Ciekawostki #16: ZZ Top, Edyta Górniak i covery jej utworów, No Angels

  • ZZ Top

Znakiem rozpoznawczym amerykańskiej bluesrockowej grupy ZZ Top niezmiennie od kilku dekad są charakterystyczne długie brody 2 jej członków – wokalistów i gitarzystów, Billy’ego Gibbonsa i Dusty’ego Hilla. Szczyt kariery tego zespołu przypada na połowę lat 80., kiedy to wielkim sukcesem komercyjnym okazały się albumy „Eliminator” (1983 r.) i „Afterburner” (1985 r.). W tym właśnie okresie, a dokładniej w 1984 r., popularny koncern Gillette złożył liderom ZZ Top niecodzienną propozycję. W zamian za wystąpienie obu panów w telewizyjnej reklamie Gillette, w której obaj mieli zgolić swoje hodowane przez lata brody, każdy z nich miał otrzymać niebagatelne wynagrodzenie… równe milion dolarów! Wydawać by się mogło, że była to oferta nie do odrzucenia – tyle tylko, że członkowie ZZ Top, goląc brody, straciliby swój znak rozpoznawczy, dzięki któremu na stałe zapisali się w popkulturze. Gibbons i Hill doszli najwyraźniej do tego samego (jak mniemam – słusznego) wniosku i odrzucili propozycję Gillette. Panowie przewrotnie stwierdzili, że są zbyt brzydcy bez brody, żeby zdecydować się na jej zgolenie.

Pisząc o ZZ Top, warto również zwrócić uwagę na fakt, że zespół ten powstał w 1969 r., a zatem na scenie występuje już od ponad 40 lat – to czyni go jedyną popularną na świecie kapelą, która przez tak długi czas gra nieprzerwanie w niezmienionym składzie. Trzecim (po Gibbonsie i Hillu) muzykiem grupy jest perkusista Frank Beard (czy to przypadek, że jego nazwisko oznacza „broda”, pomimo tego, że to jedyny członek ZZ Top, który brody zasadniczo nie nosi?).

fot. ZZ Top (rockhall.com)

  • Edyta Górniak

Gdyby nie Edyta Górniak, to co najmniej kilku zagranicznych artystów… miałoby na swoim koncie o jeden przebój mniej. Niewielu bowiem wie o tym, że niektóre piosenki z repertuaru polskiej wokalistki zostały zapożyczone przez innych wykonawców. Najbardziej znany w Polsce cover przeboju Edyty Górniak to piosenka „One & one” w wykonaniu Roberta Milesa, DJ-a o włosko-szwajcarskich korzeniach. W wersji Milesa nagrania warstwy wokalnej podjęła się mało znana brytyjska wokalistka, Maria Nayler. Sęk w tym, że Miles wydał „One & one” rok wcześniej niż sama Edyta, przez co można odnieść mylne wrażenie, że to ona włączyła do swojego repertuaru cudzy przebój. Zgodnie jednak z medialnymi doniesieniami „One & one”, napisane specjalnie dla Edyty i nagrane przez nią na długo przed wydaniem jej pierwszego międzynarodowego krążka „Edyta Górniak” z 1997 r., trafiło w ręce Milesa bez zgody wokalistki. W związku z tym zanim polska piosenkarka zdążyła wylansować swoją wersję, pierwszy zrobił to Miles.

Zauważyć jednak należy, że Górniak nie widnieje na liście autorów tej kompozycji, trudno zatem teraz stwierdzić, czy faktycznie – tak jak zdawała się twierdzić w tamtym czasie – Miles bezprawnie wykorzystał przeznaczony dla niej utwór, czy może jego autorzy zdecydowali się udostępnić go nie tylko Edycie, ale i zdobywającemu w tym czasie popularność DJ-owi. Niemniej bez względu na to, jaki był faktyczny przebieg zdarzeń, warto podkreślić, że jeden z 3 (obok „Children” i „Fable”) największych przebojów Roberta Milesa, do dziś często emitowany w polskich stacjach radiowych (chociaż moim zdaniem wersja Edyty jest bardziej wyrazista i bardziej udana pod każdym względem), jest piosenką pochodzącą z repertuaru polskiej artystki.

