Relacja ze spotkania w ramach kampanii Philipsa – „Fascynacja dźwiękiem” (05.10.2010 r.)

5 października br. wziąłem udział w pewnym interesującym przedsięwzięciu. Moja obecność nie była tam w pełni przypadkowa, ponieważ – trochę niespodziewanie – zostałem nań zaproszony przez przedstawiciela firmy Heureka. Spotkanie w warszawskim klubie „M25” w ramach kampanii „Fascynacja dźwiękiem” sygnowanej nazwą firmy Philips stanowiło doskonałą okazję do tego, by przekonać się, jak miłośnicy muzyki, w tym także Philips, rozumieją ową fascynację.

Podczas eventu wśród zaproszonych gości dało się zauważyć osoby, które dźwiękiem fascynują się od lat i są z tego powszechnie znane (choćby redaktora naczelnego „Machiny”, pełniącego także funkcję dyrektora muzycznego niektórych polskich festiwali, Piotra Metza). Twarzą polskiej odnogi wspomnianej kampanii mianowany został radiowy guru, Marek Niedźwiecki, który muzyką pasjonuje się jak mało kto. Nim jednak popularny radiowiec podzielił się z nami swoimi przemyśleniami, wpierw o nowej kampanii wizerunkowej firmy Philips (która na świecie znana jest pod anglojęzyczną nazwą „Obsessed with sound”) co nieco opowiedział nam jeden z jej przedstawicieli. W tym miejscu należy wspomnieć, że globalnie wspomnianą akcję wspierają dwie mocno związane z muzyką osobistości. Pierwszą z nich jest brytyjski producent, laureat kilku nagród Grammy, Steve Lillywhite, który zasłynął głównie za sprawą owocnej współpracy z legendą rocka – zespołem U2. Druga persona to z kolei Geoff Foster – realizator dźwięku, który pracował m.in. przy filmie „Batman początek”, i – podobnie jak Lillywhite – ma na swoim koncie różne prestiżowe wyróżnienia (w tym również Grammy).

Po kilku słowach wstępu oraz obejrzeniu na telebimie przygotowanego na ten wieczór filmu promocyjnego przyszedł czas na kilkudziesięciominutowy wywiad z Markiem Niedźwieckim. Podczas rozmowy z człowiekiem, który jest odpowiedzialny za ukształtowanie gustu muzycznego wielu Polaków, dowiedzieliśmy się, że jego zdaniem jedną z najwspanialszych płyt w historii muzyki jest „The dark side of the moon” grupy Pink Floyd. Zresztą ten album typowany był na jedno z najważniejszych muzycznych wydawnictw wszech czasów także przez wielu uczestników spotkania, którzy zechcieli na tę okazję przygotować własne listy z tytułami ulubionych płyt.

Marek Niedźwiecki swoją miłość do kultowego longplaya Pink Floyd określił jako przykład fascynacji dźwiękiem. Znany radiowiec przyznał, że za młodu w każdą piątkową noc za pośrednictwem swojego radioodbiornika słuchał listy przebojów amerykańskiego magazynu „Billboard”, ponieważ w tamtych czasach była to jedyna forma dotarcia do tego popularnego zestawienia. Jak stwierdził: „Radio było moim oknem na świat”.

Marek Niedźwiecki podczas rozmowy z Izabelą Rogulską (marketingowcem Philips Polska) przywołał ważną dla niego piosenkę z lat 70. zeszłego stulecia (a dokładniej z 1976 r.), wykonywaną przez niejakiego Johna Milesa, który śpiewał w niej: „Music is my first love and it will be my last”. Z tymi słowami w pełni zgadza się najpopularniejszy głos „Listy Przebojów Programu Trzeciego”. Nie sposób mu w tym nie przyklasnąć. Dla mnie, podobnie jak dla pana Marka, życie byłoby bezbarwne, gdyby nie muzyka. Dziennikarz ujawnił, że pierwsze w swoim życiu płyty kompaktowe zakupił w 1987 r. w Holandii i były to krążki Whitney Houston pt. „Whitney” (z wielkim przebojem „I wanna dance with somebody (who loves me)”) oraz Gino Vannelliego pt. „Big dreamers never sleeps” (z granym do dziś w radiowej Trójce przebojem „Wild horses”). Dowiedzieliśmy się także, że Marek Niedźwiecki, co chyba nie było dla nikogo zdziwieniem, jest uzależniony od kupowania płyt, których ma w swojej kolekcji tysiące (jak sam stwierdził, z jednej ze swoich podróży do USA przywiózł ich około dwustu). To wprawdzie tylko niektóre ciekawostki, którymi uraczył nas uznawany za muzycznego eksperta radiowiec, ale jednocześnie jedne z tych najbardziej interesujących.

