence; nie mylić z Florence Welch!) sprezentowała nam jesienią ubiegłego roku. „Sprezentowała” to o tyle odpowiednie słowo, że Brytyjka udostępniła cały materiał w sieci za darmo. Wydawnictwo składało się z 4 nagrań: „Give me your love”, „Call of the wind”, „Summer nights” i „Left too late”. Mimo że materiał promowało pierwsze z nich, mną zdecydowanie najbardziej zawładnęło to ostatnie. „Left too late” to przeszywająca chłodem, electropopowa kompozycja, która przy odpowiedniej promocji mogłaby gdzieniegdzie stać się przebojem. Liczę na to, że właśnie z taką estetyką Florrie zbrata się na dłużej.

Słuchając pozostałych nagrań z „Introduction”, można założyć, że wokalistka nie jest zdeterminowana, by za wszelką cenę powalczyć o szczyty list przebojów z pozostającymi obecnie w czołówce kobietami z nurtu pop, lecz znacznie bliższe są jej wokalistki pokroju Robyn – lubiące wprawdzie przebojowy, elektroniczny pop, ale przy tym nieunikające małych eksperymentów (brzmieniowo najbliższa jest jej chyba Little Boots). Skądinąd, Florrie wysłała nam jasny sygnał, że stawia na eksperymenty, nazywając swoją kolejną EP-kę „Experiments” (premiera: czerwiec 2011). Przysłuchując się jej, można poczuć żal, że wokalistka, mimo pomysłu na siebie i chwytliwych piosenek, nadal nie może przebić się do świadomości przeciętnego słuchacza. Wiele było jednak przed nią muzyków, którzy na zainteresowanie słuchaczy czekali latami. Być może i na Florrie przyjdzie kolej. Zresztą, co nagle, to po diable, czyż nie?

Mówiąc o pannie Arnold, nie sposób nie wspomnieć także o jej koneksjach z teamem producenckim Xenomania, który na Wyspach jest gwarancją szturmującej listy przebojów, wpadającej w ucho muzyki. To spod jego skrzydeł wyszły takie hity, jak „Believe” Cher, „Round round” i „Hole in the head” Sugababes, „Sound of the underground” Girls Aloud, „Sweet about me” Gabrielli Cilmi czy „The boy does nothing” Aleshy Dixon. Florrie pracowała jako perkusistka przy niektórych projektach artystów, dla których produkował team Xenomania, i to pomogło jej otworzyć drogę do solowej kariery.

Jak będzie rozwijał się talent Florrie, trudno dziś wyrokować. Aczkolwiek dostrzegam wiele czynników wskazujących na to, że wokalistka będzie konsekwentnie podążać ścieżką, którą niedawno obrała. Na razie musimy się uzbroić w cierpliwość i czekać na album długogrający, który w jakimś stopniu zweryfikuje jej potencjał. A na osłodę jeszcze w tym roku ma podobno ukazać się kolejna EP-ka.

Jeśli podoba się Wam muzyka Little Boots, Florrie również nie wzgardzicie. Posłuchajcie zwłaszcza „Left too late” – ja ostatnio słucham tego niemal na okrągło. Tu natomiast znajduje się kanał Florrie na YouTube – warto poszperać.

Posłuchaj:
„Left too late”
„Begging me”
„I took a little something” (najnowszy singiel)
„Experiments with rugs”

fot. okładka debiutanckiej EP-ki Florrie – „Introduction” (music-bazaar.com)

nagłówek – fot. okładka singla: Florrie „I took a little something” (spotify.com)