Ulubione piosenki #7: Tracy Chapman „Talkin’ bout a revolution”

Tracy Chapman „Talkin’ bout a revolution”

W roku 1988 Tracy Chapman była jedną z najlepiej zapowiadających się postaci na muzycznym rynku wydawniczym. Jej pierwszy krążek, zatytułowany po prostu „Tracy Chapman”, przyjęto z ogromnym entuzjazmem po obu stronach Atlantyku. Pokochali go opiniotwórczy krytycy, jak i zwykli zjadacze chleba (dla przykładu: w Wielkiej Brytanii – 7-krotna platyna, w USA – 6-krotna platyna). Płyta przyniosła Chapman aż 7 nominacji do Grammy i 3 statuetki, z czego jedną należy uznać za szczególnie prestiżową – była to nagroda dla najlepszego debiutanta.

Jako że urodzona w Cleveland Afroamerykanka grała (co zresztą czyni po dziś dzień) muzykę folkową z domieszkami bluesa, popu i rocka, do przewidzenia było, iż jej pobyt na szczycie nie będzie trwał zbyt długo. I faktycznie później z jej karierą bywało już różnie. Wprawdzie w połowie lat 90. sukcesem okazał się album „New beginning” i promujący go bluesowy singiel „Give me one reason”, jednakże kolejne lata nie przyniosły Tracy już żadnego znaczącego sukcesu komercyjnego. Nie sądzę jednak, by to spędzało jej sen z powiek. Wydaje się bowiem, iż przez cały ten czas nie takie cele przyświecały wokalistce. W swojej muzyce, prócz tego, że właściwie na każdym kroku udowadnia nam swą wrażliwość oraz wokalno-songwriterski talent, bez oporów prezentuje swoje polityczne poglądy i opisuje współczesne problemy społeczne. A w grę nie wchodzą żadne kompromisy. Tracy śpiewa o tym, co leży jej na sercu. Dzieli się z słuchaczem swoimi przemyśleniami. I to właśnie czyni z niej wiarygodną artystkę.

Wielu ogranicza Chapman do debiutanckiego albumu, nie wgłębiając się w jej późniejsze dokonania. Jej znakiem rozpoznawczym jest zwłaszcza wydany wiosną 1988 r. singiel „Fast car”. Utwór doskonale radził sobie na strategicznych listach przebojów i otworzył nowy rozdział w życiu artystki. Ja jednak bardziej przywiązałem się do nagranego 2 dekady później coveru tej kompozycji, którego wykonania podjęła się ex-członkini popularnego girlsbandu Sugababes, Mutya Buena (ten utwór pojawił się już w ramach blogowego cyklu „Ulubione piosenki” – tutaj). Niemniej z repertuaru Chapman mocniej od „Fast car” oddziałuje na mnie pochodzący również z jej pierwszego krążka utwór „Talkin’ bout a revolution”, wydany na singlu tuż po sukcesie „Fast car”.

Singiel „Talkin’ bout a revolution” nie spotkał się z tak ciepłym przyjęciem, jak jego poprzednik. Był jednak notowany na kilku ważnych listach przebojów, zaś nakręcony do tego utworu skromny, koncertowy teledysk doczekał się emisji na światowych kanałach muzycznych. Jako że moja przygoda z muzyką na poważnie zaczęła się już w latach 90., a premiera komentowanego singla przypadła jeszcze na lata 80., wydawać by się mogło, że nie miałem zbyt wielu okazji, by napotkać „Talkin’ bout a revolution” w telewizji, a liczyć mogłem co najwyżej na rodzime radiostacje (internetu wtedy jeszcze nie miałem). Nic bardziej mylnego. To właśnie dzięki telewizji dobrze zapamiętałem ten wyjątkowy utwór, który traktuję jako miłe i ważne wspomnienie z dzieciństwa. Wyreżyserowany na jego potrzeby teledysk zachowałem w pamięci, pomimo tego, iż nie był pod żadnym względem atrakcyjny. Traf chciał, że raz na jakiś czas udawało mi się na niego natknąć na różnych kanałach muzycznych, co zresztą zdarzało mi się (niestety znacznie rzadziej) także w pierwszej dekadzie nowego wieku.