Z tego samego krążka Górniak, co wspomniane „One & one”, pochodziła ballada, którą w 1999 r. wydała na singlu brytyjska wokalistka, Martine McCutcheon. Piosenka „Perfect moment” (bo o niej mowa) była na Wyspach Brytyjskich wielkim przebojem – dotarła na sam szczyt The UK Singles Chart i do dzisiaj pozostaje największym hitem w karierze Brytyjki. Później McCutcheon wydała jeszcze kilka singli, a jej ostatni jak dotąd album ukazał się 8 lat temu. Niektórzy mogą kojarzyć Martine z filmu „To właśnie miłość” („Love actually”), w którym zagrała partnerkę Hugh Granta.

Z kolei była członkini najpopularniejszego girlsbandu w historii, Melanie C, na solowym krążku „Reason” z 2003 r. zamieściła własną interpretację kolejnego utworu z pierwszego międzynarodowego albumu Górniak, tj. piosenkę „Soul boy”. Ponadto Robin Beck, znana z przeboju „First time”, wykorzystanego w wielu reklamach Coca-Coli, nagrała swoją wersję wielkiego przeboju Górniak z tej samej anglojęzycznej płyty, „When you come back to me”. A to i tak nie wszystkie covery piosenek Edyty Górniak z tego krążka… Najwyraźniej wydawnictwo to miało naprawdę spory potencjał, skoro artyści z różnych stron świata tak chętnie korzystali z zamieszczonych na nim utworów. Najczęściej przerabiane było wspomniane „Perfect moment”. Zagraniczni wykonawcy wykorzystali również kilka utworów z późniejszych albumów Edyty. Np. popularna zwłaszcza w latach 80. XX w. niemiecka wokalistka Sandra (znana m.in. przebojów „(I’ll never be) Maria Magdalena”, „Everlasting love” czy odświeżonego w 2006 r. i często emitowanego w polskich radiostacjach „Around my heart”) wykorzystała utwór „Sleep with me”, nadając mu jednak inny tytuł – „Casino Royale”. Zresztą nie ona jedna była zauroczona tą kompozycją, ponieważ także kilku innych mniej znanych wykonawców podjęło się jego „przerobienia”. Na warsztat wzięto nawet jedną z piosenek z ostatniego krążka Edyty pt. „E.K.G.”, tj. utwór „Love is a lonely game” (Jennifer Kae). Ciekawostką jest z pewnością fakt, że taneczną piosenkę „Love is on the line”, wydaną na singlu jeszcze za czasów, gdy Edyta promowała album „Dotyk”, napisała… Kylie Minogue.

Jak wszyscy wiemy, Edyta Górniak jest gwiazdą wyjątkowo chimeryczną i przez swój trudny charakter poddawana jest ciągłej medialnej nagonce. Tyle że to nasz ogromny muzyczny skarb – wokalistka obdarzona niebywałym wręcz głosem, którego większość zagranicznych gwiazd i gwiazdeczek mogłoby jej tylko pozazdrościć, niezwykle wrażliwa muzycznie, posiadająca ogromny potencjał i wszelkie warunki, by zostać światową gwiazdą. Jedyny problem w tym, że przyszło jej zmierzyć się z polskim show-biznesem, który rządzi się swoimi zaściankowymi prawami. Do zrobienia kariery z prawdziwego zdarzenia zabrakło tylko jednego czynnika – urodzenia się w USA. Mam przeczucie (graniczące z pewnością), że gdyby to właśnie tam Edyta stawiała swoje pierwsze kroki w muzyce, wcześniej czy później oczarowałaby najważniejszych decydentów tamtejszego przemysłu muzycznego i bez dwóch zdań byłaby dziś gwiazdą wielkiego formatu, znaną po obu stronach Atlantyku. Myślę, że nawet to jej kapryśne usposobienie to kolejny element potwierdzający, że Edyta stworzona została do tego, by być gwiazdą. Niestety lata mijają i jak na razie nie zanosi się na to, by ta całkiem dobrze zapowiadająca się na przełomie wieków międzynarodowa kariera Edyty Górniak znowu mogła stać się faktem i tym razem rozwinąć się na dobre. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej na polskim rynku muzycznym Edycie uda się jeszcze coś zdziałać i piosenkarka przestanie być ciągle postrzegana przez pryzmat przebojów z wydanego już 15 lat temu bestsellerowego albumu „Dotyk” (notabene, naprawdę udanego). Trzymam kciuki – a jest za co!

