Co nowego w muzyce: single 2/2011

Erik Hassle „Are you leaving”

Elektryzująco-pulsujący podkład, niezły wokal, melodyjny refren i mamy kolejny uzależniający numer. Popełnił go niejaki Erik Hassle. Pochodzący ze Szwecji 22-letni muzyk nie jest wprawdzie zbyt urodziwy, ale za to Bozia nie poskąpiła mu muzycznego talentu, czego dowodem jest jego najnowszy singiel. „Are you leaving” to utwór promujący EP-kę „Mariefred sessions”, która jest efektem współpracy rudowłosego młodzieńca z dwoma dżentelmenami ze szwedzkiej kapeli Kent (niektórzy z Was na pewno o niej słyszeli).

Hassle debiutantem bynajmniej nie jest. Chłopak ma już na koncie pewne sukcesy w rodzimej Szwecji (choćby 2. miejsce wydanego jeszcze w 2009 r. krążka „Hassle” na tamtejszej liście bestsellerów płytowych). Prócz tego dał się poznać w kilku innych krajach, m.in. w Danii i Wielkiej Brytanii. Jego nowy singiel to od ponad miesiąca mój powerplay (obok kilku innych tytułów). To jednocześnie jeden z tych utworów, którym tej wiosny będę kibicowałem najwytrwalej, bo bije on na głowę większość nagrań z czołówek list przebojów (do dzisiaj nie mogę przeboleć sukcesu największej maszkary minionego roku – „The time (dirty bit)” zespołu, którego nazwy wymieniać nie ma potrzeby). Niestety niewystarczająco intensywna promocja, mało atrakcyjna facjata i nieznane nazwisko pozbawiają młodego wokalisty szans na to, by stawić czoła popularniejszym konkurentom. Od czego jest jednak MUZYKO(B)LOG?! Każda wzmianka o tym nagraniu polepsza jej notowania.

Ja „kupuję” ten numer. Może ktoś z Was też się skusi? Jak nie przekonają Was pierwsze sekundy, zaczekajcie przynajmniej do refrenu. Jeśli wytrwaliście do końca, posłuchajcie całości ponownie i powiedzcie mi potem, czy to naprawdę nie jest fajniejszy kawałek niż 3 głośne tegoroczne amerykańskie „numery jeden”: „Born this way”, „Hold it against me” i „E.T.”?

(posłuchaj)

fot. okładka singla: Erik Hassle „Are you leaving” (spotify.com)

 

Ambulans „Wiem, że”

Trzyosobowy zespół Ambulans nie jest w istocie nowym zjawiskiem w polskim szołbizie. Być może pamiętają go bywalcy co poniektórych festiwali. Niemniej o większym rozgłosie członkowie kapeli jak na razie mogli tylko pomarzyć. Jakąś szansę na przysporzenie grupie nowych sympatyków daje singiel „Wiem, że”. Sęk w tym, że jego promocja daleka jest od pożądanej. Gdyby nie powiadomienie, które otrzymałem od autora bloga europpoped.com, pewnie znacznie później dowiedziałbym się o istnieniu tego nagrania. Twórca rzeczonej strony chwali nasz zespół za futurystyczny teledysk (stylizowany trochę na film „Tron: dziedzictwo”) – te jednak na świecie kręci się od lat (w Polsce krótkometrażowe science-fiction otrzymaliśmy w tym roku także od Dody za sprawą klipu do „Bad girls”). Zakładam, że znaczenie miało dla niego również przyjazne radiu, współczesne, electropopowe brzmienie, które stawia ten utwór w jednym rzędzie z liczną reprezentacją hitów atakujących nas na co dzień z radiowych anten. Myślmy jednak trzeźwo – piosenka jest przeciętna (zresztą, jakby była wybitna, to zapewne paradoksalnie poświęcano by jej jeszcze mniej uwagi); nie ma w niej nic takiego, czym moglibyśmy się rozkoszować. Z drugiej strony jako całość wypada dosyć przyzwoicie i przebojowo, a członkom grupy Ambulans nie powinno towarzyszyć poczucie, że ostatnie single bardziej rozpoznawalnych muzyków z Video, Blue Café czy Lady Pank są pod jakimkolwiek względem lepsze od ich najnowszej propozycji. Oby tylko znalazło się dla niej trochę więcej miejsca w playlistach najważniejszych rozgłośni oraz w ofercie programowej kanałów muzycznych, bo bez promocji w radiu i telewizji o choćby krótkotrwały sukces nie będzie łatwo. Cóż, polski rynek muzyczny rządzi się własnymi (cudacznymi) prawami. Nie zmienia to faktu, iż życzę Ambulansowi powodzenia, tym bardziej, że oglądanie ciągle tych samych twarzy z krajowego podwórka zaczyna się robić nużące.

(posłuchaj)

fot. okładka singla: Ambulans „Wiem, że” (music.apple.com)

 

The Pierces „You’ll be mine”

Siostry Catherine i Allison Pierce rynek wydawniczy poznały już bardzo dobrze, jako że od ich fonograficznego debiutu mija w tym roku 11 lat. Przyznam się jednak do tego, że moja przygoda z ich muzyką zaczęła się dosłownie chwilę temu. A wszystko to za sprawą singla „You’ll be mine”, którym zachwyciłem się przed kilkoma tygodniami. Między piosenką sióstr Pierce a skomentowanymi powyżej nagraniami Erika Hassle i grupy Ambulans nie ma absolutnie żadnych punktów wspólnych. Podczas gdy tamta dwójka wpisuje się w panujące trendy, duet The Pierces podąża w przeciwnym kierunku.

Słuchając „You’ll be mine”, ma się wrażenie, że cofamy się w czasie o kilka muzycznych epok. Takiej estetyki próżno szukać w piosenkach gwiazd, które podbijają dzisiaj listy przebojów. To staroświeckie brzmienie to jednak wielki atut singla Catherine i Allison – singla, który z miejsca przypadł mi do gustu i od tego czasu nie daje mi spokoju. Sympatyczne jest w nim także to, że przywołuje na myśl inne, ważne dla mnie nagranie. Kto czytał na blogu singlowe podsumowanie roku 2010 (tutaj), ten wie, że jednym z moich zeszłorocznych faworytów było nagranie „1000 years” Brytyjczyków z The Coral. „You’ll be mine” odbieram jako kobiecą odpowiedź na tamten fantastyczny kawałek. Być może dla kogoś innego podobieństwo między tymi tytułami nie będzie już tak uderzające („1000 years” jest na przykład bardziej rockowe i brzmi surowiej), ale nie da się zaprzeczyć, że łączą je pewne charakterystyczne cechy. Skądinąd przypuszczam, iż nie tylko mnie przyszło na myśl, że członkinie The Pierces i panowie z The Coral inspiracji do swoich utworów szukali w podobnym repertuarze sprzed lat.

Mimo iż nie liczę na to, że komuś z Was udzieli się mój entuzjazm wobec „You’ll be mine”, nie będę ukrywał, że znalezienie innych sympatyków tej kompozycji byłoby wielce satysfakcjonujące, zwłaszcza jeśli przyczynkiem do tego okaże się mój blogowy wpis.

(posłuchaj)

fot. okładka EP-ki: The Pierces „You’ll be mine” (spotify.com)