Pani Chapman nie emanuje seksem, nie ma drapieżnego makijażu, nie nosi wyzywających strojów i nie gustuje w fikuśnych fryzurach. Stawia na naturalność. Jest skromna – tak jak jej muzyka. Jako dziecko przez krótki czas miałem nawet wątpliwość co do jej płci (kto widział klip do „Talkin’ bout a revultion”, ten być może zrozumie, skąd ta wątpliwość). Na szczęście sprawa szybko się wyjaśniła. Utwór, do którego przygotowano ów niskobudżetowy klip, również jest mało skomplikowany. I właśnie ta jego kompozycyjna prostota (oparcie się właściwie na kilku gitarowych chwytach) paradoksalnie czyni z niego bogate muzycznie dzieło. Tracy śpiewa i gra tak przekonująco, iż absolutnie nie ma tu mowy o żadnym przekłamaniu. Wszystko wydaje się wychodzić prosto z jej serca, dzięki czemu piosenka jest szczera i wzruszająca. Co więcej, nie doszukamy się tu żadnych udziwnień, ozdobników czy fajerwerków. Tracy równie dobrze mogłaby siedzieć z nami przy ognisku, chwycić za gitarę i zagrać ten utwór w bardzo podobny (nie mniej przejmujący) sposób.

fot. okładka albumu: Tracy Chapman „Tracy Chapman” (spotify.com)

Poza ujmującą swą prostotą melodią w „Talkin’ bout a revolution” pojawia się ideologiczny tekst, będący odzwierciedleniem politycznych przemyśleń wokalistki. To jednak nie ze względu na treściowy przekaz pokochałem to nagranie. Trudno mi właściwie wskazać, co zadecydowało, że drugi singiel z albumu „Tracy Chapman” każdorazowo wzbudza we mnie wielkie emocje i przykuwa moją uwagę niezależnie od okoliczności, w których się w danej chwili znajduję. Tak naprawdę moja miłość do tego nagrania zaczęła się stosunkowo niedawno. Mimo że znam je już od kilkunastu lat, to dopiero kilka miesięcy temu podszedłem do niego z większym zaangażowaniem, odkrywając go na nowo. Sięgnąłem w jego głąb i znalazłem coś, czego – ze stratą dla mnie – nie słyszałem wcześniej. To chyba najlepszy dowód na to, że niekiedy osłuchanie się z piosenką daje nam szansę, by ostatecznie doszukać się w niej tego wszystkiego, co ma w niej jakieś znaczenie i niesie ze sobą choćby maleńki ładunek emocjonalny. Czasem dopiero za n-tym razem zdołamy usłyszeć coś, co rzekomo przez cały czas było na wierzchu – tyle że my jakoś nie mogliśmy tego dostrzec (dosłyszeć).

Dla osób znających przynajmniej kilka piosenek Tracy nie powinno być zaskoczeniem, iż omawiany utwór jest w całości jej autorstwa. Muzyka i tekst tej folkowej, zaledwie 160-sekundowej pieśni zapewne nie współgrałyby tak idealnie, gdyby były dziełem różnych osób. Jest to jeden z tych utworów, z którymi Tracy utożsamiana będzie już zawsze. Szkoda tylko, że na tym polu piękne „Talkin’ bout a revolution” musi ustępować miejsca wspomnianemu wcześniej „Fast car” (a pewnie i „Give me one reason”). Przypuszczam, że dla większości z Was to nagranie nie będzie w żaden sposób wyróżniało się na tle innych kompozycji utrzymanych w podobnej stylistyce (a utworów skonstruowanych w analogiczny sposób można się wszak doszukać wielu). Dla mnie jednak ma ono ogromne znaczenie i z czasem staje się coraz ważniejsze.

nagłówek – fot. okładka singla: Tracy Chapman „Talkin’ bout a revolution” (music-bazaar.com)