  • No Angels

Najpopularniejszym girlsbandem w Niemczech przez kilka lat pozostawał kobiecy kwintet (zredukowany później do 4 osób) o nazwie No Angels, którego skład ukształtowano w programie typu reality show pt. „Popstars”. Wydany w 2001 r. debiutancki album grupy zatytułowany „Elle’ments” cieszył się w Niemczech ogromną popularnością, osiągając oszałamiający – jak na warunki niemieckiego rynku fonograficznego – nakład 1,05 mln egzemplarzy. Jest to tym samym najlepiej sprzedający się krążek girlsbandu w historii niemieckiej branży muzycznej. Co ciekawe, drugie miejsce w tym rankingu zajmują… również No Angels – a to za sprawą wydanego rok później albumu „Now… us!” (ok. 800 tys. kopii). Z debiutanckiej płyty pochodziło popularne także w Polsce nagranie „Daylight in your eyes”, a ponadto m.in. zapomniane już, choć przez krótki czas promowane również w naszym kraju, kawałki „Rivers of joy” i „There must be an angel” (cover przeboju Eurythmics z 1985 r.). Z kolei singlem promującym drugi album No Angels był przebojowy utwór „Something about us” – w Polsce furorę robił jednak dopiero drugi singiel z płyty, noszący tytuł „Still in love with you”.

2 kolejne wydawnictwa No Angels sprzedały się już znacznie gorzej, chociaż drugie z nich, tj. krążek „Pure” wydany w 2003 r. – podobnie jak „Elle’ments” i „Now… us!” – zdołał po raz ostatni w karierze doprowadzić dziewczyny na szczyt niemieckiej listy bestsellerów płytowych. Poza wspomnianymi albumami światło dzienne ujrzał również krążek akustyczny oraz płyta z największymi przebojami (w 2008 r. album typu „greatest hits” wydano po raz kolejny).

Niedługo po pojawieniu się płyty „Pure” popularna kobieca grupa rozpadła się, aby – jak się potem okazało – po dłuższej przerwie wrócić na muzyczną scenę; chociaż tym razem już ze znacznie mniejszą siłą rażenia. Podczas gdy pierwszy po reaktywacji studyjny krążek No Angels pt. „Destiny” z 2007 r. (m.in. z całkiem niezłym electropopowym singlem „Teardrops” emitowanym przez krótki czas na polskich antenach radiowych i będącym jednocześnie coverem przeboju z lat 80. XX w. duetu Womack & Womack) sprzedał się w Niemczech stosunkowo słabo, chociaż mimo wszystko zdołał na moment zaistnieć na tamtejszym rynku, to zeszłoroczne wydawnictwo „Welcome to the dance” (promowane jak dotąd jedynym singlem z tego krążka pt. „One life”) okazało się komercyjną katastrofą – najwyższa lokata na liście bestsellerów płytowych to zaledwie 26. miejsce. Próbą ratowania podupadającej kariery girlsbandu (co w mojej opinii było raczej gwoździem do trumny dla – bądź co bądź – znanego w Europie zespołu) miał być występ na Eurowizji w 2008 r. z przeciętnym utworem „I disappear”. No Angels, które udział w finale konkursu miały zapewniony (jako że zgodnie z regulaminem reprezentacja Niemiec zawsze automatycznie dostaje się do finału), wypadły poniżej wszelkich oczekiwań, zajmując… przedostatnie miejsce (za uplasowaną ex aequo na ostatniej lokacie Polską, reprezentowaną przez Isis Gee, oraz Wielką Brytanią).

Mimo że No Angels nadal istnieją, wszystko wskazuje na to, że koniec grupy jest nieunikniony, ponieważ spadającego z roku na rok zainteresowania nią nie da się już raczej przekształcić w jakikolwiek sukces. Niemniej zapoczątkowanie mody na tworzenie w Niemczech kobiecych grup (sukces No Angels przyczynił się do powstania kolejnych niemieckich girlsbandów – Preluders, Monrose czy Queensberry), świetna sprzedaż zwłaszcza 2 pierwszych albumów, 4 single „numer jeden” w Niemczech, a w sumie 12 singli w top 10 niemieckiej listy przebojów, a także sukcesy w kilku innych krajach Europy (np. Austrii, Szwajcarii i Polsce) – te osiągnięcia na stałe zapisują No Angels w historii europejskiej muzyki rozrywkowej. I nie zmienią tego faktu nawet ostatnie, stosunkowo liczne porażki.


fot. okładka albumu: No Angels „Elle’ments” – najlepiej sprzedającego się w Niemczech albumu nagranego przez girlsband (spotify.com)

nagłówek – fot. okładka albumu: Edyta Górniak „Edyta Górniak” (spotify.com)