Koncert Lata z Radiem w Jaśle (02.07.2011 r.) – relacja!

W planie trasy koncertowej Lata z Radiem uwzględniono w tym roku moje miasto rodzinne. Temu właśnie faktowi zawdzięczacie dzisiejszy wpis. Jasielski (a nie jak napisała to na swoim facebookowym profilu Natalia Lesz: „jaslofffski”) piknik (bo tak raczej należy nazywać to wydarzenie) z Polskim Radiem miał miejsce w sobotę 2 lipca br. – w dzień, w którym położenia słońca nie udało mi się zlokalizować ani na moment, a za to bez problemu dało się odczuć typowo jesienną aurę.

Mimo że program imprezy tego typu adresowany jest – jak sądzę – do nieco innej grupy docelowej niż ja, to fakt, że event odbywał się tuż pod moimi oknami, przekonał mnie do tego, by skorzystać z koncertowej oferty Lata z Radiem. Na liście występujących tego dnia muzyków widnieli: Natalia Lesz, zespół Pectus i Patrycja Markowska.

fot. Natalia Lesz z tancerzami na scenie

Z tego grona wykonawców zdecydowanie najmniej odpowiada mi repertuar rzeszowskiego Pectusa i po sobotnim koncercie niewiele się w tej kwestii zmieniło. Grupa udowodniła wprawdzie, że jak trzeba, potrafi mocniej szarpnąć strunami gitary, a jej piosenki świetnie sprawdzają się na rodzinnych imprezach, jednakże moją cierpliwość nadwyrężał wokalista, Tomek Szczepanik. Poruszając się niemal na okrągło w górnych rejestrach skali swojego głosu, był momentami tak męczący, że można było mieć go serdecznie dość. Oczywiście nie kwestionuję tu wokalnych umiejętności pana Tomka. Ja po prostu nie kupuję tej estetyki. Publiczności bardzo się jednak podobało, a to chyba najważniejsze.

Najbardziej niezrozumiana przez publikę była tego dnia Natalia Lesz. Oprócz fatalnej pogody na pewno przyczyniła się do tego wczesna pora jej występu, a ta z kolei uzasadniała deficyt ludzi. Co więcej, wydaje się, że panna Lesz w tych stronach nie jest po prostu zbyt dobrze znana (co najwyżej jedynie jako uczestniczka „Tańca z gwiazdami”, nie zaś jako wokalistka), a jeżeli nawet ktoś słyszał wcześniej jej singlowe „Fall”, „Power of attraction”, „Coś za coś” lub „RADIOactive”, niestety podczas jasielskiego koncertu nie miał sposobności, by bawić się przy żadnym z tych utworów, bowiem wokalistka podczas swojego występu (nie wiedzieć czemu) postawiła na inny repertuar.

Najlepiej zabrzmiała jej najnowsza propozycja – „That girl”. Utwór już od kilku tygodni „śmiga” na antenie Radia ZET i jest to z pewnością piosenka idealnie dobrana do trwającej obecnie pory roku – energetyczna i delikatnie electropopowa. Niestety publika i tego utworu najwidoczniej nie kojarzyła. Domyślam się, że jej reakcje były chłodne także z kilku innych powodów. Natalia, chociaż była sympatyczna dla publiczności, często miała trudności z płynnym wypowiadaniem swoich myśli. To właściwie może zdarzyć się każdemu, więc może nie powinienem wyolbrzymiać takich błahostek. Trudniej jednak zrozumieć to, dlaczego Natalia nie do końca orientowała się, ile piosenek ma tego dnia zaprezentować i w którym momencie wchodzi ona, w którym zaś jej tancerze. Konkluzja była zatem oczywista – ona nie była po prostu dobrze przygotowana do tego występu, a to raczej nie przemawia na jej korzyść.

fot. Natalia Lesz

Na szczęście średnio udaną prezencję nieco rekompensował wokalny aspekt koncertu. Ze śpiewem było bowiem nieco lepiej, aczkolwiek wydaje mi się, że momentami Lesz korzystała z częściowego playbacku. W muzyce pop wspomaganie głosu nagranymi wcześniej dodatkowymi wokalami nie jest jednak czymś, za co powszechnie gani się wykonawców. Skądinąd nasza bohaterka warunkami głosowymi nigdy nie imponowała, ale w oferowanej przez nią muzycznej estetyce ten czynnik (albo – żeby było modniej – faktor) niekoniecznie każdorazowo odgrywa kluczową rolę. Żałuję trochę, że na jej występ przewidziano tak mało czasu (około pół godziny). Czuję, że z czasem szłoby jej coraz lepiej. Nie wiem jak reszta publiki, ale ja z ochotą posłuchałbym jej dłużej, bo po tak krótkim koncercie trudno wyrobić sobie zdanie o niej jako wokalistce.