fot. Izabela Rogulska i Marek Niedźwiecki

fot. Marek Niedźwiecki we własnej osobie

Po zakończonej rozmowie przedstawicielka Philips Polska zaprosiła wszystkich do pomieszczeń, w których podłączono nowatorskie sprzętowe „cacka” oferowane przez tę firmę. Niektóre z nich zostały nawet wyróżnione przez Europejskie Stowarzyszenie Technik Audiowizualnych EISA (w sumie Philips zgarnął ostatnio aż 4 nagrody przyznawane przez to stowarzyszenie). I tak oto miałem możliwość przesłuchania fragmentów jednej z moich ulubionych płyt (Aaliyah pt. „Aaliyah”) na nowej, ciekawie zaprojektowanej i dobrze oddającej brzmienie tego krążka wieży MCi900 (wyróżnionej przez EISA). Z kolei oglądając – za pośrednictwem nowoczesnego kina domowego – zespół Bon Jovi wykonujący koncertową wersję przebojowego „Livin’ on a prayer”, czułem się, jakbym był w centrum wydarzeń. Muszę przyznać, że dźwięki wydobywające się z tego urządzenia zrobiły na mnie ogromne wrażenie.

fot. Marek Niedźwiecki zapowiada koncert Anity Lipnickiej i Johna Portera

Zwieńczeniem udanego wieczoru był koncert święcącego u nas swego czasu triumfy duetu Anita Lipnicka i John Porter. Para udowodniła nam, że fascynujące są nie tylko głośne, elektroniczne tudzież przestrzenne dźwięki, ale także te delikatne, subtelne, osiągane za pomocą skromnego połączenia dobrego, barwnego wokalu (a tego obojgu artystom odmówić nie możemy) z brzmieniem akustycznych gitar (choć – gwoli ścisłości – pod koniec Porter na moment zamienił swoją gitarę na elektryczną). Wprawdzie muzyka tego duetu, choć urokliwa i bardzo naturalna (bez niepotrzebnych urozmaiceń różnej maści), na dłuższą metę może słuchacza nieco znużyć (dlatego wskazane jest jej odpowiednie dawkowanie), ale w mojej ocenie koncert wypadł naprawdę nieźle, a Anita i John mogą być z siebie zadowoleni. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się, że John Porter jest człowiekiem obdarzonym aż takim poczuciem humoru. Sugerując się jego niekiedy trochę groźnie wyglądającą miną, można odnieść wrażenie, że jest to osoba raczej nieskora do częstych żartów, podczas gdy rzeczywistość jest zgoła odmienna. John często zwracał się do publiki, używając polsko-angielskiej mieszanki językowej, nie szczędząc nam przy tym zabawnych komentarzy.

fot. Anita Lipnicka i John Porter na scenie warszawskiego klubu „M25”

fot. Anita Lipnicka

Cieszy mnie, że podczas koncertu nie zabrakło utworów, które lubię. Mam tu przede wszystkim na myśli przeboje „Then & now” i „Bones of love” pochodzące z pierwszego wspólnego albumu Anity i Johna noszącego tytuł „Nieprzyzwoite piosenki” (krążek w 2003 r. przez 8 tygodni okupował szczyt polskiej listy bestsellerów płytowych). Z tego krążka Anita i John wykonali więcej piosenek – w tym gronie znalazły się utwory „Cry” i „Knock, knock”. Oczywiście duet nie zapomniał także o przebojach z pozostałych albumów, w związku z czym zgromadzeni w warszawskim klubie „M25” goście mogli usłyszeć ponadto „Hold on” czy choćby „Old time radio”. Koncert trwał jakąś godzinę, ale publiczność była nim na tyle oczarowana (notabene, znalazły się nawet jednostki, które odważyły się w kilku jego momentach tańczyć pod sceną), że jasno zakomunikowała duetowi, by zagrał na pożegnanie jeszcze coś. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, owym ostatnim utworem była piosenka „For you”, która – zgodnie z tym, co mówiła Anita – była pierwszą kompozycją wykonaną wspólnie przez nią i Johna mniej więcej przed 10 laty. Wtedy to oboje uznali, że koniecznie muszą coś razem zrobić. I, jak podsumowała to Anita, skończyło się na 3 wspólnych płytach (a nawet 4, jeśli doliczymy EP-kę „Other stories”) i dziecku. Rozpoczęty przed godziną 20 event zakończył się kilka minut po godzinie 23.

fot. John Porter

Podsumowując, muszę stwierdzić, że to bardzo dobra nowina, iż firma Philips w swojej najnowszej kampanii wizerunkowej postanowiła położyć nacisk na jakość dźwięku (tj. czynnik, który dla każdego fana muzyki ma znaczenie nie do przecenienia), licząc się przy tym nie tylko z opiniami niekwestionowanych autorytetów w tej dziedzinie (takich jak Marek Niedźwiecki), ale także zwykłych odbiorców muzyki (takich jak ja). Dziękuję za zaproszenie, otrzymany upominek i niezapomniane wrażenia!

nagłówek – fot. Anita Lipnicka i John Porter występujący podczas spotkania w ramach kampanii Philipsa – „Fascynacja dźwiękiem”
zdjęcia w tekście: zasoby własne