Na pewno niespodzianką podczas krótkiego koncertu Natalii były covery – „Dream a little dream” przechodzące w którymś momencie w „Sweet dreams (are made of this)”, a także największy hit z repertuaru Kylie Minogue, „Can’t get you out of my head”. Mimo licznych zastrzeżeń do tego minirecitalu pannie Lesz życzę wszystkiego dobrego i mam nadzieję, że na jej najnowszym albumie znajdę kilka nagrań tak samo pozytywnych, jak aktualnie promowane „That girl”.

fot. Natalia Lesz

Zdecydowanie najlepiej tego dnia zaprezentowała się Patrycja Markowska. Córka wokalisty legendarnego Perfectu nie powinna być już przedstawiana w tenże sposób, bowiem z roku na rok coraz śmielej udowodnia, że zasługuje na wydzieloną specjalnie dla niej rubrykę w encyklopedii polskiej muzyki rozrywkowej. Przez wiele lat miała trudności z przebiciem się do niektórych strategicznych mediów, a jej piosenki były przebojami raczej małego kalibru (o ile w ogóle nimi były). Przełomowy okazał się dopiero wydany w 2007 r. album „Świat się pomylił”. Od tego czasu każdy singiel Markowskiej jest wielkim radiowym hitem – podobnie jak przez wiele lat było w przypadku Kasi Kowalskiej (jej ostatnia płyta z coverami piosenek Grzegorza Ciechowskiego przerwała dobrą passę).

fot. Patrycja Markowska podczas jasielskiego koncertu Lata z Radiem

Nie będę ukrywał, że piosenki Patrycji, choć przebojowe, rzadko robią na mnie wrażenie. Nie jest to zatem szczególnie bliska mojemu sercu wokalistka. Moje podejście zmienił trochę sobotni występ. Markowska przez cały koncert tryskała pozytywną, rockandrollową energią. Była pewna siebie, żywiołowa, z łatwością komunikowała się z publicznością (czego zdecydowanie brakowało Natalii Lesz), a przede wszystkim sypała hitami jak z rękawa. Poza długą listą przebojów z jej repertuaru (m.in. „Drogi kolego”, „4 ściany”, „Gdy zgasną światła”, „Świat się pomylił”, „Jeszcze raz”, „Deszcz”, „Księżycowy”, „Hallo, hallo” czy „Ostatni”) usłyszeliśmy też kilka muzycznych petard z zagranicznego podwórka. Pojawiło się m.in. kultowe „Twist and shout”, a także wykonane przez wspomagającego Markowską wokalnie Marcina Koczota – „Maniac” Michaela Sembello.

Publiczność odśpiewywała z Patrycją większość jej utworów, nierzadko ruszając się przy tym tak, jak jej zagrano. A zespół wokalistki swoją grą naprawdę porwać potrafił. Dało się odczuć, że show było dopracowane (nie było niepotrzebnych przestojów), w przeciwieństwie do energii, która była spontaniczna. Tłum doskonale bawił się zwłaszcza przy pochodzącym z filmu o tym samym tytule hicie „Jeszcze raz”, a najwięcej nostalgii wprowadziła nagrodzona przed 4 laty w Opolu w koncercie „Premier” ballada „Świat się pomylił”.

fot. Patrycja Markowska na scenie

Rzecz jasna, nie obyło się bez bisu, którego – co warto podkreślić – publiczność nie domagała się przy koncercie Natalii Lesz. W pozaregulaminowym czasie koncertu na pierwszy ogień poszedł zeszłoroczny szlagier „Księżycowy”, a potem usłyszeliśmy utwór „dla bardziej wymagającej publiczności” (jak określiła go sama Markowska, twierdząc jednocześnie, że spełniamy to kryterium) – „W hotelowych korytarzach”. Wokalistka podkreśliła, że dla niej i jej zespołu jest to bardzo ważna kompozycja i być może będzie czwartym singlem z wydanego jesienią 2010 r. albumu „Patrycja Markowska”.

fot. Patrycja Markowska

fot. Patrycja Markowska daje czadu

Podsumowując zatem, nie fair z mojej strony byłoby, gdybym doszukiwał się w koncercie Patrycji Markowskiej jakichś niedociągnięć. Wszystko wyszło super i z czystym sumieniem mogę przyznać, że był to jeden z fajniejszych koncertów, w jakich brałem udział, a przypominam, że Patrycja nie jest piosenkarką, która często pojawia się w moim odtwarzaczu. Co ważne, niepotrzebne były żadne dodatkowe atrakcje wizualne, by widzowi towarzyszyło poczucie, że na scenie cały czas coś się dzieje. Markowska po 11 latach od swojego debiutu nabrała scenicznego doświadczenia, które w najlepszy sposób stara się spożytkować podczas każdego kolejnego show (gdy słuchałem jej na żywo w lutym 2010 r. podczas gali 20-lecia RMF FM, wówczas nie zrobiła na mnie ani w połowie tak dobrego wrażenia, jak przed kilkoma dniami). Jeżeli zatem wątpicie w duży talent i potencjał tej pani, to znak, że powinniście wybrać się na jej koncert. To najlepszy sposób, by zweryfikować swój pogląd.

fot. Patrycja Markowska w stroju, w którym występowała na początku koncertu

fot. Patrycja Markowska ze swoim gitarzystą

fot. Patrycja Markowska i wspomagający ją wokalnie Marcin Koczot

nagłówek i zdjęcia w tekście: zasoby własne